3 marca 1961 roku w Berlinie Zachodnim Holendrzy zostali rozbici przez RFN w swoim pierwszym występie na mundialu szczypiornistów. I do tego roku - ostatnim. Dopiero osiem dni temu w Krakowie wrócili do światowej elity i początek mieli idealny, sami rozbili dwóch kolejnych rywali. Do dziś zachowywali szansę na awans do czołowej ósemki, ale kluczowym warunkiem było pokonanie Niemców, najlepiej dwoma bramkami. A później w poniedziałek ogranie Serbii. Nie udało się spełnić już pierwszego z nich. Niemcy ograniczyli atuty reprezentacji Holandii. No i mieli świetnego Wolffa Nie pozwolili na to Niemcy, konsekwentni w swoich działaniach od pierwszej do ostatniej minuty. Ekipa Holandii nie ma tak wyrównanego składu, jedynie maleńki Luc Steins z PSG oraz Kay Smits w Magdeburga to gracze światowego formatu. Trzech innych zawodników gra w średnich klubach Bundesligi, reszta stanowi uzupełnienie składu. Tyle że Holendrzy potrafili dotąd w pierwszej połowie tak się rozpędzić, że jedynie Norwegia była w stanie ich dogonić i ostatecznie przegonić. Niemcy nie dali się rywalom rozpędzić - uważnie pilnowali Steinsa i Smitsa, mieli też inny atut. Był nim Andreas Wolff, który przepuścił co prawda dwa pierwsze rzuty rywali, ale później wpadł w trans znany zwykle kibicom Industrii Kielce. Zaczął od obrony rzutu karnego Kaya Smitsa przy stanie 4-4. W pierwszej połowie obronił łącznie 10 z 22 rzutów rywali - to dało mu aż 45 procent skuteczności. W meczu o taką stawkę i na wysokim poziomie! Kiepska końcówka pierwszej połowy dla "Pomarańczowych. I kataklizm tuż po przerwie Mecz przez ponad 20 minut był doskonały, niezwykle szybki i dynamiczny. Świetną skuteczność w ekipie niemieckiej miał Juri Knorr - trafiła z gry i z rzutów karnych. Holendrzy trzymali się rywali przez 23 minuty - wtedy Steins po kontrze wyrównał na 10-10. Później wszystko zaczął odbijać Wolff, Niemcy odskoczyli na 15-11. Trudno się temu dziwić, skoro bramkarz "Pomarańczowych" Bart Ravensbergen odbił przed przerwą zaledwie jedną piłkę. A niemieccy defensorzy nie pozwalali gwiazdom rywali na grę jeden na jednego. Holandia już nie zdołała wrócić do rywalizacji. Przez ponad osiem minut drugiej punktowali wyłącznie Niemcy, gdy Patrick Groetzki pokonał lobem Ravensbergena, było już 20-12. Fatalną passę przełamał dopiero Smits, ale to już było za późno. Wolffowi co chwilę pomagały słupki i poprzeczka, skuteczność Holendrów spadła w pewnej chwili poniżej 50 procent. Mimo też porażki Holandia pozostaje w grze o trzecie miejsce w grupie, które może za rok dać miejsce w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich. Będą jednak musieli w poniedziałek pokonać Serbię. Niemcy i Norwegia zagrają za to o pierwsze miejsce - jedna z tych drużyn wpadnie w ćwierćfinale na Hiszpanię, druga - na Francję. Holandia - Niemcy 26-33 (12-15) Holandia: Ravensbergen 1 (8/36 - 22 proc.), A. Versteijnen (1/6 - 17 proc.) - Stavast 2, Ten Velde 4, Schoenaker 0, Kooijman 0, Sluijters, Steins 5, Benghanem 2, Schagen 2, N. Versteijnen 2, Adams, Boomhouwer, Smits 6, Jansen, Baijens 2. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 1/4. Niemcy: Wolff (17/40 - 43 proc.), Birlehm - Golla 4, Knorr 9, Köster 4, Mbengue, Weber 2, Groetzki 5, Häfner 4, Dahmke 0, Mertens 1, Ernst, Steinert 2, Kohlbacher 1, Drux 0, Witzke 1. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 6/7. Dania blisko ćwierćfinału. Musiałby się stać jakiś kataklizm W Malmö Dania, grając długimi fragmentami na zaciągniętym ręcznym, bez żadnych problemów pokonała Stany Zjednoczone. Obrońcy złota sprzed dwóch lat z Egiptu stracili bramkę jako pierwsi, ale szybko odpowiedzieli czterema trafieniami. A później już tylko powiększali przewagę - do pięciu bramek (10-5), sześciu (12-6), wreszcie tuż przed przerwą - aż ośmiu (18-10). Duńczycy mogli więc rotować składem i bawić swoją grą kibiców, dla Amerykanów sam awans do drugiej fazy był ogromnym sukcesem. I takim sukcesem było też to, że jeszcze na trzy minuty przed końcem meczu przegrywali zaledwie 23-30. A to znaczyło, że prowadzili w drugiej połowie 13-12. Duńczycy jednak zdobyli dwie ostatnie bramki w tym meczu i wygrali 33-24. To zaś oznacza, że formalnie Dania wciąż nie może być pewna awansu do ćwierćfinału, choć to trochę stwierdzenie na wyrost. Wcześniej bowiem swój mecz wygrała Chorwacja (34-26 z Belgią) i na kolejkę przed końcem ma do mistrzów świata dwa punkty straty. Gdyby np. Dania przegrała w poniedziałek z Egiptem, a Chorwacja pokonała Bahrajn, decydować będzie bilans bramkowy. Ich bezpośredni mecz zakończył się remisem. Tyle że Duńczycy mają w tej chwili bilans bramkowy +39, a Chorwaci +17. Zniwelowanie tego w jednym spotkaniu wydaje się nieprawdopodobne. Zwłaszcza, że Dania będzie musiała pokonać Egipt, by już w ćwierćfinale uniknąć starcia ze Szwecją. Stany Zjednoczone - Dania 24-33 (10-18) USA: Ingram (6/28 - 21 proc.), Otterström (5/16 - 31 proc.), Merkovszky - Corning 2, Amitović 1, Stromberg 0, Chan Blanco 3, Hines 0, Reed 0, Fofana 3, I. Hueter 3, Donlin 2, Zarikos 1, P. Hueter 4, Hoddersen 5, Sršen 0. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 2/4. Dania: K. Møller (13/36 - 33 proc.), N. Landin - M. Landin 5, Jakobsen 2, Lindberg 2, Gidsel 4, Møllgaard 0, Mensah Larsen 1, M. Hansen 0, Jørgensen 8, A.P. Hansen 0, Damgaard 4, Holm 4, Hald Jensen 1, Hoxer 2, Pytlick. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 2/4.