Polacy już w sobotę, po wygranej 35:27 z Chile, zapewnili sobie awans do igrzysk. "Generalnie mieliśmy to spotkanie pod kontrolą. Co prawda już na początku mogliśmy odjechać na kilka bramek, ale kilka błędów i odbitych piłek przez bramkarza rywali sprawiło, że nasza przewaga nie była za wysoka" - przyznał Wiśniewski. Z gdańskiego turnieju do Rio de Janeiro pojedzie także Tunezja - w piątek wicemistrzowie Afryki pokonali 35:29 Chile, natomiast w sobotę zwyciężyli Macedonię 32:26. "To jest niespodzianka, bo zakładaliśmy, że na igrzyska zakwalifikuje się mimo wszystko Macedonia, która zajmie w tej imprezie drugie miejsce. Oczywiście za nami" - stwierdził. Niespełna 36-letni prawoskrzydłowy przekonuje jednak, że przed igrzyskami polską reprezentację czeka jeszcze sporo pracy. "Widać, że w naszej grze trzeba jeszcze wiele rzeczy poprawić. Jest także nowy trener, który ma swoje pomysły i koncepcje, stale uczula nas na wiele rzeczy i w trakcie spotkań udziela różnych wskazówek. Najważniejsze, abyśmy ciągle ze sobą współpracowali. Przed nami jeszcze sporo treningów i sparingów, w czerwcu czekają nas też dwa mecze z Holandią i wierzę, że w sierpniu w Brazylii będzie w wysokiej dyspozycji" - skomentował. Wiśniewski jest co prawda czwartym najstarszym zawodnikiem w kadrze, ale w przeciwieństwie do Sławomira Szmala, Bartosza Jureckiego i Marcina Wicharego nie miał okazji grać na igrzyskach olimpijskich w 2008 roku w Pekinie. W stolicy Chin biało-czerwoni zajęli piąte miejsce. "Straciłem trzy lata przez trzy poważne kontuzje. Tyle razy zerwałem bowiem więzadła krzyżowe i z tego powodu uciekły mi trzy wielkie imprezy. Nie tylko igrzyska w Pekinie, ale również mistrzostwa świata w 2007 i 2009 roku. A w Niemczech wywalczyliśmy srebrny, natomiast dwa lata później w Chorwacji - brązowy medal. Cieszę się, że wróciłem do formy, która pozwala mi znowu grać w reprezentacji i realizować swoje marzenia" - podsumował zawodnik Orlenu Wisły Płock.