Łomża Vive Kielce, aby zdobyć Puchar Europy, musiała dokonać tego, co nie udawało jej się do tej pory w Final4. Trzykrotnie kielczanie trafiali w Kolonii na Barcelonę i trzykrotnie te spotkania przegrywali. Gdy Barçy zabrakło w Final4 w 2016 roku, zdobyli to najcenniejsze trofeum. Ba, Łomża Vive mogła byc pierwszą drużyną, która w jednym sezonie Ligi Mistrzów trzykrotnie pokona Dumę Katalonii. Od początku spotkania było jednak widać, ze to niezwykle trudne zadanie. Kiepski początek Łomży Vive Kielce Mistrzowie Polski zaczęli trochę nerwowo - zwłaszcza w ataku. Trener Tałant Dujszebajew nieco zaskoczył składem, wypuszczając od razu do boju na bokach rozegrania Szymona Sićko i Branko Vujovicia, ale z perspektywy czasu - te decyzje się obroniły. W 8. minucie Katalończycy prowadzili 6-3, bo lepiej wykorzystywali swoje okazje w ataku pozycyjnym i szybciej wznawiali grę po straconej bramce. W tym brylował Aleix Gómez, który pokonywał Andreasa Wolffa ze skrzydeł i rzutów karnych. Zaskoczeniem były za to liczne trafienia drugiego skrzydłowego Angela Fernandeza, czyli byłego gracza Vive. Stąd wzięła się przewaga mistrza Hiszpanii, bo kielczanie, a zwłaszcza Dylan Nahi, dość skutecznie powstrzymywali lidera rywali Dikę Mema. Mistrz Polski odzyskuje właściwy rytm Sytuacja kielczan poprawiła się po dwóch udanych akcjach Szymona Sićko, który najpierw zmarnował idealną pozycję, a później trafiał ze znacznie trudniejszych, Jak w 10. minucie, gdy sytuacyjnym rzutem pokonał Gonzalo Pereza de Vargasa, a przy okazji wyrzucił z boiska na dwie minuty Thiagusa Petrusa. To było przy stanie 4-7. Po szalonych dziesięciu minutach sytuacja trochę się uspokoiła, Barcelona miała jeszcze raz szansę odskoczyć na cztery trafienia, ale Langaro pospieszył się z rzutem. Jedni i drudzy mieli coraz większe problemy w ataku, mistrzowie Polski zaczęli jednak zmniejszać straty. W 21. minucie obie drużyny dzieliła już tylko jedna bramka, ale do remisu kielczanie doprowadzili dopiero w 25. minucie. Złożyły się na to: gol Alexa Dujszebajewa, dziwna kara dla Fernandeza za "faul" na Alexie oraz cudowne trafienie Arcioma Karaloka z dobitki, gdy złapał piłkę na 5. metrze przed bramką i od razu rzucił w bliższy róg bramki. Było więc 12-12. A pierwsza połowa zakończyła się minimalnym prowadzeniem Barçy, gdyż Hiszpanie w ostatnich sekundach znów wykorzystali szybkie wznowienie gry ze środka, a Gómez po raz szósty pokonał Andreasa Wolffa. Druga połowa. Mocny początek kielczan! Po przerwie kielczanie zaczęli grać tak jak w sobotę. Nowy zestaw bocznych rozgrywających był równie, a może nawet bardziej skuteczny - Daniel Dujszebajew w 11 minut zdobył trzy bramki, a Władysław Kulesz raził bombami z dystansu, ale także skutecznie zbiegał na szósty metr. On do 50. minuty miał już cztery trafienia. W 35. minucie Karalok trafił w przewadze, Wolff obronił rzut Aitora Ariño, a w kolejnej akcji Daniel Dujszebajew wyprowadził Vive na prowadzenie (17-16), Przez kolejne 20 minut to mistrzowie Polski mieli inicjatywę - a to prowadzili, a to był remis. Kilkakrotnie Łomża Vive mogła odskoczyć na dwie bramki, ale jakby jakaś magiczna bariera powstrzymywała ich ofensywne akcje w tych właśnie chwilach. Nawet gdy z dystansu trafiał Kulesz, a po chwili bronił Wolff. Dramatyczna końcówka. Vive ratuje mecz trzy sekundy przed końcem! Emocje były niesamowite - im bliżej było końca spotkania, tym bardziej narastały. Na pięć minut przed końcem był remis 25-25, dwie minuty później - 27-27. I wtedy Barcelona zyskała coś, co mogło dać jej końcowy triumf. Na 2,30 min przed końcem karę dostał Tomasz Gębala za faul na Memie, a rzut karny po raz piąty wykorzystał Gómez. Mało tego, w kolejnej akcji kielczan Kulesz nie złapał piłki zagrywanej przez Igora Karačicia. Duma Katalonii miała piłkę, prowadziła, a rywal był w osłabieniu. A jednak mistrz olimpijski Dika Mem w dobrej sytuacji rzucił daleko obok bramki! Na pół minuty przed końcem Tałant Dujszebajew wziął czas, rozrysował akcję, a tuż przed syreną Karalok wyrównał na 28-28! Mieliśmy więc dodatkowe 10 minut emocji - powtarzała się sytuacja sorzed sześciu lat. Dogrywka była nerwowa z jednej i drugiej strony. Wolff w pięć minut zaliczył trzy obrony, ale kielczanie też często mylili się w ataku. Po pierwszej połowie dogrywki Barcelona miała jedną bramkę przewagi, ale po zmianie stron to Kielce przejęły inicjatywę. Dokładnie jak sześć lat temu w finale z Veszprem. Moryto pewnie wykonywał rzuty karne, na półtorej minuty przed końcem wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Wyrównał jednak Mem (32-32). Ostatnia akcja należała do kielczan, tyle że w bardzo trudnej sytuacji Alex Dujszebajew został wyblokowany. Doszło więc do karnych. Rzuty karne. Pomylił się Alex Dujszebajew... A w nich pierwsza rzucała Barcelona, jak Veszprem w 2016. Najpierw trafił Gómez, szybko odpowiedział Moryto. W drugiej serii Wolff był bliski obrony rzutu Mema, ale piłka wtoczyła się do bramki po jego ręce i słupku. Nie pomylił się też Karačić (34-34). Równie pewnie siódemkę wykonał Melvin Richardson, a - niestety - pomylił się Alex Dujszebajew. Przegrał pojedynek ze swoim kolegą z reprezentacji Hiszpanii Perezem de Vargasem. Kolejne dwa rzuty też były celne, wiec w piątej serii szansę zakończenia meczu uzyskał Ludovic Fabregas. I pokonał Wolffa, a to oznaczało, że Barcelona znów w Final4 okazała się lepsza od mistrza Polski, I obroniła trofeum. To była więc ta różnica w porównaniu do finału z 2016 roku. Wtedy kielczanie też pomylili się raz, ale ich obaj bramkarze: Sławomir Szmal i Marin Šego, obronili w sumie dwa rzuty rywali. Tym razem Wolff nie dał rady ani jednego. FC Barcelona Handbol - Łomża Vive Kielce 37-35 po rzutach karnych (14-13, 28-28, 30-29) FC Barcelona: Perez de Vargas - Gómez 9+1, Mem 5+1, N'Guessan 5, Arino 3, Fernandez 3, Richardson 2+1, Janc 1, Thiagus Petrus 1, Maguc 1, Langaro 1, Fabregas 1+1, Cindrić, Ben Ali, Zeinelabedin +1. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 10/10. Łomża Vive: Wolff, Kornecki - Vujović 4, Kulesz 4, Alex Dujszebajew 4+0, Moryto 4+1, Daniel Dujszebajew 4+1, Karalok 4, Sićko 3, Tournat 2, Nahi 2, Karačić 1 +1, Sanchez-Migallon, Gębala. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 7/9.