Mecz o wszystko - to nasi zawodnicy wiedzieli już przed rozpoczęciem tego spotkania. Miało być inaczej, wystarczyło wygrać z Czechami, utrzymać minimalną przewagę w ostatniej minucie spotkania. Stało się inaczej, remis 19:19 sprawił, że Polacy dziś nie mogli w Herning tego spotkania przegrać. Remis prawdopodobnie dałby awans - powyżej 19:19 także i Szwajcarom, ale był ryzykowany. Bo gdyby zdarzył się wieczorem cud i Czesi jednak wygraliby z Niemcami, nasz zespół zająłby ostatnie miejsce w tabeli. Drużynie Marcina Lijewskiego nie zostało nic innego, jak grać o zwycięstwo. Po raz ostatni ze Szwajcarią mierzyliśmy się pięć lat temu - w fazie grupowej mistrzostw Europy w Göteborgu. Przegraliśmy wtedy aż 24:31, a mecz te był teatrem jednego aktora. Legendy szwajcarskiego handballu Andy'go Szmida. 15 razy pokonał polskich bramkarzy, ale na szczęście dla nas - rok temu zakończył karierę. W hali w Herning się oczywiście pojawił, teraz jest selekcjonerem Szwajcarów. Reprezentacja Polski oszukana na mistrzostwach świata? Jeden rzut oka i widać kontrowersje Mistrzostwa świata w piłce ręcznej. Polska kontra Szwajcaria w Herning. Kiepska połowa Biało-Czerwonych Polacy dobrze nawet to spotkanie zaczęli, w pierwszych akcjach było przyzwoicie w ataku i dobrze w defensywie, stąd prowadzenie 3:1. A później zaczęły się problemy, wynikające z chaosu. I to niekoniecznie młodych zawodników, ale tych doświadczonych, z Arkadiuszem Moryto na czele. Nie szło też Pawłowi Paterkowi, złe decyzje podejmował Michał Olejniczak. No i zanim minął kwadrans, Marcin Lijewski musiał prosić o przerwę. Było 5:7 i ogromna niemoc w ataku pozycyjnym. Inna sprawa, że swoje w bramce dodawał Nikola Portner, doskonały bramkarz SC Magdeburg. Po tej przerwie Biało-Czerwoni się obudzili, sprawy w swoje ręce wziął przede wszystkim Olejniczak. Objęliśmy prowadzenie, ale tylko na moment. Bo gdy zrobiło się dobrze w ataku, to skończyło w obronie. A i za Marcela Jastrzębskiego, bohatera meczu z Czechami, musiał wejść Adam Morawski. Niemniej w 23. minucie Szwajcaria prowadziła 13:11, a Polska grała w osłabieniu, po drugiej już karze dla Jana Czuwary. Do końca pierwszej połowy Polska cały czas goniła rywali, ale dzięki Damianowi Przytule, świetnie rzucającemu z drugiej linii, wciąż nasz zespół był blisko. A Szwajcarzy też odpowiadali bramkami z drugiej linii, jak nie Lenny'ego Rubina, to Dimitrija Küttela. No i trafieniami z lewego skrzydła bezbłędnego Noama Leopolda (4/4). Była szansa, by na półtorej minuty przed końcem wyrównać na 16:16, ale kolejna strata zabrała tę możliwość. A później doszła jeszcze następna Piotra Jędraszczyka, Szwajcarzy zaś dorzucili dwie bramki. Po 30 minutach wygrywali 18:15, Biało-Czerwoni wyglądali kiepsko. Nie było praktycznie w grze Kamila Syprzaka, Szwajcarzy świetnie go wypychali, a koledzy nie potrafili dograć. No i zupełnie zawodził Moryto, a to przecież lider zespołu. Bramkarze też nie pomagali, najpierw Jastrzębski, później Morawski. Trzy minuty po przerwie i Polska przegrywała ze Szwajcarią 15:21. Zaczęła się dramatyczna pogoń, by zostać w turnieju Jeśli pierwsza połowa była zła, to druga zaczęła się jeszcze gorzej. Minęły trzy minuty i już zespół Lijewskiego tracił sześć bramek. Porażała bezradność, na każdym polu. Rywale objeżdżali Ariela Pietrasika, który przecież świetnie zna się z reprezentantami Szwajcarii, błędy były w ataku. Sygnał dał jednak jednak Jastrzębski, trafili z dystansu wysocy: Pietrasik i Przytuła. A później Marek Marciniak ze skrzydła - wróciliśmy do stanu wyjścia ze startu drugiej połowy. Szwajcarzy też musieli reagować, do bramki wrócił Portner, zastąpił Jannisa Scheidigera. Ale i on niewiele mógł zdziałać, gdy Polacy nawet grając w osłabieniu odrabiali straty. W 42. minucie było już tylko 22:21 dla rywali, a mógł być za chwilę remis, gdyby w kontrze Olejniczak lepiej podał do Marciniaka. Ale co się odwlecze... Przytuła rzucił w okiernko, z trdej pozycji, na remis (22:22). Zostało niespełna 17 minut do końca, nasz zespół był na fali. Każda passa ma jednak swój koniec, Szwajcarzy rotowali składem, polscy rozgrywający - zwłaszcza Pietrasik i Przytuła - mieli prawo być zmęczeni. Pojawiły się nów błędy, w 51. minucie Szwajcaria prowadziła 26:24, gdy Jastrzębski zatrzymał w kontrze Rubina. Lijewski zareagował czasem na żądanie, musiał jeszcze raz uspokoić swoich gracy. Za chwilę trzeba było odrabiać trzy bramki straty, sytuacja robiła się ekstremalnie trudna. Porażka oznaczała wyjazd do Chorwacji, na mecze Pucharu Prezydenta, z absolutnymi słabeuszami. Mnożyły się jednak straty, aż 16 to koszmar (przy 6 rywali). Mikołaj Czapliński przegrał pojedynek sam na sam z Portnerem, marzenia uciekły. Nawet sam Jastrzębski niewiele mógł zdziałać. Przegraliśmy 28:30. Biało-Czerwoni zagrają w chorwackim Poreču w Pucharze Prezydenta: najpierw z Algierią (wtorek, godz. 15.30), później z Kuwejtem (czwartek, 15.30)), a na koniec z Gwineą (sobota, godz. 15.30). Jeśli wygrają grupę, zagrają jeszcze o 25. miejsce w mundialu. Polska - Szwajcaria 28:30 (15:18) Polska: Jatrzębski, Morawski - Przytuła 9, Marciniak 4, Syprzak 4, Pietrasik 4, Olejniczak 3, Czapliński 2, Czuwara 2, Paterek, Moryto, Gębala, Jędraszczyk, Wojdan, Bis, Rogulski. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 2/2. Szwajcaria: Portner, Scheidiger - Küttel 5, Leopold 5, Rubin 5, Meister 4, Steenaerts 4, Romdhane 3, Aellen 3, Laube 1, Röthlisberger, Maros, Sigrist, Zehnder, Willecke, Attenhofer. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 2/2.