Wielkie otwarcie mistrzostw świata w piłce ręcznej mężczyzn zaczęło się dość niepozornie, bo od krótkiej, choć efektownej ceremonii otwarcia. Potem jednak przyszła pora na danie główne, czyli mecz Polska - Francja, inaugurujący turniej. I chociaż wynik końcowy był dla nas niekorzystny, to jednak po raz kolejny potwierdziło się, że fani w naszym kraju potrafią stworzyć niesamowitą atmosferę. "Spodek" odleciał Właściwie już na kilkadziesiąt minut przed meczem w "Spodku" było głośno. Trąbki, bębny i okrzyki "Polska - Biało-Czerwoni" niosły się po hali. Później rozpoczęła się ceremonia otwarcia z występem Alicji Szemplińskiej, wykonującej hymn mistrzostw "Stick together", a po niej rozpoczęło się to, na co wszyscy czekali, czyli starcie naszej reprezentacji z zespołem mistrzów olimpijskich. Przez całe 60 minut Polacy byli wręcz niesieni dopingiem 11 tysięcy kibiców, którzy nie szczędzili gardeł, by zagrzać "Biało-Czerwonych" do boju. Niestety w samej końcówce Francuzi, którzy wytrzymali próbę nerwów, wykazali się większym doświadczenie i cwaniactwem, dzięki czemu to oni wygrali ten mecz 26:24. Mimo to nasi zawodnicy podkreślali, że cały czas czuli niesamowite wsparcie publiczności. Michał Olejniczak stwierdził, że "Spodek" odleciał, w czym wtórowali mu zresztą inni. Nawet na Francuzach otoczka meczu zrobiła kolosalne wrażenie. "Miałem gęsią skórkę podczas hymnu Polski. Wiem, jak dumna musi być drużyna grająca przed taką publicznością" - powiedział Kentin Mahe. Występujący w drużynie z Kielc Nedim Remili podziękował polskim fanom za powitanie, zresztą w naszym języku. Podkreślali to także francuscy dziennikarze, będący pod wrażeniem, że mistrzowie olimpijscy zostali przywitani gromkimi brawami, a publiczność zachowała się z dużą klasą. MŚ 2023: Polacy mogą zagrać w trzech miastach Organizatorzy liczą, że nie tylko w katowickim "Spodku", ale także w innych arenach, w których będą grać Polacy, atmosfera będzie znakomita. Drużyna Patryka Rombla w drugiej rundzie, w przypadku awansu, będzie występować w Tauron Arenie, czyli największym polskim obiekcie na całym turnieju, mogącym pomieścić nawet 15 tysięcy widzów. W razie awansu do ćwierćfinału "Biało-Czerwoni" zagrają w Ergo Arenie w Gdańsku, gdzie podobnie jak w "Spodku" trybuny mogą pomieścić 11 tysięcy kibiców. Teoretycznie możemy zagrać także w Orlen Arenie w Płocku, gdzie na trybunach może zasiąść 5 tysięcy ludzi, ale tylko w przypadku, gdyby Polakom przyszło grać o Puchar Prezydenta. To wszystko jednak obiekty, gdzie na meczach naszej reprezentacji powinien być komplet widzów, a co za tym idzie wspaniała atmosfera. Być może także i na meczach innych reprezentacji, Niemców w Katowicach czy Norwegów albo Hiszpanów w Krakowie, będziemy świadkami handballowego święta. Kibice z tych krajów potrafią się świetnie bawić, a jeśli Polacy się do nich przyłączą, może wyjść z tego coś ciekawego. Padnie historyczny rekord? Decydujące mecze całych mistrzostw będą odbywać się w Szwecji, a konkretnie w Tele2 Arenie w Sztokholmie, która może pomieścić nawet 35 tysięcy widzów! I jeśli gospodarze weszliby do finału, co jest wielce prawdopodobne, obiekt wypełniłby się do ostatniego miejsca. Piękne obiekty i spore zainteresowanie mistrzostwami sprawia, że w Polsce i w Szwecji może paść historyczny rekord frekwencji. Do tej pory najwięcej, bo aż 906 tysięcy, fanów obejrzało z trybun mistrzostwa świata w Danii i w Niemczech w 2019 roku. Pamiętajmy jednak, że wtedy turniej rozgrywano w formacie 24-zespołowym i odbyło się 96 meczów. Na obecnych mistrzostwach to już 32 drużyny i 112 spotkań. To oznacza, że realne jest nie tylko pobicie tego rekordu, ale też przekroczenie magicznej granicy miliona kibiców. A to byłoby już coś wielkiego.