Niespodziewania przegrana Islandii w sobotę z Węgrami sprawiła, że w grupie D zrobiło się bardzo ciekawie. Awans do dalszej fazy mieli już zagwarantowany Węgrzy i Portugalczycy, ale nie Islandia - przez wielu fachowców uważana za ten zespół, który może być czarnym koniec całego turnieju. Przy życiu pozostała bowiem m.in. Korea Południowa, której wygrana nad Islandią różnicą sześciu bramek dawała trzecie miejsce w grupie, właśnie kosztem Islandczyków. Islandia szybko załatwiła sprawę - Korea wysoko pokonana! Tyle że Islandczycy nie mieli zamiaru czekać na jakieś sensacyjne rozstrzygnięcia i szybko zabrali się do roboty. Gdy niemieckie sędzie w 3. minucie usunęły z boiska po jednym graczu każdej drużyny i zrobiło się sporo przestrzeni, momentalnie wykorzystali swoje okazje. W 7. minucie Islandia prowadziła już 6-1 i nie było żadnych symptomów świadczących o tym, że Korea może coś tu jeszcze zdziałać. Przewaga jakościowa wyspiarzy z Europy była bardzo wyraźna, a popisy strzeleckie urządzali sobie obaj skrzydłowi. Bjarki Mar Elisson trafił wszystkie pięć rzutów w pierwszej połowie, a Odinn Thor Rikhardsson - osiem na dziesięć oddanych. Razem zdobyli 13 bramek, tyle ile wszyscy Koreańczycy przez 30 minut. Czytaj także: Kluczowa osoba w sztabie Rombla. Ona zna wszystkie tajemnice rywali Islandia konsekwentnie powiększała prowadzenie w drugiej połowie, a wypełniona kibicami w niebieskich koszulkach hala w Kristanstad świętowała. Fani czekali na 40. trafienie, ale na próżno. Ich faworyci mieli blisko trzy minuty na to, by rzucić dwie bramki, ale najpierw Viggo Kristjansson przegrał pojedynek z koreańskim bramkarzem, a po chwili Islandczycy w kontrze dwóch na jednego rzucili sobie piłkę w nogi. Nie miało to większego znaczenia, bo i tak wysoko wygrali. Islandia - Korea Południowa 38-25 (19-13) Vujović i Vujović - Czarnogóra awansowała do drugiej fazy W spotkaniu interesującym polskich kibiców, w grupie A w Krakowie, Czarnogóra walczyła z Chile. Zespół z Ameryki Południowej mógł jeszcze wskoczyć do grona uczestników drugiego etapu, ale warunkiem było zwycięstwo w Tauron Arenie. Takie rozwiązanie byłoby sporą niespodzianką, ale przecież nie takie już piłka ręczna widziała. I wiele Chilijczykom nie brakowało! Chile prowadziło w tym spotkaniu w pierwszych minutach, później inicjatywę przejęła Czarnogóra. Miała jedną, dwie, maksymalnie trzy bramki przewagi - to niewiele. Znów w ataku szaleli Milos Vujović (12 trafień) i Branko Vujović (9 bramek), ale nie pozwalało to na osiągnięcie wyraźnej przewagi. Zaraz po przerwie Chile wyrównało na 21-21, wciąż miało nadzieję na zwycięstwo. W końcówce szczypiorniści z Ameryki gonili wynik, aż wreszcie na 14 sekund przed końcem Rodrigo Salinas wykorzystał rzut karny i zdobył kontaktową bramkę - na 33-34. Czarnogóra jednak nie popełniła błędu, na dodatek miała jeszcze przerwę na żądanie. Wygrała 35-33 i w drugim etapie będzie miała dwa punkty za wygraną z Iranem. Czarnogóra - Chile 35-33 (20-18) Wyspy Zielonego Przylądka postawiły się Brazylii. Zabrakło sekund W grupie C Brazylia walczyła z Republiką Zielonego Przylądka o drugą pozycję i zabranie dwóch punktów do kolejnego etapu. Kibiców może dziwić, jakim cudem kraj liczący ponad 200 milionów mieszkańców i kilka lat temu mający zespół na bardzo dobrym poziomie, musi zmagać się jak równy z równym z małym wyspiarskim państwem z Afryki. Jest to możliwe, bo wielu graczy z Republiki Zielonego Przylądka występuje w Portugalii, która też ma piłkę ręczną na coraz wyższym poziomie. Niby ostatni remis w tym spotkaniu był w 6. minucie (3-3), a jednak przez cały czas Brazylia nie mogła być pewna swego. Miedzy 50. a 59. minutą Brazylijczykom przytrafił się długi okres bez gola, co rywale wykorzystali i po trafieniu Paulo Moreno mieli kontakt (27-28). Mieli też szansę na wyrównanie, ale jej nie wykorzystali. Przegrali więc drugie spotkanie w tym turnieju. Brazylia - Wyspy Zielonego Przylądka 30-28 (17-15)