Nagrodę MVP dla najlepszej zawodniczki tego spotkania wręczał prezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce Henryk Szczepański. Sam pewnie chciałby od razu powiedzieć kilka miłych słów którejś z reprezentantek naszego kraju, bo wydawało się jasne, że to wyróżnienie może odebrać tylko ktoś z duetu: Monika Kobylińska - Adrianna Płaczek. Pierwsza kapitalnie spisywała się w ofensywie, zdobyła 11 bramek, choć oddała ledwie 13 rzutów, trafiła sześć z siedmiu rzutów z dystansu. Do tego miała sześć asyst i dwa wywalczone rzuty karne. Razem daje to dorobek imponujący, godny najlepszych zawodniczek świata. Ale i Płaczek była fenomenalna - nie dała się pokonać przy żadnej z pięciu prób Japonek z rzutów karnych, choć oficjalne statystyki IHF zapisały też na jej konto dwie pierwsze "siódemki", te z początku spotkania. A to błąd, bo gdy rzucała Haruno Sasaki, na parkiet wchodziła wtedy Barbara Zima. Płaczek miała 11 skutecznych interwencji, czyli więcej niż obie Japonki razem. Kuriozalny wybór najbardziej wartościowej zawodniczki meczu. Komentatorzy też byli zdumieni Nie było więc innej opcji, by któraś z Polek nie została wyróżniona. Jak wielkie musiało być zdziwienie, gdy po nagrodę ruszyła jednak Sasaki, bo to jej nazwisko wyczytał spiker. Gdy odbierała pamiątkową planszę od Szczepańskiego, nawet się nie uśmiechnęła. Jakby wiedziała, że bohaterką meczu powinna być inna szczypiornistka. Wyraźnie zaskoczeni tym faktem byli też komentatorzy Viaplay. - Sasaki otrzymała nagrodę zawodniczki meczu - cedził słowa na antenie Mateusz Juza. I dodał: - Mam wrażenie, że w tym turnieju nagroda zawodniczki meczu jest nagrodą pocieszenia. Odpowiedział mu Robert Lis, były wielokrotny reprezentant Polski. - No może tak. I niech tak zostanie. Mam nadzieję, że Monika Kobylińska, jeśli tak ma być, to niech ona gra i nie będzie tym MVP. Sasaki zdobyła w tym spotkaniu sześć bramek, oddała aż 11 rzutów. Była skuteczna w początkowej fazie spotkania, ale później Polki często ją zatrzymywały. W drugiej połowie zdobyła zaledwie dwie bramki, tuż po sobie, w 43 i 45. minucie. Na 22:24 i 23:24. Zapisano jej też cztery błędy techniczne, a dwa z nich w samej końcówce (w 54 i 58. minucie). Wszystkiemu winna... aplikacja IHF. Wskazali trzy kandydatki, Polki dostały razem... więcej głosów Jak to się stało, że to Japonka otrzymała nagrodę? Decyzję taką podjęli kibice, którzy... zdecydowali się oddać głos w aplikacji IHF - bo tak od kilku lat prowadzone są wybory MVP. Choć może bardziej nie MVP, a najbardziej popularnej zawodniczki. Kibice nie wybierają bowiem szczypiornistki spośród wszystkich uczestniczek meczu, ale spośród trzech wskazanych na pięć minut przed końcem starcia. Tym razem w tym gronie znalazła się właśnie Sasaki, ale też i Płaczek oraz Kobylińska. Po głosowaniu okazało się, że Japonka dostała 39,39 procent głosów, a obie Polki - po 30,3 procent. I choć razem zebrały więcej, to ich rywalka została wyróżniona. - Dzięki, skoro uważacie, że jestem dziś MVP. Tak szczerze, dziękuję. Dla mnie to nie jest dziś najważniejsze, bo najważniejsze było zwycięstwo - skomentowała Kobylińska po meczu. W poniedziałek Polki zagrają ostatni mecz w pierwsze fazie grupowej - ich rywalkami będą Niemki.