Czwartek był wyjątkowo paskudnym dniem dla kibiców piłki ręcznej w Danii. Najpierw w męskiej Lidze Mistrzów Aalborg Håndbold miał tylko pokonać PSG, by praktycznie zapewnić grę w ćwierćfinale tych rozgrywek. Przewaga drużyny z Mikelem Hansenem w składzie nad trzecimi w tabeli grupy A kielczanami wzrosłaby do trzech punktów, a przecież w lutym Duńczycy mają komfortowy terminarz: RK Zagrzeb i Pick Szeged u siebie, wyjazd do Macedonii Północnej. Dopiero w ostatniej kolejce zagrają z Industrią. Wszystko szło zgodnie z planem, w 51. minucie Aalborg prowadził 28:24. I wtedy dostał siedem (sic!) ciosów z rzędu, dwa ostatnie zadał Kamil Syprzak. PSG wygrało 32:30. Dania wierzyła, że po latach kobieca reprezentacja znów sięgnie po złoto. Teraz jest duża niepewność Niemal natychmiast po zakończeniu tego spotkania, w oddalonym 150 km dalej na południe Herning, swój bój zaczęły wicemistrzynie Europy Dunki. Na swoim parkiecie, w Jyske Bank Boxen w Herning, mają sięgnąć po pierwsze złoto wielkiej imprezy od 19 lat, od igrzysk w Atenach. Aż trudno w to uwierzyć, że Dania, ojczyzna tego pięknego sportu, ma taki problem z sukcesami w rywalizacji pań. Od lat jest w cieniu Norwegii, więcej osiągnęły w międzyczasie Francuzki, Rosjanki, a nawet Brazylijki. Po absencji w igrzyskach w Tokio zespół został przebudowany, ma wiele gwiazd, rok temu był o mały krok przełamania norweskiego monopolu w finale mistrzostw Europy. A jednak to rywalki w końcówce odwróciły losy meczu i znów sięgnęły po złoto. Teraz miał przyjść czas rewanżu, a tymczasem jest szok i niedowierzanie. W Skandynawii pytają: co się dzieje, Danio? Zawodniczki same są zaskoczone Dania bowiem już w pierwszym spotkaniu z Serbią mocno zaskoczyła - negatywnie, bo tylko tak można ocenić fakt, że przez 50 minut lepsze na parkiecie były rywalki. Później przyszło gładkie zwycięstwo nad słabym Chile i pełna kontrola spotkania z Rumunią. Reprezentacja Jespera Jensena do fazy zasadniczej awansowała więc z kompletem punktów, tak samo miało być po meczu z Japonią, drużyną z zerowym dorobkiem. Owszem, wicemistrz Azji prezentował się dotąd nieźle, ale jednak przegrał z Niemcami 30:31 i z Polską 30:32. Tym bardziej, i to w całej Skandynawii, zwycięstwo Japonek 27:26 odbiło się tak głośnym echem. - Miałyśmy wiele okazji, jesteśmy bardzo rozczarowane - mówiła po spotkaniu z Japonią duńska obrotowa, zarazem filar defensywy Sarah Iversen. - Wszystkie zawiedłyśmy. Gdy jedna czy dwie mają słabszy dzień, to reszta zazwyczaj tworzy tyle okazji, że wystarczy to do zwycięstwa. Dlatego jestem tak zła i poirytowana - dodała. Poirytowani byli też zapewne duńscy kibice, których marka Japonii nie zachęciła jakoś szczególnie do odwiedzenia ogromnej hali w Herning. Wypełniła się ona mniej więcej w połowie, bilety kupiło niespełna 7 tys. widzów. A kto wie, czy wsparcie fanów nie będzie szczególnie ważne w sobotę i poniedziałek, gdy Dunki zmierzą się z Polską i Niemcami. Wtedy może decydować się ich awans do ćwierćfinału. Jego brak byłby narodową tragedią. Były as reprezentacji pyta, co się dzieje. I używa przekleństw Nic dziwnego, że po wpadce z Japonią nie wytrzymał Lars Rasmussen, były skrzydłowy reprezentacji Danii, mistrz Europy z 2008 roku. Teraz jest ekspertem dziennika Ekstra Bladet, ocenia tam zawodniczki. Sześciu kadrowiczkom wystawił najniższe noty, jedynki, w tym m.in. znakomitej bramkarce Sandrze Toft, obrotowej Kathrine Heindahl czy niesamowitej Kristinie Jørgensen. - Gdybym mógł dać zero, zrobiłbym to. Nie ma kontroli nad tym co robi, jest wstrząśnięta i przestraszona - grzmiał Rasmussen o tej ostatniej. Już w tytule artykułu pojawiają się ostre słowa byłego mistrza Europy, po angielsku: " O co tu k... chodzi?" W innych mediach atmosfera jest równie gęsta. Wynik wywołał zresztą wielkie zaskoczenie w innych skandynawskich krajach. Były świetne norweski bramkarz Ole Erevik też nie mógł w niego uwierzyć. - To gigantyczna sensacja, jedna z najdziwniejszych rzeczy, jakie od dłuższego czasu widziałem w piłce ręcznej. Niespodzianka, bomba, szok - nie mógł odnaleźć słów w rozmowie w Viaplay. Tyle że prawdziwa sensacja będzie dopiero wtedy, gdy Dunki odpadną z turnieju. Może stać się to dopiero w poniedziałek, ale jeśli w sobotę wieczorem przegrają z Polską, znajdą się w arcytrudnej sytuacji. Sarah Iversen jednak uspokaja: - Pokazałyśmy już, że jesteśmy najlepsze wtedy, gdy mamy nóż na gardle. Jestem pewna, że grając pod presją poradzimy sobie najlepiej - mówi. A to poważne ostrzeżenie dla Polek, które w sobotę też staną przed życiową szansą. Tabela grupy III: 1. Niemcy - 3 mecze - 6 punków - bramki: 88:692. Dania - 3 mecze - 4 punkty - bramki: 90:713. Polska - 3 mecze - 4 punkty - bramki: 71:844. Japonia - 3 mecze - 2 punkty - bramki: 87:895. Rumunia - 3 mecze - 2 punkty - bramki: 82:916. Serbia - 3 mecze - 0 punktów - bramki: 70:84