Za nami bolesna porażka ze Słowenią. Jak Pani ocenia to spotkanie? Polska nie pokazała się z najlepszej strony, a właściwie można powiedzieć, że zaprezentowała tę najgorszą. Zaczęłabym od tego, że współczesna piłka ręczna jest szybka i skupia się na grze jeden na jeden, co pozwala wypracować czyste pozycje rzutowe. Zawodnicy grający na pozycji rozgrywających potrafią wygrywać indywidualne pojedynki ze swoim obrońcą, a to pozwala na ściągnięcie kolejnego gracza i zrobienie miejsca dla kolegów z zespołu. To potrafi Słowenia, to potrafią zawodnicy z innych reprezentacji, które aspirują do najlepszych dwudziestu zespołów na tych mistrzostwach. Niestety Polska w tym momencie gra nieco inną taktyką. Nie mamy zawodników, którzy są dobrze wyszkoleni indywidualnie. Poza Arkadiuszem Moryto, który jest z pewnością w Top5 na swojej pozycji, chylę czoła przed nim. On jest jednak skrzydłowym i musi tę piłkę dostać albo sam ją sobie wypracować, biegnąc do kontry. Co ma powiedzieć nasz lewoskrzydłowy, który w dwóch spotkaniach piłkę po rozegranym ataku pozycyjnym dostał bodajże dwa razy? Nasza cała gra koncentruje się w środkowej strefie. Sporo wbiegów skrzydłowych, co oczywiście ma ułatwić stworzenie pozycji do rzutu z dystansu naszym rozgrywającym. Co jednak, jeżeli tych celnych rzutów, z powiedzmy sobie szczerze najtrudniejszych pozycji, brakuje? Nie chciałabym jednak krytykować zbytnio trenera Patryka Rombla, nie o to chodzi. Może zresztą nie ma odpowiednich zasobów ludzkich? Jednak my gramy inaczej niż reszta, ciężej. Mamy Szymona Sićko, który jest świetnych egzekutorem, ale to przecież nie wszystko. W naszej grze brakuje szybkości, polotu, a co najgorsze, miałam wrażenie, że ze Słowenią zabrakło też zacięcia. Może to tylko moje wrażenie, ale w meczu z Francją zagraliśmy serduchem. To spotkanie napawało nas optymizmem. Trzeba pamiętać, że te pierwsze mecze na wielkich turniejach, zwłaszcza dla najlepszych na świecie, są dosyć szczególne. Oni wchodzą w nie spokojnie, muszą się rozegrać i Francja także nie pokazała 100 procent swoich umiejętności. I my to wykorzystaliśmy, co było super. Niestety Słoweńcy pokazali nam, że teraz tak się w piłkę ręczną grać nie da. Musimy zacząć od indywidualnej wyszkolenia i od tego, by próbować grać jeden na jeden, być groźnym dla obrony i tworzyć sytuacje do oddania rzutu z pewnej pozycji koledze z drużyny. Rzutami na siłę z dystansu czy wolnym rozgrywaniem piłki bez tempa i bez zagrożenia nic nie wskóramy. Jak w takim razie podnieść się po takim meczu? To ciężka sprawa. Grają na swoim boisku przy fantastycznych kibicach, jako zawodnik można tylko marzyć o tym, by zagrać na takiej hali. Na pewno towarzyszy im teraz obciążenie psychiczne, ale zwyczajnie muszą się z tego podnieść. Trzeba zagrać kolejny mecz, bo przecież nadal mają szansę! Muszą jednak zagrać inaczej, nie mogą robić tylu błędów, które popełniali. Musi też wrócić waleczność, zespołowość, ten monolit. Bez tego się nie da. Można mieć najlepszy zespół na świecie, najlepszych zawodników, ale bez atmosfery, zacięcia, wiary, nie da się osiągnąć maksimum tego, na co nas stać. Podam przykład reprezentacji, z którą wystąpiłam na mistrzostwach świata w Serbii. Nie mieliśmy najlepszych zawodniczek, najlepiej wyszkolonych. Mieliśmy atmosferę i wiarę w taktykę i w koleżankę z boku. I to nas doprowadziło do czwartej miejsca na tym turnieju. I teraz nasi zawodnicy muszą spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć "To jest nasz czas i nie możemy tego skopać!". To się należy tej wspaniałej publiczności, ale należy się również samym zawodnikom za ciężką pracę. Przed nami mecz z Arabią Saudyjską, czyli dużo słabszą drużyną od nas. To dobry rywal na przełamanie czy lepiej byłoby mimo wszystko zagrać z kimś lepszym? Osobiście uważam, że to dobry rywal na ten moment. Nie zakładam, że Polacy w ogóle mogliby ten mecz przegrać. Widziałem Arabię Saudyjską podczas meczów sparingowych z Danią, przed turniejem, i nie wyobrażam sobie porażki z nimi. Byłby to skandal. Wśród kibiców sporo już jest kalkulacji, co musi się stać, żebyśmy jednak awansowali do ćwierćfinału. Sportowcy też kalkulują? Myślę, że nie. Oni raczej skupiają się na najbliższym meczu, to jest najważniejsze. Nie ma zresztą już co kalkulować, każdy mecz trzeba wygrać. A zacząć od tego najbliższego. Czytaj także: Mocne rozmowy w szatni Polaków. Trener się tylko przysłuchiwał Porozmawiajmy zatem o czymś przyjemniejszym. Kto jest faworytem tych mistrzostw według Pani? Przede wszystkim Szwecja i Dania. Ci pierwsi przede wszystkim dlatego, że grają na swoim boisku, a Duńczycy mają chyba najlepszy zespół i zawodników, jakich obecnie można sobie wyobrazić. W Danii dużo się mówi o tym turnieju? W końcu mogą, jako pierwsza reprezentacja w historii, wygrać tytuł mistrzów świata trzy razy z rzędu. Tutaj w ogóle żyje się piłką ręczną, nie tylko w czasie mistrzostw, ale na co dzień. Teraz wszystko kręci się wokół turnieju. Apetyty są bardzo duże, Duńczycy mają prawdziwy dream team, cała 18-stka to gracze kompletni i praktycznie każdy z nich na boisku robi różnice. Co więcej, w domu zostali zawodnicy praktycznie równie dobrzy, jak ci, którzy pojechali na mistrzostwach. Właściwie można byłoby stworzyć dwie reprezentacje Danii i obie walczyłyby o medale.Pani jest jeszcze w jakiś sposób związana z piłką ręczną? Moje dzieci, choć są małe, już grają w piłkę ręczną, a ja uczestniczę w ich treningach. Jesteśmy ciągle wokół tego. W Danii jest tak, że dzieci są często trenowane przez rodziców. Mój syn ma sześć lat, a na hali często spotyka się z ludźmi, którzy w przeszłości grali w igrzyskach olimpijskich czy w Lidze Mistrzów. Ich dzieci również grają, a oni przychodzą pomagać w treningach. Przykładem jest sam Nikolaj Jakobsen, trener reprezentacji Dani, którego na hali wśród trenujących dzieciaków i młodzieży można spotkać praktycznie co tydzień. To jest taki kolektyw, oni nie dostają za to nic, ale trenują dzieciaki, cieszą się z tego, mają satysfakcję. Nikomu korona z głowy nie spada. I tak to funkcjonuje do 14-15 roku życia. To bardzo ciekawy system. I działa.