Niemki awansowały do drugiej fazy turnieju z kompletem zwycięstw - tak samo zresztą Dania. W pierwszej rundzie rozbiły m.in. Polki 33:17, ten wynik będzie teraz bardzo ciążyć Biało-Czerwonym. Z sześciozespołowej grupy awans wywalczą tylko dwie ekipy, a przecież samo odrobienie dwóch punktów do Niemek nie wystarczy naszym szczypiornistkom. Przy równej ilości decyduje bowiem bezpośredni mecz lub mała tabelka, jeśli takich drużyn jest więcej. I praktycznie nie ma możliwości, by Polska zdołała w takiej sytuacji przeskoczyć swoje pogromczynie. A ponieważ Dania wydaje się być poza zasięgiem innych ekip, mimo wszystko bardziej realne wydawało się wyprzedzenie Niemiec. Choć - nie oszukujmy się - i tak mało prawdopodobne. Wierzyć trzeba jednak do końca, cuda się zdarzają. Jak 14 lat temu w męskim mundialu w Chorwacji, gdy kadra Bogdana Wenty też zaczęła drugą fazę bez punktów, zaliczały się naszym porażki 29:30 z Macedonią i 23:30 z Niemcami. A jednak później wyniki ułożyły się tak, że cud się stał. Polacy pokonali Duńczyków i Serbów, odżyły nadzieje, bo Niemcy w trzech starciach tej fazy zdobyli tylko punkt. I gdyby Artur Siódmiak nie trafił do pustej bramki swoim słynnym rzutem przez całe boisko, to jednak oni uratowaliby półfinał. A tak zagrali w nim Polacy, ostatecznie trzeci wówczas zespół świata. Świetna postawa Rumunii, Polki mogły trzymać za nie kciuki Pozostało więc naszym zawodniczkom liczyć, że Niemki też nie skorzystają z praktycznie zwycięskiej sytuacji. Aby tak się stało, musiały gdzieś jeszcze, nie tylko w meczu z Danią, stracić punkty. Z Serbią będzie trudno, różnica umiejętności jest za duża. Ale już z Rumunią było to całkiem realne. I podopieczne Florentina Pery długo udowadniały, że to jest możliwe. Rumunia grała bowiem świetnie, kontrolowała spotkanie. Do zdrowia udało się w końcu przywrócić jedną z największych gwiazd handballu w historii, 35-letnią Cristinę Neagu. To jednak nie słynna rozgrywająca, jedyna zawodniczka aż cztery razy wybierana najlepszą na świecie, brylowała w pierwszej połowie. Prym wiodła środkowa Eliza Buceschi, a także obrotowa Crina Pintea, która kapitalnie odnajdywała się na linii sześciu metrów. Trzecią bohaterką okazała się bramkarka Daciana Hosu, dwukrotnie sprawiła, że Alina Grijseels zmarnowała rzuty karne. Gdy zaś pod sam koniec pierwszej części gry dwa skuteczne rzuty oddała też Neagu, Rumunki odskoczyły na 11:7. Dla polskich zawodniczek to też były świetne wieści. Zwrot akcji, Niemki znów "stłamsiły" rywalki fizycznie. Jak w meczu z Polską, choć dziś było trudniej Polki przegrały trzy dni temu z Niemkami, bo nasze rywalki pokazały fenomenalną defensywę i świetne przygotowanie fizyczne. Dziś ich mecz z Rumunią był podobny, przy czym Rumunki też kapitalnie broniły. Wypowiedziały rywalkom wojnę, ale nie wytrzymały tego tempa. Jeszcze do 40. minuty wszystko było w porządku, przy stanie 15:13 Pintea zmarnowała świetną okazję z koła. Niemki podkręciły jeszcze tempo, w obronie Rumunek powstawały coraz większe dziury. Za chwilę było już 15:15, a w 43. minucie - 16:15. I przewaga rosła, by dojść maksymalnie do pięciu bramek (22:17). Rumunkom puszczały już nerwy, Pintea wyleciała z boiska z czerwoną kartką za uderzenie Xeni Smits łokciem, Nicoleta Dincă rzuciła prosto w twarz bramkarki Kathariny Filter. I choć w końcówce zrobiło się jeszcze trochę zamieszania, Niemki wygrały 24:22. Wciąż więc mają komplet punktów. W sobotę Polska zagra z Danią, Niemcy zmierzą się z Serbią. Jeśli podopieczne Senstada nie wygrają z gospodarzem turnieju, marzenia o ćwierćfinale ostatecznie przepadną. Niemcy - Serbia 24:22 (9:12) Tabela grupy III: 1. Niemcy - 3 mecze - 6 punków - bramki: 88:692. Dania - 2 mecze - 4 punkty - bramki: 64:443. Polska - 3 mecze - 4 punkty - bramki: 71:844. Rumunia - 3 mecze - 2 punkty - bramki: 82:915. Japonia - 2 mecze - 0 punktów - bramki: 60:636. Serbia - 3 mecze - 0 punktów - bramki: 70:84