PAP: Jakie główne zadania czekają pańską drużynę podczas turnieju w Maladze, gdzie spotkacie się z Hiszpanią, mistrzem świata Brazylią oraz Tunezją? Antoni Parecki: - Turniej w Maladze to jeden z ostatnich etapów przygotowań do mistrzostw Europy na Węgrzech i w Chorwacji, na którym chcielibyśmy umocnić naszą pozycję w światowej czołówce. Musimy przetrenować naszą koncepcję gry w ataku i obronie. Przećwiczymy nowe elementy taktyczne, żeby na mistrzostwach móc czymś zaskoczyć, żeby nie wszystko było takie łatwe do odczytania przez rywalki. Będziemy chcieli sprawdzić całą szesnastkę zawodniczek. Muszą udowodnić, że potrafią brać na siebie ciężar gry. Czy to przypadek, że podobnie jak przed rokiem przed mistrzostwami świata w Serbii, w których zajęliście czwarte miejsce, w waszych ostatnich sprawdzianach weźmie udział ekipa Brazylii? - Przed ubiegłorocznymi mistrzostwami świata też przygotowaliśmy się z Brazylijkami i to dało efekty. One zdobyły złoty medal, a my otarliśmy się o podium. Dlatego postanowiliśmy kontynuować tę współpracę, bo miejmy nadzieję, że to dobry omen przed decydującym turniejem. A nie przeszkadza panu, że w Maladze zagracie także z Hiszpanią, z którą potem w grudniu rywalizować będziecie w jednej grupie ME w Gyoer? - Przy obecnych możliwościach, kiedy każdy o każdym wie niemal wszystko, dzięki bogatemu materiałowi wideo, to że będziemy na Węgrzech ponownie grali z Hiszpankami, moim zdaniem nie ma najmniejszego znaczenia. To będzie tylko jedno doświadczenie więcej. Na jakie elementy gry w trakcie tego towarzyskiego turnieju zwrócicie szczególną uwagę? - Dobra obrona to w piłce ręcznej połowa sukcesu. Ale skupimy się także na szybkim wyjściu z defensywy, czyli na kontratakach, a w ataku pozycyjnym postaramy się ulepszać nasze zagrywki, które przygotowaliśmy z myślą, żeby czymś zaskoczyć przeciwnika. Piłka ręczna jest tak szybką grą, że trzeba zaskakiwać i zdobyć przynajmniej ze dwie, trzy "łatwe" bramki. Ma się wtedy handicap na resztę meczu. Na zgrupowaniu w Warszawie okazało się, że nie wszystkie zawodniczki są w pełni sił - Największe kłopoty zdrowotne ma obecnie Kinga Byzdra, która ma kontuzjowane kolano. Po meczach w Challenge Cup z kontuzją pleców na zgrupowanie przyjechała bramkarka Iza Prudzienica. Ale na tę pozycję mamy Anię Wysokińską. Zresztą jej uraz nie wydaje się aż tak poważny i prawdopodobnie zagra jeszcze w Hiszpanii. Ale oczywiście wszystko trzeba dokładnie przebadać. W MŚ 2013 sprawiliście sporą niespodziankę, czy wierzy pan w przynajmniej powtórzenie tego dobrego wyniku? - Już w zeszłym roku wierzyliśmy w sukces. Tylko głośno nikt o tym nie mówił. Udało nam się zaskoczyć rywali, dzięki czemu doszliśmy do czwartego miejsca MŚ. W każdym sportowcu drzemie chęć osiągnięcia sukcesu, więc i teraz z takim zamiarem wybierzemy się na Węgry (7-21 grudnia - PAP). Chcielibyśmy podtrzymać dobrą prasę o naszym zespole i pozycję w światowym handballu. Czy brak Kingi Byzdry byłby dużym osłabieniem? - Istnieje niebezpieczeństwo, że nie uda się pojechać na mistrzostwa z Kingą Byzdrą. To rzeczywiście byłaby spora strata. W zeszłym roku stanowiła jeden z filarów drużyny i przyczyniła się do awansu do czołowej czwórki. Ale podobno nie ma ludzi niezastąpionych, więc koleżanki będą musiały wziąć odpowiedzialność na siebie. W naszym zespole może nie ma tylu indywidualności co w kilku innych reprezentacjach, ale jego siłą jest gra drużynowa. W tym jesteśmy mocni. Co może pan powiedzieć o naszych grupowych rywalach w ME 2014? - W ME na dzień dobry mamy Hiszpanię - drużynę ze ścisłej światowej czołówki. Mają świetną obronę, bramkarkę. Na pewno dziewczyny będą się chciały zrewanżować Hiszpankom za ubiegłoroczną porażkę w MŚ. Węgierki oprócz tego, że to światowy top, to jeszcze będą grały przed własną publicznością. Na pewno to jedne z głównych kandydatek do medalu. Niebezpieczne będą także nieobliczalne Rosjanki. Miały kilka lat chudych, ale teraz powróciły do elity i na pewno będą jednym z trudniejszych rywali. Kto wygra turniej finałowy ME na Węgrzech i w Chorwacji? - Jeszcze za wcześnie prorokować. Musimy zobaczyć jak będą się drużyny spisywały w tych ostatnich sprawdzianach, a i tak ich formę będzie można zweryfikować dopiero na miejscu, podczas tego najważniejszego turnieju. Trudno obecnie wskazać faworytów. Z Serbią dość łatwo uporaliśmy się na poprzednim turnieju towarzyskim, ale czy to oznacza, że wicemistrzynie świata są takie słabe. Wątpię. W tej chwili równe szanse stanąć na podium mają i Polska, i Rosja, i Hiszpania czy np. Dania lub Francja. W ME dużo ciężej niż podczas MŚ wskazać słabsze drużyny. Rozmawiał Cezary Osmycki