Polki po raz pierwszy od 35 lat zagrają w ćwierćfinale MŚ. Pierwszoplanową postacią "Biało-czerwonych" w pojedynku z Rumunią była Wojtas, która rzuciła 9 goli. W 1/4 finału podopieczne Kima Rasmussena zmierzą się w środę z Francuzkami. "To niesamowite wygrać z taką drużyną. Nasza praca okazuje się, że nie idzie na marne. Ten okres od kiedy prowadzi nas Kim Rasmussen przynosi efekty" - stwierdziła Wojtas. "Emocje odgrywały w tym meczu ogromną rolę, dlatego może ręce wcześniej nam się trochę trzęsły i popełniałyśmy proste błędy. Nasza defensywa w ostatnich minutach wyglądała dużo lepiej niż na początku. Wreszcie poprawiłyśmy współpracę z kołową, zrobiło się trochę luźniej, a nasze podania Patrycja Kulwińska zamieniała na bramki. Przełomowym momentem były chyba udane interwencje Gosi Gapskiej. Od niej to wszystko się zaczęło. Ona dodała nam skrzydeł" - podkreśliła rozgrywająca reprezentacji Polski."W najważniejszym momencie stanęłyśmy murem w defensywie, a jednocześnie rozmontowałyśmy całkowicie obronę rumuńską. Grał cały zespół, dwoma trzema podaniami otwierałyśmy sobie drogę do bramki. Wreszcie Polska ma drużynę, a nie dwie, trzy dobre zawodniczki" - skomentowała kapitan "Biało-czerwonych" Karolina Kudłacz. "Wejście Gosi Gapskiej do bramki i jej udane interwencje pozwoliły nam odskoczyć od rywalek i grać pewniej w ataku. Było parę fajnych podań do koła, gdzie wypracowałyśmy czyste pozycje. Każda dołożyła swoją cegiełkę, to była walka zespołowa. Nie gramy o życie tylko dla kibiców, którzy nas w Polsce dopingują i dają nam na każdym kroku tego wyraz. Dla takich chwil warto żyć" - zaznaczyła Kudłacz. "Wierzyłyśmy w zwycięstwo do końca. Wiedziałyśmy, że jak nie będziemy powtarzać głupich błędów, to wygramy. W ostatnich 10 minutach Rumunki nie miały nic do powiedzenia. Obrona całkowicie zamurowała bramkę, niesamowite co wyrabiała "Ryba" (Małgorzata Gapska - przyp. red). Rumunki w końcówce zupełnie się pogubiły. Nie wiem czy zwariowały na widok naszej szalejącej jedynki, czyli wysuniętej do przodu Kingi Byzdry. A może już po prostu nie miały sił. My w czasie turnieju wielokrotnie się wymieniałyśmy, dzięki czemu chyba byłyśmy bardziej wypoczęte i świeże w tym spotkaniu. W tym meczu dostałam więcej piłek niż w całym turnieju. Rumuńska obrona była skoncentrowana na świetnie rzucających z tyłu zawodniczkach, dzięki czemu miałam więcej miejsca. W końcówce w każdej akcji wiedziałyśmy co robić, jak się zachować. Zachowałyśmy zimną krew. Pierwsza połowa nie wyglądała tak jakbyśmy sobie tego życzyły, a i sędziowie dołożyli swoje trzy grosze. Wygrałyśmy z nimi, co świadczy o tym, że mamy bardzo dobrą drużynę i kto wie dokąd zajdziemy" - oceniła Patrycja Kulwińska.