Ledwie sześć dni temu Dunki stały w mistrzostwach Europy pod ścianą - po sensacyjnej porażce z Japonią groziło im odpadnięcie z turnieju. Musiały pokonać Polskę, by wszystkie atuty wciąż mieć w swoim ręku. Dokonały tego, choć też w starciu z naszymi reprezentantkami przez pół godziny mocno się męczyły. Nawet ćwierćfinał z Czarnogórą nie toczył się tak, jak wszyscy myśleli. Bo choć pod ich dyktando, to mimo sprzyjających im często decyzjom algierskich sędziów, pozwoliły rywalkom doprowadzić do dość emocjonującej końcówki. A przecież dziś naprzeciw stanęła największa potęga, Norwegia. Prawdziwy dream team zbudowany i od lat przekształcany przez Thorira Heirgerssona. Gdy rok temu w finale mistrzostw Europy w Lublanie Dania prowadziła na kwadrans przed końcem z Norwegią czterema bramkami, wszystko wskazywało już na to, że w końcu "dopadną" największą potęgę. Nie dopadły, straciły zaliczkę, kapitalnie zameldowała się wtedy w bramce legenda handballu Katrine Lunde i zatrzymała rywalki. Dziś miało być inaczej - nie na neutralnym terenie, ale przed ponad 12-tysięczną publicznością w Herning. Koncert Danii w pierwszej połowie, a gra z obrotową to... mistrzostwo świata. Norwegia w opałach Trener Norwegii uznał, że od pierwszej minuty warto postawić w bramce na Lunde, a nie na znakomitą w tym turnieju Silje Solberg-Østhassel. To nie była dobra decyzja, 43-letnia zawodniczka nie mogła znaleźć sposobu na Dunki, a te grały jak w transie. Przede wszystkim - kapitalnie odnajdywały na kole Kathrine Heindahl, która między 3. a 7. minutą zdobyła cztery bramki. Po tej ostatniej Dania odskoczyła na 5:1, o lepszym początku starcia nie mogła marzyć. Norwegia się męczyła w ataku, starała się szybko wznawiać akcje, ale tym nie była w stanie zaskoczyć faworytek publiczności. A gdy już była zmuszona grać w ataku pozycyjnym, całość jej poczynań zależała od geniuszu Stine Oftedal i Nory Mørk. Obie niewysokie rozgrywające, ale niezwykle inteligentne, szybkie i silne. Nie miały miejsca na grę z obrotową, kiepsko spisywały się skrzydłowe (bez bramki w pierwszej połowie), próbowały indywidualnych akcji. Oftedal trzymała drużynę "przy życiu", później jej rolę przejęła Henny Reistad. Gdy w 17. minucie Kristina Jørgensen pokonała Lunde, przewaga Dunek pierwszy raz sięgnęła pięciu bramek, było 10:5. Norweżki stawały się coraz bardziej zagubione, nie zdobyły żadnej bramki grając przez dwie minuty w przewadze. Gubiła się nawet Oftedal - i nie chodzi o to, że przestrzeliła rzut karny. Coraz bardziej brakowało mistrzyniom świata pewności siebie, właściwie nie było w grze skrzydłowych. Niesamowita w meczu z Holandią Stine Skogrand pomyliła się raz, później drugi, gdy przegrała pojedynek z Altheą Reinhardt z rzutu karnego. Duńska bramkarka miała w pierwszej połowie prawie 50 procent skuteczności, była po prostu niesamowita. W 26. minucie Louise Bourgaard pierwszy raz dała Danii prowadzenie sześcioma bramkami (14:8), za chwilę gospodynie decydujących meczów miały kolejną szansę. Wygrały jednak tę część 14:9, sytuację miały lepszą niż rok temu w Lublanie, wtedy było "tylko" 15:12. Przewaga stracona, potworna kontuzja najlepszej obrotowej. Dania w opałach! Pięć bramek przewagi to dużo, ale gdy gra Norwegia, już niekoniecznie. Mistrzynie świata źle zaczęły drugą część, karę dostała od razu Maren Aardahl. Dania otrzymała więc szansę na podwyższenie prowadzenia, a tymczasem dwie jej akcje zakończyły się faulami w ataku. Norwegia zaś odpowiedziała pierwszą udaną akcją w spotkaniu skrzydłowej (Camilla Herrem), a za chwilę - Thale Deili. I już było 14:11, Dania przegrała grę w przewadze 0:2. A za chwilę na 14:12 trafiła Oftedal - zrobiło się bardzo gorąco. A upalnie, gdy po minucie Reinhardt zatrzymała w kontrze Herrem. Mimo, ze Dunkom nie szło, trener Jesper Jensen nie zdecydował się na przerwę. Aż w końcu tę niemoc przerwała Anne Mette Hansen. Walka była niesamowita, ale Dunki musiały przełknąć kolejną rzecz, kontuzji kolana doznała Heindahl, prawdopodobnie poważnej. Została zniesiona na rękach koleżanek z parkietu, a później na rękach sztabu medycznego - do szatni. Podopieczne Jensena miały jednak coraz poważniejsze problemy w ofensywie, przez 10 minut zdobyły tylko dwie bramki. Nie potrafiły przebić się przez defensywę obrończyń tytułu. W 47. minucie, gdy znakomita w drugiej połowie Henny Reistad trafiła z karnego, obie drużyny dzieliło już tylko jedno trafienie (18:17). Jensen w końcu nie wytrzymał, poprosił o przerwę. Dania broniła minimalnego prowadzenia, choć Norweżki dwukrotnie miały już akcje na doprowadzenie do remisu. Remis, pierwsze prowadzenia Norwegii i ostatnia szansa Danii. Coś niesamowitego! Aż w końcu w 58. minucie to im się udało - Reistad pokonała Reinhardt z rzutu karnego. Było 22:22 i Dania musiała sobie radzić przez dwie minuty w szóstkę. W ogromnej wrzawie zawodniczkom miały prawo trząść się ręce, decydowały już pojedyncze akcje. Dania pod presją czasu, sędziowie sygnalizowali grę pasywną, straciła jednak piłkę, Norwegii zostało 80 sekund. Już mistrzynie nie chciały grać pochopnie, Mørk uspokajała koleżanki. I słusznie - świetnie rozegrana przewaga dał Herrem rzut z czystej pozycji i pierwsze prowadzenie w meczu! Dania znalazła się pod ścianą - miała jedną jedyną okazję, ale nie aby wygrać, tylko doprowadzić do dogrywki. Wywalczyła rzut karny - Jørgensen pokonała z niego Solberg-Østhassel. Dania wyrównała, w dodatkowym czasie miała blisko dwie minuty gry w przewadze. Niesamowita Henny Reistad. Tym spotkaniem przyćmiła wszystkie znakomite rodaczki W dogrywce większe szanse miały jednak Norweżki, one takich spotkań rozegrały już wiele. W połowie, po pięciu minutach, było 25:25, w ekipie norweskiej nadal szalała Reistad, zdobyła swoją dziesiątą i jedenastą bramkę w tym meczu. A gdy zaczęła się druga część - dwunastą, po kontrze oraz trzynastą. Dunki jednak za każdym razem odpowiadały, za każdym razem z innej strony, świetnie grała Mie Højlund. Tyle że Norwegia musiała radzić sobie w osłabieniu, miała problemy, ale wywalczyła rzut karny. I Reistad trafiła na 28:27, Danii została minuta na doprowadzenie do rzutów karnych. Jakby tego było mało, doszło do awarii aparatury odmierzającej czas, przerwa trwała kilka minut, przez głowy reprezentantek Danii musiały przechodzić wtedy setki myśli. Grały jeszcze w przewadze, ale znów musiały trafić. Nie trafiły, ale Simone Petersen wywalczyła rzut karny. Jørgensen wyrównała z niego na 28:28. Zostało 20 sekund, ostatnia akcja obrończyń tytułu. Norwegia wycofała bramkarkę, zaryzykowała. Oftedal została powalona na ziemię, ale szybko udało się wznowić grę. Piłkę na 11. metrze dostała Reistad. Zrobiła krok, mimo rozpaczliwego bloku dwóch rywalek huknęła z daleka. I trafiła po raz PIĘTNASTY, na 17 rzutów. Sędziowie sprawdzili jeszcze, czy piłka minęła linię przed upływem czasu gry. No i minęła zgodnie z regułami - Norwegia wygrała 29:28. Po najlepszym, najbardziej emocjonującym meczu piłki ręcznej kobiet w ostatnich latach. W drugim półfinale Szwecja zagra z Francją. Dania - Norwegia 28:29 po dogrywce (14:9, 23:23, 25:25) Dania: Reinhardt (13/34 - 38 proc.), Toft (1/8 - 13 proc.) - S. Iversen, Elver, Anne Mette Hansen 5, Heindahl 4, Haugsted 1, Andrea Hansen, Jørgensen 7, Østergaard, Burgaard 4, Petersen, Højlund 3, Friis 3, R. Iversen 1, Scaglione. Kary: 10 minut. Rzuty karne: 5/6. Norwegia: Lunde (1/13 - 8 proc.), Solberg-Østhassel (10/26 - 38 proc.) - Aardahl 1, Skogrand 1, Mørk 3, Oftedal 5, Brattset, Breistøl, Ingstad, Bakkerud, Novak, Herrem 2, Solberg-Isaksen 1, Reistad 15, Hovden, Deila 1. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 7/9.