Bartosz Jurecki przez 12 lat był opoką w reprezentacji Polski, choć trafił do niej dość późno, za kadencji Bogdana Wenty. Dziś pomaga swoim doświadczeniem Patrykowi Romblowi, ale jak sam przyznaje, z boku wszystko wygląda inaczej. - Wtedy było dużo łatwiej, wybiegało się na plac i wykonywało swoją robotę. Nie wejdziesz już na parkiet, nic nie zrobisz. Musisz patrzeć. Jako trener mogę pracować nad taktyką, obroną, by to wszystko fajnie funkcjonowało, ale na boisku już ktoś inny musi wypełniać założenia. Mi pozostają wskazówki, jakieś podpowiedzi, nic więcej - opowiadał dziś prawie 43-letni trener. Młodzi gracze muszą sobie sami radzić z presją. Trener może tylko coś podpowiedzieć W meczu ze Słowenią ciężkie wejście na parkiet zaliczył Ariel Pietrasik, który w 18. minucie zastąpił Szymona Sićkę. W krótkim czasie oddał dwa rzuty, oba obronił Vincent Gerard, a 23-letni gracz wrócił na ławkę. Na boisku znów pojawił się w ostatnim kwadransie i tym razem zaliczył wejście smoka - wyrównał na 18-18, a później na 19-19. Czy właśnie w takich sytuacjach, mający duże doświadczenie boiskowe Bartosz Jurecki pomaga graczom - Nie, bo to są profesjonaliści. Gdyby tak było, że w ogóle nie trafia, to by go w kadrze nie było. Możemy mu zwrócić uwagę, czy bramkarz gra z blokiem, czy indywidualnie. Wyciągnął wnioski i w drugiej połowie mieliśmy już innego Ariela. Może oprawa tego meczu go trochę przytłoczyła? To jednak młody chłopak, dopiero wchodzi w wielkie sport - uważa były obrotowy. Jurecki był zadowolony z realizowania założeń przez kadrę w meczu z Francją. - Były niedociągnięcia, tak w obronie, jak i w ataku. Tyle że mierzyliśmy się z jedną z najlepszych drużyn w ostatnich latach, w której każdy zawodnik potrafi rzucić z drugiej linii, ale też dograć do koła, na skrzydła, czy rozwiązać sytuację. Fajnie, że udźwignęliśmy ten mecz, hala nas pociągnęła. Obyśmy szli tak dalej - mówi "Shrek". Jurecki apeluje: Nie wolno spuszczać głów. Nawet jak będzie 0-2 czy 0-3 Teraz jednak Polacy mają przed sobą arcyważne starcie ze Słoweńcami - będzie to prawdopodobnie bój o drugie miejsce w grupie B. A jednocześnie o przedłużenie nadziei na awans do ćwierćfinału, który w drugiej fazie w Krakowie wywalczą dwa najlepsze zespoły. Jeśli Polska i Słowenia awansują z grupy, choćby kosztem Arabii Saudyjskiej, ten wynik będzie liczył się w dalszej fazie. - Gatunkowo ten mecz będzie bardzo ciężki, rozstrzygnie się w głowach. Bardzo istotne będą pierwsze minuty, musimy spokojnie wejść w to spotkanie. Nawet jak będzie 2-0 czy 3-0 dla rywali, to nie wolno spuszczać głów, a dalej realizować założenia. Z każdą minutą będziemy mocniejsi, hala na nas podziała. Dla sportowca to bardzo istotne, takie wsparcie, uwierzcie mi. Sam to przeżyłem, wiem jak wygląda tam na dole - mówił Jurecki. "Chłopaki się znają". Kto będzie miał dobry dzień? Asystent Patryka Rombla nie sądzi, by oba zespoły były w stanie zaskoczyć siebie czymś nowym. Mierzyły się niedawno w eliminacjach do mistrzostw Europy 2022. - Chłopaki się znają z Ligi Mistrzów, trenerzy się znają. Kluczowe staną się niuanse: dyspozycja dnia bramkarza czy któregoś zawodnika. To zadecyduje - twierdzi Jurecki. - Będzie zacięty mecz i bardzo wyrównany. Słowenia, tak jak my, nie posiada wielkiego zagrożenia z drugiej linii. Ma jednak takich, którzy potrafią grać 1 na 1, 2 na 1, widzą skrzydłowych i obrotowych. Nie wolno nikogo zostawić w obronie do gry jeden na jednego, bo wtedy może nam być ciężko - przewiduje. Mecz Polska - Słowenia w sobotę o godz. 20.30.