W Norwegii piłka ręczna jest wśród gier zespołowych tą najważniejszą, to ona przynosi sukcesy, zwłaszcza w rywalizacji kobiecej. Islandczyk Thorir Hergeirsson zaczął pracę w norweskiej drużynie narodowej gdy miał 37 lat, najpierw był asystentem, od 14 lat jest już pierwszym szkoleniowcem. Dziś ma 59 lat, ogromne doświadczenie i 14 zdobytych medali w największych imprezach - w 14 lat. Ten piętnasty, zarazem dziesiąty złoty, ma być dziełem Norwegii w najbliższą niedzielę, już w duńskim Herning. Dziś mistrzynie świata kończyły zmagania na swoim terytorium, w Trondheim, stąd w środę przeniosą się do Danii. Koncert bramkarek i cała masa błędów. W tym wszystkim lepiej czuły się Norweżki Warunkiem jednak było pokonanie Holandii, drużyny imponującej w tym turnieju skutecznością tak w obronie, jak i w ataku. Nawiązującej do swojej wielkości sprzed czterech lat, gdy w Japonii zdobyła historyczne złoto. Wtedy, w fazie grupowej w Kumamoto, pokonała w Norwegię 30:28. I to jej jedyny sukces w starciach z tą drużyną w wielkich imprezach w ostatnich 20 latach. Mimo, że rywalizują dość często. Można się było spodziewać spotkania agresywnego, żywiołowego, pełnego spięć. I takie ono było. Z jednej strony szybkie, z drugiej zaś pełne zaskakujących błędów, mimo obecności na parkiecie największych gwiazd świata. Jedne i drugie wiedziały, że przegrany tak naprawdę kończy zmagania, mecze o miejsca 5-8 będą trudnym do wypełnienia obowiązkiem. Nerwy więc rządziły na boisku, ale też od pierwszej minuty świetnie spisywały się obie bramkarki. Zaczęła koncert Holenderka Yara Ten Holte, ale już po chwili dołączyła do niej Silje Solberg-Østhassel. Ta ostatnia w turnieju miała 45 procent obronionych rzutów, dziś po 25 minutach dochodziła do 70 procent! A to już statystyka niesamowita. Wysokie prowadzenie Norwegii i kuriozalna sytuacja na sam koniec. Mistrzynie straciły prawie całą przewagę! Holandia miała bowiem problemy, pierwszą bramkę zdobyła dopiero w 6. minucie. Za chwilę jednak prowadziła 4:2, mimo, że jej wielkie gwiazdy: Estavana Polman, Lois Abbingh i najlepsza snajperka w tym turnieju Angela Malestein w ogóle nie trafiały. Norwegia zaczęła uciekać, "Pomarańczowym" zdarzył się 10-minutowy przestój w ataku, aż dziw, że mistrzynie świata odskoczyły "tylko" na cztery bramki: na 8:4 w 17. minucie. Później okazało się, że wcale nie jest wiele. Mimo, że Holenderki znów przez sześć minut miały problemy w ataku. A to za sprawą Solberg-Østhassel, wchodzącej na szczyt bramkarskich popisów. W 28. minucie Norwegia prowadziła 12:8 i wtedy stało się coś dziwnego. Nie to, że Kelly Dulfer zdobyła dziewiątą bramkę dla Holandii, czy też Maren Aardahl dostała karę dwóch minut. Norweżki zaczęły grę od środka w... siódemkę, więc niemieckie sędzie od razu przerwały grę, odebrały mistrzyniom świata piłkę i wyrzuciły na dwie minuty także Norę Mørk. A jakby tego było mało, genialna norweska rozgrywająca dostała jeszcze ręką w twarz od... swojej koleżanki Stine Skogrand, bo ta zachęcała kibiców do dopingu i nie zauważyła Mørk. Holandia to od razu wykorzystała, dwa razy rozegrała dwie akcje do lewego skrzydła, a Zoë Sprengers doprowadziła do 11:12. Pełna rehabilitacja Stine Skogrand. Nikt już nie będzie pamiętał o jej rzucie z meczu z Francją Taki wynik zapowiadał gigantyczne emocje, a zaraz po przerwie Holandia dwukrotnie doprowadziła do remisu. I znów stanęła, a przecież dostała ogromną pomoc od Norweżek. Kolejny raz mistrzynie świata popełniły błąd zmiany, znów musiały sobie radzić w cztery przeciwko sześciu. Tym razem jednak dały radę, Holandia nie odrobiła ani trafienia. Gdy zaś Norwegia odskoczyła na trzy trafienia, po akcji bliźniaczek (Silje Solberg-Østhassel podała do kontry do Sanny Solberg-Isaksen), trener Holenderek od razu poprosił o przerwę. Nic to jednak nie pomogło, w 45. minucie Ingvild Bakkerud podwyższyła na 21:15. Wydawało się, że jest po meczu, bo i ona miała "dzień konia", nie myliła się także Stine Skogrand, do tego wciąż świetnie broniła Solberg-Østhassel). Holenderki zmniejszały w ostatnich 10 minutach straty do trzech bramek, miały piłkę w akcjach ofensywnych na dalsze odrabianie, ale je seryjnie wtedy marnowały. Mimo, że dobrze broniła Rinka Duijndam, to było za mało. Włączyła się w końcu z rzutami Polman, sama jednak niewiele mogła zdziałać. Kapitalnie rzucała Skogrand, jakby chciała udowodnić, że może i zawaliła ostatni rzut w meczu z Francją na remis, ale można na niej polegać. A "Pomarańczowe", choć tu akurat grające w błękitnych strojach, jednak zawiodły, zbyt wiele popełniły błędów, nawet w końcówce. Gdy dochodziły do pozycji, stopowała je legenda piłki ręcznej Katrine Lunde, będąca w tej kadrze niemal tak samo długo jak trener Hergeirsson. Norwegia wygrała 30:23 i w półfinale czekać ją będzie kolejny ciężki bój. Może nawet najcięższy, bo już w Herning spotka się w piątek zapewne z Danią. O ile oczywiście Dunki wygrają w środę z Czarnogórą, choć każde inne rozstrzygnięcie byłoby olbrzymią sensacją. Holandia - Norwegia 23:30 (11:12) Holandia: Ten Holte 1 (11/32 - 34 proc.), Duijndam (2/10 - 20 proc.) - van der Heijden, Abbingh 2, Nüsser 1, van Wetering 2, Broch, Haggerty, Dulfer 1, Smits, Sprengers 3, Malestein 4, Vollebregt, van der Vliet 2, Housheer 4, Polman 3. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 2/2. Norwegia: Solberg-Østhassel (14/33 - 42 proc.), Lunde (4/7 - 57 proc.) - Aardahl 2, Skogrand 9, Mørk 3, Oftedal 3, Brattset 1, Breistøl, Ingstad, Bakkerud 5, Novak, Herrem 1, Solberg-Isaksen 2, Reistad 4, Hovden, Deila. Kary: 14 minut. Rzuty karne: 4/5.