Dla Polaków był to mecz o spokój - zwycięstwo praktycznie zapewniało już awans do drugiej fazy rozgrywek. Mielibyśmy dwa punkty, Czesi jeden, a w perspektywie - starcie z Niemcami. I nie oszukujmy się, ciężko by tam im było szukać zwycięstwa. Dla Czechów był zaś to bój o wszystko i świadomość tego miał hiszpański selekcjoner naszych południowych rywali Xavier Sabate. Tak się składa, że Hiszpan jest też trenerem mistrza Polski Orlenu Wisły Płock, doskonale zna więc naszych zawodników. Jak nie z Orlen Superligi, to z Ligi Mistrzów, bo przecież z PSG Kamila Syprzaka też już się mierzył w tym sezonie. Lijewski wypalił do dziennikarza. "Trochę dziwne pytanie zadajesz" Sabate zdawał sobie sprawę z tego, że to od rosłego obrotowego zależy najwięcej w ofensywie Biało-Czerwonych. Dlatego tak świetnie radzący sobie w meczu z Niemcami nasz najwyższy zawodnik został odcięty od podań, i to skutecznie. A przede wszystkim Hiszpan mówił, że to będzie gra dwóch drużyn stawiających na defensywę. Miał rację, a w pierwszej połowie jego zespół wyglądał tu znacznie lepiej. No i ich bramkarz THW Kiel Tomáš Mrkva był w lepszej dyspozycji niż golkiper Melsungen Adam Morawski. Mistrzostwa świata w piłce ręcznej. Polska - Czechy w Herning, masa kar już na początku spotkania Można się było spodziewać ostrej gry z obu stron, ale bośniaccy sędziowie szybko sprawili, że obie drużyny trochę jednak spuściły z tonu. W 9. minucie panowie Amar i Dino Konjicanin ukarali już "dwójką" szóstego zawodnika - trzeciego Czecha, a wcześniej na ławkę powędrowało też trzech naszych graczy. Niestety, dla Marka Marciniaka był to koniec meczu, bo trafił ręką rywala w twarz, a po analizie powtórki sędziowie wyrzucili go z boiska. Półtora miesiąca temu Bośniacy prowadzili w Kielcach mecz Industrii z Kolstad w Lidze Mistrzów i też nie bali się pokazać czerwonej kartki Magnusowi Gullerudowi już w 16. minucie. Ten początek był zresztą zły dla naszej drużyny. Zadziwiało to, że taki popłoch wśród naszych obrońców był w stanie robić Tomas Piroch, który w Orlenie Wiśle trochę odbija się swoim poziomem od Ligi Mistrzów. Teraz już na samym początku wyrzucił dwóch rywali z boiska. Rzucać nie musiał, tę rolę przejął Dominik Solak. Nie za wiele piłek odbił Morawski, choć z czasem defensywa się poprawiła. Gorzej, że problemy powstały w ataku, co było efektem wykluczenia Marciniaka. Na skrzydło musiał przesunąć się Arkadiusz Moryto, a miejsce na prawym rozegraniu zajął Paweł Paterek. W tym zestawieniu wiele jednak traciliśmy. W 13. minucie Czesi prowadzili już 6:3, po trafieniu Jakuba Hrstki. A Marcin Lijewski, po kolejnej stracie Paterka, musiał prosić o przerwę. Uwagi polskiego selekcjonera pomogły na tyle, że nasz zespół zaczął lepiej grać w ataku. Dołączyli z bramkami Syprzak i Moryto, a wreszcie w 22. minucie Jan Czuwara wyprowadził Biało-Czerwonych na prowadzenie (8:7). Te stan nie potrwał jednak długo, Czesi opanowali sytuację, znów swoje w bramce dołożył Mrkva. Te ostatnie minuty rywale wygrali 5:1, za wysoko jak na spotkanie tak wyrównanych ekip. Druga czerwona kartka, tym razem dla Czecha. A Polacy wciąż musieli gonić rywali Początek drugiej połowy nie zapowiadał radykalnej zmiany, Czesi nadal świetnie bronili, przez pięć minut podopieczni Lijewskiego znów mieli ogromne problemy w ofensywie. Gdy jednak poprawili obronę, a jeszcze coś z tyłu dołożył Marcel Jastrzębski, to pojawiły się okazje do kontr. I przewaga Czechów spadła z trzech trafień do jednego. W 38. minucie w czerwonych kartkach było już 1:1 - Matej Havran zdzielił w twarz mijającego go Michała Olejniczaka, sędziowie nawet nie szli oglądać powtórek. Od razu zdyskwalifikowali gracza w czerwonej koszulce, było wtedy 13:12 dla nich. I zamiast, w przewadze wyrównać, za chwilę znów Polacy tracili dwie bramki, trafił gracz Górnika Zabrze Lukáš Mořkovský. A za chwilę pogubił się Moryto. Ciężko szło w ataku, coraz lepiej było za to obronie, świetnie bronił Jastrzębski. W 49. minucie Paterek w końcu dał remis (15:15), ale Czesi potrzebowali 10 sekund, by znów prowadzić. Niemniej było kilka pozytywnych symptomów, że w końcówce Biało-Czerwoni dadzą sobie jednak radę. Choć zaprzeczył temu Mikołaj Czapliński, przegrywając za chwilę pojedynek z Mrkvą przy rzucie karnym. Czesi jednak opadali z sił, a Jastrzębski pokazywał Xavierowi Sabate, że Hiszpan robi błąd, stawiając w Lidze Mistrzów na weterana Mirko Alilovicia, a nie na niego. Miał ponad 50 proc. skuteczności, a Damian Przytuła dał Polakom nawet prowadzenie w 53. minucie (17:16). Wystarczyła jednak jedna kara dla Przytuły, dwa trafienia Czechów z rzędu - i znów zrobiło się niedobrze. Nerwy towarzyszyły jednym i drugim do samego końca. Kapitalną interwencją popisał się Jastrzębski, na 75 sekund przed końcem trafił zaś ze skrzydła Czapliński - na 18:17 dla Polski. Zostało 45 sekund, gdy Sabate poprosił o przerwę. I jego drużynie udało się wyrównać, z koła trafił Vit Reichl, fatalny błąd w kryciu popełnił Łukasz Rogulski. Zostało 15 sekund na akcję drużyny Lijewskiego, po czasie selekcjonera. Piłkę dostał Paterek, został sfaulowany. Pytanie brzmiało, czy będzie rzut karny czy wolny. Skończyło się na bezpośrednim wolnym, do piłki podszedł Syprzak. Było ekstremalnie trudno, z boku boiska, obrotowy minimalnie spudłował. W niedzielę Polska zagra w Herning ze Szwajcarią - o godz. 15.30. Jeśli Niemcy wygrają w piątek ze Szwajcarią, Polakom do awansu wystarczyć będzie remis wyższy niż 17:17, tak jak i... Szwajcarom. No i oczywiście zwycięstwo. Każde takie rozwiązanie spowoduje, że Biało-Czerwoni przejdą do drugiej fazy w Danii z jednym punktem. Czechy - Polska 19:19 (12:9) Czechy: Mrkva (6/23 - 23 proc.), Hrdlička (2/4 - 50 proc.) - Hrstka 5, Solák 4, Morkovsky 3, Kasparek 2, Babák 1, Piroch 1, Blecha 1, Skopár 1, Reichl 1, Zeman, Reznicky, Šterba, Josef. Kary: 12 minut. Rzuty karne: 3/3. Polska: Morawski (2/12 - 17 proc.), Jastrzębski (8/16 - 50 proc.) - Przytuła 3, Syprzak 3, Jędraszczyk 3, Moryto 3, Paterek 2, Marciniak 1, Czuwara 1, Wojdan 1, Olejniczak 1, Czapliński 1, Pietrasik, Czuwara, Bis, Rogulski, Gębala. Kary: 12 minut. Rzuty karne: 1/2.