Artur Siódmiak to wieloletni obrotowy reprezentacji Polski w piłce ręcznej, w pamięci przeciętnego kibica zapisał się głównie rzutem do pustej bramki w meczu z Norwegią podczas mistrzostw świata w Chorwacji w 2009 r. Pod koniec spotkania przechwycił piłkę od grających w przewadze rywali i na 5 sekund przed końcem meczu - z własnej połowy - trafił do pustej bramki przeciwników, ustalając wynik pojedynku na 31:30 dla Polski, co zagwarantowało jej awans do półfinału turnieju. Awans dawało, zarówno jednej, jak i drugiej drużynie, tylko zwycięstwo, w przypadku remisu odpadały oba zespoły. Od tego czasu zaczęło w Polsce funkcjonować określenie "rzut Siódmiaka" oznaczające rzut z bardzo dużej odległości do pustej bramki. O tym rzucie "Siódyma", o grze bramkarza Sławomira Szmala, Karola Bieleckiego, braci Lijewskich i Jureckich, Grzegorza Tkaczyka, Damiana Wleklaka oraz wielu innych i o duecie trenerskim Bogdan Wenta - Daniel Waszkiewicz rozmawiano wtedy w polskich domach przy niedzielnym rosole. Wielu z ówczesnych reprezentantów zostało przy piłce ręcznej. Artur Siódmiak jest ambasadorem mistrzostw świata w Gdańsku, gdzie osiadł po bogatej karierze sportowej. - Sportowcy po karierze szukając nowego punktu zaczepienia, stawiają na to, co jest im najbliższe. Damian Wleklak, Marcin Lijewski, Marcin Pilch, Sebastian Suchowicz, Rafał Kuptel, Dawid Nilsson, ja i wielu innych chłopaków - zostaliśmy przy piłce ręcznej. Dziś chcemy, czy to pracując z seniorami, czy prowadząc treningi w szkołach, czy tworząc własne akademie, pomóc urosnąć nowej generacji piłkarzy ręcznych. Na pewno cieszy to, że środowisko piłki ręcznej w Polsce, docenia nasze sportowe dokonania i widzi nas jako osoby, które mogą dalej rozwijać dyscyplinę. Wówczas po rzucie Siódmiaka Polacy zdobyli brązowe medale na mistrzostwach świata, dwa lata wcześniej w Niemczech poszło im jeszcze lepiej - byli drudzy. W 2015 r., już bez udziału "Siódyma", w Katarze Polacy byli trzeci, to były lata prawdziwego boomu na piłkę ręczną, który wraz z wymianą pokoleń w reprezentacji nieco wyhamował. Reprezentacja wynikowo podupadła w 2019 r. nie kwalifikując się na mistrzowski turniej w Danii i Niemczach. Na co stać Polaków w polsko-szwedzkim turnieju? - Myślę, że ćwierćfinał tego mundialu jest w naszym realnym zasięgu! Bardzo bym tego chciał, najlepsza ósemka to też awans do turnieju kwalifikacji olimpijskich, a my kadrowo jesteśmy, moim zdaniem, naprawdę silni. Skrzydła, bramka, czy środek rozegrania to pozycje, na których w ostatnich kilku latach zrobiliśmy widoczne postępy. Są gracze, którzy znają klimat dużych imprez, jest Michał Daszek, Arek Moryto, do treningu wrócił też Szymon Sićko - tłumaczy Artur Siódmiak. Dziś ten handballowy ogień zostaje rozniecony na nowo, a to dlatego że już w środę w Polsce (Katowice, Kraków, Płock i Gdańsk) i Szwecji (Sztokholm, Goteborg, Malmoe rozpoczyna się kolejny turniej o mistrzostwo świata. Na otwarcie turnieju Biało-Czerwoni podopieczni trenera Patryka Rombla zagrają z bardzo mocną Francją, która jest 6-krotnym mistrzem świata. Mecz rozpocznie się w środę o godz. 21 w katowickim Spodku. W kolejnych spotkaniach Polacy zagrają ze Słowenią (14 stycznia o godz. 20:30) i Arabią Saudyjską (16 stycznia o godz. 20:30). Trzy pierwsze drużyny z grupy (łącznie 24 z 32) awansują do drugiej fazy turnieju, która zostanie rozegrana w krakowskiej TAURON Arenie. Ostatnie drużyny w grupach eliminacyjnych zagrają o miejsca 25-32 w President’s Cup, który zostanie rozegrany w mekce polskiego handballu, Płocku. Równolegle z Krakowem na tym etapie rywalizacja będzie odbywać się w Spodku, halach w Goteborgu i Malmoe. Następnie po cztery zespoły z sześciozespołowych grup awansują do fazy pucharowej. Ćwierćfinały i półfinały w Gdańsku i Sztokholmie, a tym ostatnim zostaną rozegrane mecze decydujące o medalach. Kto według Siódmiaka jest faworytem mistrzostw świata? - Skandynawów: Duńczyków albo Norwegów. Na każdym turnieju jest też jakiś czarny koń, ale jego poznamy najwcześniej po trzech meczach grupowych. Może będziemy nim my? Ciekawi mnie, co pokażą Węgrzy, bo ich kibice od lat czekają na znaczący wynik na wielkiej imprezie. Na pewno mocna będzie jedna z ekip bałkańskich - Chorwaci albo Słoweńcy. Dobrze przygotowani przyjadą Francuzi i Niemcy i, jak na każdym turnieju, do końca grać będą chcieli Hiszpanie - podsumowuje były reprezentant Polski, ambasador mistrzostw świata w piłce ręcznej. Maciej Słomiński, INTERIA