Rok temu Magdeburg, jako zwycięzca Ligi Europejskiej, pokonał w finale Klubowych Mistrzostw Świata Barcelonę, ówczesnego triumfatora Ligi Mistrzów. Wynik 33-28 był bardzo zaskakujący, bo w całym poprzednim sezonie Barca nie znalazła wielu pogromców. A tu przegrała z zespołem, który od wielu lat nie mógł dobić się do Ligi Mistrzów. Dziś sytuacja jest jednak trochę inna - Magdeburg to mistrz Niemiec, też walczy w Lidze Mistrzów, ma doskonałych, choć jeszcze nie "wygranych" zawodników. Magdeburg nie powtórzył "błędu" Łomży Kielce Barcelona w pierwszej połowie półfinału z Kielcami zagrała rewelacyjnie, ale kluczem do jej sukcesu była fenomenalna postawa bramkarza Gonzalo Pereza de Vargasa. Magdeburg jakby wiedział, że nie należy "rozgrzewać" kapitana Katalończyków, bo to może być dla niego zgubne. Daniel Petterson i Omar Ingi Magnusson rzucali raz za razem obok niego, a w 8. minucie Lukas Mertens trafił w kontrze do pustej bramki i "Gladiatorzy" odskoczyli na 8-4. Barcelona miała dobry moment przed przerwą, gdy zmieniła system gry defensywnej i zaczęła bronić wyżej. W 13. minucie Blaž Janc zdobył kontaktową bramkę na 8-9, ale już za chwilę wszystko wróciło "do normy". Czyli do tego, że Magdeburg ma kilkubramkową przewagę. Świetnie spisywał się Magnusson, dołączył do niego w końcu obrotowy Magnus Saugstrup, Magdeburg odskoczył na cztery trafienia. Kapitalne było zakończenie pierwszej połowy przez mistrza Niemiec - mieli kilka sekund do końca, a po wziętym przez trenera czasie Magnusson zagrał wrzutkę do Gisliego Kristjanssona, a ten złapał piłkę w powietrzu i trafił na 21-17. Taki wynik był również efektem aż 10 skutecznych interwencji bramkarza Magdeburga Nikoli Portnera. Sześć bramek straty Barcelony! I zmienili wtedy obronę Kristjansson świetnie zaczął też drugą połowę - trafił dwa razy, zrobiło się 23-17. Ponieważ na boisku sytuacja się nie zmieniała, już po siedmiu minutach drugiej połowy trener Barcy Carlos Ortega znów poprosił o przerwę. Tym razem całkowicie zmienił system obrony - Aitor Ariño pilnował środkowego rywali niemal na połowie boiska, a Magnusson zaczynał akcje ze swojej połowy. To popsuło pomysł na grę mistrzom Niemiec, zaczęli się gubić. Doszły do tego kontry Katalończyków, rzuty ze skrzydeł Ariño i Aleixa Gómeza i straty Barcelony od razu zrobiły się znacznie mniejsze. A gdy Gómez trafił na 25-27 w 43. minucie, Bennet Wiegert poprosił o czas. Niewiele to jednak pomogło, bo, po kolejnym rzucie Gómeza ze skrzydła, na kwadrans przed końcem był już remis - 28-28. Katalończycy mogli prowadzić. A jednak to Magdeburg znów odskoczył! Teraz to Barcelona miała przewagę psychologiczną. Na dodatek kapitalnie w bramce zaczął spisywać się Emil Nielsen, który już pod koniec pierwszej połowy zastąpił Pereza de Vargasa. Bronił w takich sytuacjach sam na sam, że to się wydawało niemożliwe. Katalończycy dwukrotnie mogli objąć prowadzenie, ale wtedy do gry wrócił bramkarz Magdeburga Portner. Zrobiło się widowisko na całego, w którym jednak minimalną inicjatywę wciąż mieli mistrzowie Niemiec! Perfekcyjny bowiem był Magnusson, zwłaszcza z rzutów karnych. Magdeburg odskoczył na 31-29, grał w przewadze. Na pięć minut przed końcem Dika Mem stracił piłkę na rzecz Saugstrupa, a już po chwili Magnusson z karnego podwyższył na 34-31. To była ogromna zaliczka. Kapitalna końcówka w Dammamie. Co za emocje! Magdeburg miał wszystko w swoich rękach, musiał mądrze rozegrać ostatnie minuty. Barcelona szybko jednak zmniejszyła straty do dwóch bramek, a już w 56. minucie Janc z kontry trafił na 33-34. I wreszcie na równe trzy minuty przed końcem Fabregas wyrównał na 34-34! Mistrzowie Niemiec zaczęli znów mieć problemy w ofensywie, Magnusson i Kristjansson nie mogli się przebić. Przebił się za to Saugstrup, na 100 sekund przed końcem. Rzucał z sześciu metrów i kapitalnie zatrzymał go Nielsen. Tyle że po chwili Portner obronił rzut Ariño. To było coś niesamowitego! "Gladiatorzy" mieli piłkę i 80 sekund do końca. Wiadomo było jednak, że czescy sędziowie na tak długą akcję nie pozwolą. Sprawę rozwiązał Mertens, który ze skrzydła pokonał Nielsena po kapitalnej asyście Kristjanssona. Katalończykom zostało 50 sekund, wkrótce Ortega poprosił o ostatnią przerwę. Jego zawodnicy rozwiązali akcję dobrze, wywalczyli na 10 sekund przed końcem rzut karny. Wcześniej Katalończycy zmarnowali trzy "siódemki", tym razem Hampus Wanne się nie pomylił. Biegert poprosił jeszcze o czas, na cztery sekundy przed końcem. Jego podopiecznym nie udało się jednak uniknąć dogrywki. Cudowna dogrywka. Decydowały detale! Magdeburg w finale Ligi Europejskiej przegrał z Benficą właśnie po dogrywce - aż 39-40. Barcelona w swoim finale Ligi Mistrzów z Kielcami też grała dogrywkę, ale ją zremisowała, a później triumfowała w karnych. Od 64. minuty to Katalończycy mieli bramkę przewagi, gdy Wanne znów trafił z karnego. Magdeburg przed zmianę stron doprowadził jednak do remisu, świetnie wykorzystał swoją ostatnią sytuację. Decydowały pojedyncze akcje, jak choćby obrona przez Portnera sytuacji sam na sam z Gómezem. I wreszcie - na 90 sekund przed końcem Portner obronił karnego wykonywanego przez Wanne, gdy jego zespół prowadził 40-39. Później po bardzo długiej akcji Kristjansson znalazł Magnussona, a ten wkręcił piłkę do bramki obok Nielsena. Było 41-39 i Magdeburg mógł się cieszyć z drugiego zwycięstwa w IHF Super Globe! SC Magdeburg - FC Barcelona Handsbol 41-39 po dogrywce (21-17, 35-35, 38-38) SC Magdeburg: Portner (15 obron/49 rzutów - 31 proc. skuteczności), Jensen (0/4 - 0 proc.) - Magnusson 12, Mertens 6, Pettersson 6, Kristjansson 6, Saugstrup 5, Hornke 3, O'Sullivan 2, Weber 1, Chrapkowski, Smits, Damgaard, Bezjak, Meister. Rzuty karne: 7/7. Kary: 8 minut. Barcelona: Perez de Vargas (5/25 - 20 proc.), Nielsen (8/27 - 30 proc.) - Gómez 10, Fabregas 7, Mem 5, Wanne 5, Janc 5, N'Guessan 3, Ariño 2, Langaro 1, Cindrić 1, Richardson, Makuc, Thiagus Petrus, Carlsbogård. Rzuty karne: 9/13. Kary: 8 minut.