Polki chciały zapomnieć o klęsce z Niemkami - najlepiej poprzez efektowną wygraną. Szanse na awans do ćwierćfinału i podtrzymanie marzeń o grze w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk przedłużało tylko zwycięstwo z Serbią. Drużyną, która do fazy zasadniczej przystąpiła z zerowym dorobkiem ze starć z z Danią i Rumunią, rywalki szanse na miejsce w ósemce miały już dziś iluzoryczne. Nawet, gdyby wygrały z Polską. Fatalny początek Biało-Czerwonych, już po kilku minutach musiały gonić Serbię Biało-Czerwone zaczęły źle, nawet bardzo źle. Gorzej niż w meczu z Niemcami, bo tamto starcie przez blisko kwadrans było dość wyrównane. Serbki postawiły na agresywną grę w obronie, dość szybko boleśnie przekonały się o tym Aleksandra Tomczyk czy Monika Kobylińska. Polska defensywa zaś nie funkcjonowała, w 5. minucie Katarina Bojicić trafiła na 4:0, Arne Senstad musiał już prosić o przerwę. W miejsce Tomczyk na parkiecie pojawiła się Aleksandra Rosiak, jakościowej zmiany jednak w drugiej linii nie było. Strata goniła stratę, nie trafiała nawet Kobylińska. Pomocną dłoń wyciągnęły rywalki, które w końcu coś zepsuły, a po kontrze Mariola Wiertelak zdobyła w 6. minucie pierwszą bramkę. Wreszcie Biało-Czerwone zaczęły walczyć w defensywie, pojawił się blok, dwie kolejne bramki pozwoliły nawiązać kontakt. Teraz Serbii nie było już tak łatwo, ale w trudnych momentach ratowała je skuteczna lewoskrzydłowa Sanja Radosavljević. Do tego sędziowie z Algierii byli niekonsekwentni, przynajmniej dwa razy skrzywdzili Polki. Tyle że ich dziwne interpretacje zagrań obu zespołów pojawiały się co kilka minut aż do samego końca. Senstad szukał rozwiązań, wprowadzał kolejne zawodniczki, liczył, że może jedna z nich będzie miała swój dzień. A było wciąż bardzo ciężko, Biało-Czerwone traciły trzy, cztery bramki. W samej końcówce zbliżyły się na dwie (10:12), ale wtedy Serbia zastosowała sprawdzony wariant z dograniem do obrotowej Katariny Bojicić, a ta trafiła na 13:10. Po 30 minutach było więc nieciekawie, ale jeszcze nie tragicznie. Waleczne Polki w drugiej połowie. W obronie robiły cuda, gorzej było w ataku Można żałować, że Polki nie wykorzystały swojej świetnej postawy w defensywie na początku drugiej części meczu. Bo broniły kapitalnie, Serbki nie były w stanie nawet oddawać rzutów. Nasz zespół też miał problemy w ataku, raz trafiła Kochaniak-Sala w 35. minucie, było 11:13. A później trzy kolejne akcje zostały zepsute. Myliła się Kobylińska, błąd popełniła Kochaniak-Sala. Ta ostatnia przegrała też pojedynek z Mariją Čolić, gdy Polki grały w przewadze, a na zegarze kończyła się dziesiąta minuta drugiej części. Wciąż było 11:13, Serbki grały w osłabieniu i wtedy Marija Laništanin rzutem z bardzo trudnej pozycji przełamała strzelecką niemoc swojej drużyny. Widać jednak było, że nasz zespół jest zbudowany dobrą defensywą, a chwila lepszej gry w ataku, dwie bramki Magdy Balsam i jedna Aleksandry Rosiak, sprawiły, że w 44. minucie był pierwszy w tym spotkaniu remis - 15:15. Wszystko zaczynało się niemal od nowa, ale to Biało-Czerwone wyglądały lepiej. Pozwolić tak dobrej drużynie z Europy zdobyć dwie bramki w kwadrans - to spore osiągnięcie. Aż wreszcie w 48. minucie Kochaniak-Sala zdobyła swoją szóstą bramkę w tym spotkaniu, po kapitalnym wejściu przez środek, a nasz zespół pierwszy raz prowadził - 18:17. Pozostało jeszcze postawienie kropki nad i. Serbia znów na prowadzeniu, bramka za bramkę. Niesamowite emocje w Herning Łatwo zaś nie było, Serbia znów wróciła na prowadzenie, wynik już do końca był na styku. Potrzebne były indywidualności, Polska miała Karolinę Kochaniak-Sala, Serbia zaś Emiliję Lazić. Na 5 minut przed końcem Balsam znów wyprowadziła Polskę na prowadzenie (20:19), Serbia grała w osłabieniu. To był ten moment, aby może wreszcie odskoczyć, by zapewnić polskim kibicom... mniejsze emocje w końcówce. I tak się stało, Dagmara Nocuń trafiła po kontrze ze skrzydła, na 22:20. A Serbki, grające niemal bez zmian, goniły już resztkami sił. Ich słoweński trener Uroš Bregar poprosił o przerwę, zostało trochę ponad trzy minuty. Serbki wywalczyły rzut karny, znów obie drużyny dzieliła jedna bramka, do tego Matuszczyk nadepnęła na linię w ataku. Teraz to Serbki mogły wyrównać, Polki broniły jak lwice. Dwa razy blokowały rzuty rywalek, Nocuń rzuciła się na parkiet, by uratować sytuację. Było więc 22:21, 22 sekundy do końca, Senstad poprosił o przerwę. Polki miały "tylko" utrzymać piłkę do końca, nie stracić jej, nie popełnić błędu, który pozwoliłby rywalkom uratować remis. Nam jeden punkt nic nie dawał. I Polki tak zagrały, a ich rywalki - co było kuriozalne - nie wyszły nawet do obrony "każda swoją". Coś niesamowitego - po tak niesamowitym thrillerze Polki jednak zdołały się uratować! W sobotę Polska zagra w Herning z Danią. Polska - Serbia 22:21 (10:13) Polska: Płaczek (0/8 - 0 proc.), Zima (5/18 - 28 proc.) - Galińska 1, Kobylińska 4, Balsam 4, Wiertelak 1, Matuszczyk 2, Górna 1, Tomczyk, Rosiak 1, Urbańska, Michalak, Kochaniak-Sala 6, Uścinowicz, Masna, Nocuń 2. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 3/4. Serbia: Čolić (6/28 - 21 proc.), Simić, Kubina - Radosavljević 6, Veličković, Vukajlović 2, Laništanin 5, Nuković, Janjušević 3, Jovović, Stamenić, Lovrić, Bojicić 3, Radević, Lazić 4, Milojević. Kary: 10 minut. Rzuty karne: 5/5.