Dania 32, Polska 22 - tak wyglądała tablica świetlna w hali Jyske Bank Boxen w Herning. Niemal 11 tysięcy kibiców świętowało, bo ich faworytki tym zwycięstwem zapewniły sobie awans do ćwierćfinału mistrzostw świata, powalczą więc o medal w tym samym obiekcie. I to bez względu na wynik ostatniego spotkania grupowego z Niemkami. Jeśli go wygrają, trafią na Chorwację lub Czarnogórę, inaczej ich rywalem będzie Szwecja. Polska zaś w poniedziałek zakończy swoją przygodę z mundialem - potyczką z Rumunią. Stawką będzie trzecie miejsce w grupie i zapewne 11. lub 12. w całym turnieju. Nie da ono przepustki do turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich. Polki zmęczone, Polki nieskuteczne. "Nie wychodziło nam dziś w ataku" Obrotowa Sylwia Matuszczyk nie ukrywała po mecz, że Biało-Czerwonym zabrakło sił. - Po pierwszej połowie wydawało mi się, że naprawdę możemy walczyć do końca, jak wcześniej. Niestety, czegoś jednak zabrakło, pewnie wykończenia i dokładności. Nie wychodziło nam dziś w ataku - mówiła i zaznaczyła, że o ile w pierwszej połowie Polki nadążały za rywalkami, to już w drugiej dały się rozrzucać. Wyszła gra dość wąskim składem przez cały turniej, niektóre zawodniczki mają już trochę dość biegania co dwa dni. W sobotę Magda Balsam spędziła na parkiecie ponad 57 minut, Karolina Kochaniak-Sala blisko 55, Marlena Urbańska ponad 52, a Monika Kobylińska - blisko 50. W ekipie Dunek w podobnym wymiarze czasowym biegała jedynie skrzydłowa Emma Friis. Sześć rzutów, jeden dał bramkę. Monika Kobylińska wierzyła, że Polskę stać na walkę z najlepszymi Kobylińska też była rozczarowana takim obrotem spraw, choć zdawała sobie sprawę, że o sukces będzie ciężko. - Jesteśmy zawiedzione, choć Dunki były faworytem. Wierzyłyśmy, że możemy pokazać, że potrafimy wygrać z najlepszymi. Niestety, tak się nie stało. Dunki przed meczem były pod ścianą, ale presja nie zawsze działa dobrze, więc my koncentrowałyśmy się na sobie. Do jakiegoś momentu szło nam dobrze, ale potem wszystko wymknęło się spod kontroli. Druga połowa nie potoczyła się po naszej myśli - analizowała kapitan reprezentacji Polski. Dla niej było to wyjątkowo trudne spotkanie, rywalki skupiły się na ograniczaniu ruchów Kobylińskiej, podobnie jak i Karoliny Kochaniak-Sala. Zawodniczka CSM Bukareszt oddała sześć rzutów, ale tylko jeden zakończył się sukcesem. Raz obiła słupek, raz nie trafiła w bramkę. Polki mogły się jednak przekonać, jak wyglądają mecze przy ogromnej publiczności. Sylwię Matuszczyk taka atmosfera mocno zbudowała. - Życzę naszej piłce ręcznej, żeby nasze hale jak najczęściej wyglądały tak samo - zaznaczyła.