Słowenia na mistrzostwa świata w Polsce i w Szwecji dostała się dzięki "dzikiej karcie" przyznanej im przez IHF. Ekipa Urosa Zormana ma jednak w składzie wiele gwiazd i absolutnie nie można traktować ich jako autsajderów, bo nieudane eliminacje były raczej jednorazową wpadką tej bardzo silnej drużyny. Ostatnimi laty jednak Słoweńcom zawsze coś przeszkadza i może się wydawać, że stali się specjalistami od teorii spiskowych i szukania wymówek. Otruci przez Egipcjan? Przed dwoma laty w mistrzostwach świata Słoweńcy przegrali walkę o ćwierćfinał z gospodarzami turnieju Egipcjanami. Po dramatycznym spotkaniu, które zakończyło się remisem 25:25, europejska ekipa miała jednak sporo zastrzeżeń do organizacji turnieju. Co więcej, zarzucili gospodarzom, że zostali przez nich otruci! "Aż dwunastu graczy naszej drużyny zostało zatrutych jedzeniem na dobę przed meczem z Egiptem. To nie był wirus. Zawodnicy krzyczeli z bólu, wymiotowali, cały czas biegali do toalety, jakby zagrożone było ich życie. Blaż Blagotinsek upadł przed spotkaniem z bólu i został odwieziony do szpitala. Dziewięciu zawodników zdecydowało się jednak walczyć za Słowenię mimo fatalnej kondycji" - napisali w oficjalnym oświadczeniu Słoweńcy. IHF rozpoczęła śledztwo, choć Słoweńcy ostatecznie nie złożyli oficjalnego doniesienia w tej sprawie. Egipcjanie wszystkiego się wyparli, przedstawili nawet listę składników, z których przygotowywano posiłki. Będąca w tym samym hotelu Białoruś nie zgłosiła żadnych zastrzeżeń w tej sprawie. Egipcjanie byli oburzeni takimi oskarżeniami, zarzucili nawet Słoweńcom oszczerstwo i podkreślali, że nie przesłali oni do organizatorów żadnej skargi. Ciekawy wątek w tej sprawie przedstawił Morten Henriksen ówczesny dyrektor sportowy Duńskiej Federacji Piłki Ręcznej, który w duńskiej telewizji zarzucił Słoweńcom, że ci zupełnie nie dbali o siebie. Stwierdził, że ma nawet zdjęcia, jak zamawiają pizzę z jakieś restauracji znajdującej się poza hotelem, w którym mieszkali. "Skandal w Spodku". Celowa prowokacja Polaków? Na liście słoweńskich narzekań są też oczywiście polskie wątki, choć akurat dotyczą innych dyscyplin. Do sporej wpadki organizatorów doszło podczas mistrzostw Europy w siatkówce, podczas których w katowickim "Spodku" mierzyły się ze sobą reprezentacje Polski i Słowenii. Zaczęło się od zgrzytu, bo organizatorzy zamiast słoweńskiego zagrali... hymn Serbii. Szybko się zmitygowano i naprawiono pomyłkę, ale pewien niesmak pozostał. I mimo tego, że ostatecznie półfinałowe spotkanie Słowenia wygrała 3:1 i to nasi rywale awansowali do finału, to tamtejsze media miały używanie przez kilka następnych dni. Pisano o skandalu, celowej prowokacji i próbie nieczystej zagrywki, byle tylko zdekoncentrować siatkarzy. "Polacy przygotowali prawdziwą aferę! Czy celowo chcieli wytrącić z równowagi naszych siatkarzy?" - zastanawiał się serwis "svet24.si". "Zanim pierwszy gracz odbił piłkę, organizatorzy już uderzyli" - pisał z kolei portal "slovenskenovice.si". Organizatorzy zresztą spotkali się ze sporą krytyką także z polskiej strony, a i kibice zgromadzeni w hali "nagrodzili" ich gwiazdami. Tak że o celowej prowokacji nie było mowy. Choć akurat Słoweńcom to nie przeszkadzało w próbach szukania sensacji. Czytaj także: Legenda kadry ostrzega przed meczem ze Słowenią W minionym roku odnieśliśmy wielkie, a przede wszystkim bardzo niespodziewane zwycięstwo nad słoweńskimi koszykarzami podczas EuroBasketu. Rywale, w składzie z fantastycznym Luką Donciciem, zupełnie nie przypominali drużyny, która jeszcze kilka dni wcześniej czarowała na parkiecie. Jednak i tu słoweńskie media doszukały się przyczyn pozasportowych. Choć tym razem znalazły je u siebie, bo zawodnicy mieli ponoć urządzić imprezę, po której po prostu nie byli w stanie zagrać na normalnym poziomie. Z jednej strony pasowałoby to do zamawiania pizzy i masowego zatrucia, choć tutaj chyba koszykarze poszli krok dalej, z drugiej, to też kolejny przykład, że sportową porażkę ciężko im przyjąć. Tak po prostu. Reprezentacja Serbii śledzona w Słowenii? Podczas niedawnych mistrzostw Europy kobiet, które odbywały się w Słowenii, Czarnogórze i Macedonii. Kobieca drużyna naszych najbliższych rywali swoje mecze rozgrywała w Celje i tak się złożyło, że decydujący o awansie mecz miała stoczyć z Serbkami. Gospodynie wygrały, dzięki czemu zapewniły sobie awans do kolejnej rundy, ale tuż po spotkaniu Jelena Lavko zarzuciła Słowenkom, że nagrywały trening Serbek ukrytymi na hali telefonami, żeby rozgryźć ich taktykę. "To był trudny mecz, zawsze ciężko gra się z gospodarzami imprezy. Szczególnie jest mi przykro, gdy drużyna przeciwna nagrywa treningi, na których nie ma kamer, ale używa do tego telefonów i iPadów, bo boją się, że nie poradzą sobie z naszą defensywą" - grzmiała po meczu Serbka. Co ciekawe Słoweńcy przyznali, że faktycznie umieścili na hali telefony, ale tłumaczyli, że... miał to być element niespodzianki dla jednej z zawodniczek, które obchodziła urodziny. Przeprosili jednak Serbki za niedogodności i za postawienie ich w tak niekomfortowej sytuacji. Jednak drużyna Serbii nie przyjęła przeprosin, sugerując, że takie tłumaczenie obraża ich inteligencję. Zresztą, co ciekawe, jedyną zawodniczką, która w tych dniach miała urodziny, była Tjana Stanko, ale obchodziła je dwa dni wcześniej...