Występ Szymona Sićki w polsko-szwedzkim turnieju jest w tym momencie jedną wielką niewiadomą. Jeśli okaże się, że cała historia z urazem głowy zawodnika zakończy się tylko na wstrząśnięciu mózgu i nie będzie miała dalszych reperkusji, być może as drugiej linii w kadrze biało-czerwonych zdąży wrócić na boisko. Jeszcze wczoraj rokowania były jednak znacznie gorsze. Reprezentant Polski czuł się "jak po nokaucie" Cała historia zaczęła się w 43. minucie "Świętej Wojny", czyli klasyku między Orlenem Wisłą Płock i Łomża Industrią Kielce. Sićko ruszył wtedy z akcją rzutową i gdy był w powietrzu, został z boku pchnięty przez Leona Šušnję. Reprezentant Polski zdobył bramkę, ale nie był w stanie już kontrolować swojego upadku. Na dodatek wpadł jeszcze na Przemysława Krajewskiego, a później runął na parkiet, uderzając głową o wykładzinę. Sićko usiadł na ławce rezerwowych, ale nie był za bardzo świadomy tego, co się działo wokół niego. - Głowa wciąż jest "ciężka". Czuję się jak po nokaucie - mówił później w TVP Sport. Nowe wieści ze szpitala. Jedną rzecz wykluczono Pierwsze diagnozy wskazywały na wstrząśnienie mózgu, ale już po powrocie do Kielc zawodnik zaczął się gorzej czuć. We wtorek mistrzowie Polski zamieścili komunikat, że ich szczypiornista trafił do szpitala. "Stan zdrowia zawodnika zaczął się pogarszać. Zaczął odczuwać silne dolegliwości bólowe, cierpiał na niepamięć i z podejrzeniem krwawienia śródmózgowego trafił do szpitala na hospitalizację" - poinformowano. Dziś zawodnik przeszedł kolejne badania, wykonano mu tomograf mózgu. I tym razem Łomża Industria przekazała pozytywną informację. "Szymon Sićko jest po ponownym tomografie, który na ten moment pozwolił wykluczyć krwawienie śródmózgowe. Stan zawodnika jest stabilny, lecz cały czas przebywa on w szpitalu" - poinformowano. W czwartek Łomża Industria, bez Sićki, zakończy tegoroczne boje - w 10. kolejce Ligi Mistrzów zmierzy się w Hali Legionów z RK Celje Pivovarna Laško. Początek meczu o godz. 18.45.