Dla Niemców, którzy dwa dni temu pokonali Katar, było to de facto spotkanie o pierwsze miejsce w grupie E, a zarazem - komfortową sytuację w kontekście walki o ćwierćfinał. W drugiej fazie podopieczni trenera Alfreda Gislasona trafią na Holandię czy Norwegię, ale jedna z tych drużyn, a może nawet dwie, nie będą miały kompletu punktów. Serbia też miała podobne nadzieje - to zespół nieobliczalny, przebudowany, chcący wrócić do świetności sprzed dekady. Bramkarze zostali w szatni? Strzeleckie popisy obu reprezentacji Od początku było to starcie będące bardzo szybką wymianą ciosów. Choć w obu bramkach pojawili się wybitni eksperci, znani z polskich boisk - Andreas Wolff i Vladimir Cupara - to praktycznie nie dotykali piłki. Wszystkie rzuty ich mijały, a Serb po jedenastu nieudanych interwencjach został zmieniony. Niemiec z Industrii Kielce wytrwał trochę dłużej, ale też bronił kiepsko (2/15), więc zastąpił go Joel Birlehm. Po kwadransie Niemcy prowadzili 11-10, ale trener Gislason nie był zadowolony z gry drużyny. Poprosił o przerwę, po niej jego zawodnicy odskoczyli na 13-10, a później 15-11. Serbowie nie pozwolili jednak na więcej. Drugą połowę Niemcy rozpoczęli w osłabieniu, a ich bramkarz Joel Birlehm od razu zaliczył udaną interwencję. Wcale jednak, aż do 49. minuty, nie bronił lepiej niż przed przerwą. Podobne problemy były też u Serbów, więc po kilku minutach na parkiet wrócił Cupara. Niemcy od początku mieli jeden pomysł na atak pozycyjny - piłkę dostawali obrotowi i kończyli akcje rzutami. Przez dziewięć minut Johannes Golla i Jannik Kohlbacher zdobyli pięć z siedmiu bramek drużyny, dwie poozpostałe dołożył świetny dzisiaj skrzydłowy Lucas Mertens. Podopieczni Gislasona odskoczyli na 26-21 i pierwszy raz w tym spotkaniu uzyskali dość znaczną przewagę. Niemieccy kibice, których bardzo liczna grupa znów zdominowała "Spodek", mieli olbrzymie powody do radości. To wcale nie oznaczało jednak rozstrzygnięcia spotkania. Birlehm zrobił różnicę! Niemiec zatrzymał Serbów w końcówce Z czasem bowiem akcje Niemców z obrotowymi były coraz lepiej rozczytywane przez rywali, przewaga zaczęła się zmniejszać - nawet do dwóch trafień. Wtedy jednak świetny fragment zaliczył bramkarz Birlehm. Najpierw obronił rzut Dragana Pechmalbeca, później ze skrzydła zatrzymał Bogdana Radivojevicia, wreszcie zbił nogą w bok rzut karny Nemanji Ilicia. Do tego momentu Serbowie wykorzystali wszystkie pięć siódemek. Birlehm wpadł w trans i to dzięki niemu Niemcy wciąż mieli minimalną przewagę. Serbowie mieli bowiem sporo szans na odwrócenie losów spotkania. Przy prowadzeniu Niemców 33-31 na 2,5 minuty przed końcem hiszpański trener Serbów Toni Gerona poprosił o przerwę. Do tej pory jego podopieczni nie potrafili złapać bezpośredniego kontaktu, to już byłą ostatnia chwila. Rozrysował akcję, piłka trafiła na szósty metr do Pechmalbeca, a ten przegrał pojedynek z Birlehmem. Serbowie wściekali się, ze ich obrotowy był ściągany za koszulkę, ale duńscy sędziowie nie zareagowali. A gdy ze skrzydła trafił na 34-31 Lucas Mertens, Niemcy mogli zapisać sobie dwa punkty i awans do drugiej fazy. Serbowie w końcu kontakt uzyskali, ale dopiero na 10 sekund przed końcem. To już było za późno, by wydrzeć choć punkt. Niemcy - Serbia 34-33 (19-17) Niemcy: Wolff (2 obrony/17 rzutów - 19 procent), Birlehm (8/25 - 32 proc.) - Mertens 7, Golla 6, Knorr 4, Hafner 4, Kohlbacher 4, Steinert 3, Koster 3, Weber 2, Groetzki 1, Drux, Ernst, Dahmke, Mbengue. Kary: 10 minut. Rzuty karne: 1/1. Serbia: Cupara (2/19 - 11 proc.), Bomastar (5/22 - 23 proc.) - Kukić 7, Orbović 5, Ilić 5, Radivojević 5, Pechmalbec 3, Djordjić 2, Milosavjlević 2, Marsenić 2, Dodić 1, Borzas 1, Vorkapić, Vejin. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 5/6.