Na 15 minut przed końcem finału Ligi Mistrzów najlepsza polska drużyna Vive Tauron Kielce przegrywała dziewięcioma golami. Cała Polska posmutniała, a człowiek, który zjadł zęby na szczypiorniaku i za Vive podąża krok w krok - Leszek Salva napisał nam w tekście odezwę do malkontentów: "Nie narzekajcie. Drugie miejsce też jest dobre jako zwieńczenie tak wspaniałego sezonu". Nawet on nie wierzył w cud, jakiego będziemy świadkami. I faktycznie, niesamowite odrodzenie kielczan w końcówce finału, a później w karnych, należy rozpatrywać w kategoriach sportowego cudu. Nawet Karol Bielecki nie potrafił zdobyć bramki, a Nilssonowi, Iliciowi, czy Palmarssonowi wychodziło wszystko! Sławomir Szmal nie zachwycał. Okazało się, że on dopiero budzi w sobie bramkarskiego lwa, który zatrzyma rywali! Tałant Dujszebajew. W światowym szczypiorniaku to człowiek-orkiestra, chodząca encyklopedia. Kiedy trzeba było, krzyknął, wściekł się, ale gdy przewaga Veszpremu topniała, jego trener Xavier Sabate brał czas i gorąco apelował do swej ekipy o przebudzenie, nasz Tałant spokojnie stał. Nawet nie skupił ekipy wokół siebie. Dobrze wiedział, że w ten sposób może tylko namieszać, przeszkodzić. Przy dobrze naoliwionym mechanizmie, hulającym, nie trzeba majstrować. Gdy Tałant poprosił o czas na 10 sekund przed końcem, by rozrysować akcję, która da nam dogrywkę, Sabate przestrzegał swoich: "Uważajcie na Bieleckiego! Trzeba go zablokować!". Tymczasem Karol nawet nie wyszedł na parkiet na tę akcję. Wspaniałą robotę wykonał za to Krzysztof Lijewski. Później, w karnych, mieliśmy show "Kasy" i chłopaków, którzy potrafili pokonać Alilovicia, na czele z Tobiasem Reichmannem i Julenem Aguinagalde. Warta podkreślenie jest postać niby drugoplanowa, a bez której nie udałoby się zbudować tego dream teamu. Bertus Servaas. Holender, który w naszym kraju nie tylko robi dobry interes, ale też sporo naszemu krajowi daje. Oto zbudował najmocniejszą na świecie drużynę w piłce ręcznej, oto sprowadził trenera, który kieruje sprawnie Vive Tauronem, ale też reprezentacją Polski. Dziękujemy, Panie Bertus. Życzymy podejścia, które Pan prezentuje innym przedstawicielu biznesu zagranicznego, działającym w Polsce. Zbyt wiele jest przykładów prywatyzacji, które wiązały się z upadkiem, a nie rozwojem naszego sportu. Jedna z najpotężniejszych firm metalurgicznych na świecie przejęła Hutę im. Sendzimira, ale działający przy nim sport pod szyldem Hutnika poszedł w zapomnienie. A w raz z nim tysiące dzieciaków z najludniejszej dzielnicy Krakowa, które teraz w takich liczbach nigdzie nie znajdują fachowej opieki sportowej, sprzętu i bazy. Za zupełną darmochę. Bertus Servaas zżył się z Polską o wiele bardziej niż inny jego wielki rodak, któremu sporo zawdzięczamy - Leo Beenhakker. Pan Leo ogłosił że jego twardy dysk w głowie jest "full", więc nie nauczy się polszczyzny, a Panu Bertusowi jakoś się ta - przyznajmy trudna - sztuka udała. Jeszcze raz, dzięki!