Przez ostatnie dwie doby ciężko przychodziło napisanie, że "Polsce do awansu do awansu do drugiej rundy mistrzostw świata potrzebny jest co najmniej remis w meczu z Arabią Saudyjską". Porażające było to, że w najważniejszej imprezie, do której przygotowywaliśmy się od kilku lat i która decydowała o "być albo nie być" na ścieżce olimpijskiej, groziła nam gra w Pucharze Prezydenta. Czyli z zespołami, które w większości piłkę ręczną traktują amatorsko. Na szczęście w "Spodku" okazało się, że od drużyny pokroju Arabii Saudyjskiej wciąż jesteśmy lepsi. Niestety, tylko nieznacznie. Fatalny początek reprezentacji Polski. Kibice zszokowani W Pucharze Prezydenta biało-czerwoni grali sześć lat temu, pod koniec reprezentacyjnej przygody w roli selekcjonera Tałanta Dujszebajewa. Kilka miesięcy po czwartym miejscu na igrzyskach w Rio de Janeiro Polacy przegrali z kretesem fazę grupową, przy czym wtedy występowało w niej sześć reprezentacji, a do Pucharu Prezydenta, będącego pocieszeniem dla najsłabszych, spadały dwie ostatnie. Przykre było, gdy najlepsi na świecie walczyli o medale, my biliśmy się o prestiż z Argentyną czy Tunezją. Teraz groziło nam to samo - gdyby tylko Arabia Saudyjska okazała się od nas lepsza. Tyle że Arabia to nie Słowenia, w żaden sposób nie jej druga linia nie dorównuje tej, z którą mierzyliśmy się w sobotę. Słoweńcy rozrywali nasz środek, stwarzali sobie pozycje rzutowe niemal w każdej akcji - dzięki ruchliwości. Nasi dzisiejsi rywale też byli ruchliwi, ale w ogóle nie stwarzali zagrożenia z drugiej linii. Nie musieli, bo przepychali się jakoś do linii szóstego metra, odnajdywali tam obrotowego. Nasze akcje w ataku pozycyjnym były rozgrywane chaotycznie. Jeszcze w początkowej fazie były próby znalezienia na skrzydle Arkadiusza Moryty, ale już Jan Czuwara czekał, czekał i nie mógł się doczekać na podanie. Dograń do Macieja Gębali na koło nie było w ogóle, podobnie jak jakichkolwiek rzutów z dystansu Szymona Działakiewicza. Nasz prawy rozgrywający grał pełne 30 minut - statystycy zaliczyli mu jeden (sic!) niecelny rzut w tym czasie! Arabia Saudyjska prowadzi dwoma bramkami. To nie sen! Od początku wyglądało to więc źle - ani przez moment nie mogliśmy czuć się, że jesteśmy w stanie zdominować Arabię Saudyjską. Tę samą Arabię, która na swoich pięciu poprzednich turniejach w pierwszej fazie wygrała dwa z 25 spotkań. Z Chile i Koreą Południową. W 15. minucie nasi rywale prowadzili 6-5 i dwie interwencje Adama Morawskiego uratowały biało-czerwonych przed wyższymi stratami. Co się odwlecze... Gdy w 19. minucie dwie minuty na ławce kar po raz drugi spędzał spędzał kapitan Piotr Chrapkowski, do pustej bramki rzucił Abdullah Al-Hulaili. Arabia odskoczyła na 9-7 i trener Patryk Rombel ratował się przerwą na żądanie. Na dodatek chwilę później Moryto po raz pierwszy przegrał pojedynek z rzutu karnego. Mocne wejście Szymona Sićki, świetna postawa bramkarza Adama Morawskiego Polacy grali fatalnie, zastanawiał brak zmiany dla Działakiewicza, który tylko podawał. Jedynie Szymon Sićko był w stanie podjąć jakąś odważną decyzję, wyskoczyć i rzucić nad blokiem do bramki. Bardzo istotne było to, że wysoki poziom trzymał bramkarz Adam Morawski - najlepszy w naszej ekipie. Choć i jemu puściły nerwy, gdy obronił rzut karny Abdullaha Al-Abbasa, ale reprezentant Arabii skorzystał z dobitki, rzucając tuż obok głowy Polaka. Bramkarz Melsungen chciał kopnąć rywala, ale ten uciekł już na tyle daleko, że "Loczek" przeciął tylko nogą powietrze. Wygraliśmy jednak pierwszą połowę 13-12, bo rzucać z drugiej linii - jako jedyny! - nie bał się Sićko, Moryto był skuteczny z karnych, a Morawski w bramce dodał coś od siebie. Polacy ruszyli po przerwie, liderzy wzięli sprawy w swoje ręce Druga połowa była nieco lepsza w naszym wykonaniu. Wiele dała długo wyczekiwana zmiana Działakiewicza na Michała Daszka, który przynajmniej dezorganizował defensywę Arabii. W ataku dwukrotnie trafił z drugiej linii Sićko i Polacy odskoczyli na trzy bramki. Dopiero jednak po upływie 40. minuty byliśmy w stanie udowodnić, że jesteśmy zespołem znacznie lepszy. Gdy Daszek podwyższył na 20-16, trybuny ryknęły z radości, a trener rywali ratował sytuację czasem na żądanie. Przechwyt Moryty, rzut Sićki w zaskakującej kontrze, ładna akcja Daszka z wejściem między obrońców - tego chciał "Spodek"! Polacy odskoczyli na 21-16 (44. minuta) i nawet gdy znów przytrafił się im moment przestoju, nie byli w stanie stracić tej przewagi. Przeszkadzały seryjne wykluczenia, którymi portugalscy sędziowie obdarzali sowicie naszych zawodników (siedem w ciągu 43 minut), ale i tak jakoś sobie radziliśmy. Gorzej, że, już w pełnym składzie, najpierw dwukrotnie Krzysztof Komarzewski, a po nim Przemysław Krajewski nie wykorzystali czystych pozycji ze skrzydeł. Arabia zaś trafiła raz, drugi, trzeci - i znów miała kontakt (22-21). Ponownie zrobiło się wiec nerwowo, do końca zostało ledwie kilka minut. Polacy jednak uniknęli całkowitego blamażu - z kontry po przechwycie trafił Przemysław Krajewski, poprawił Moryto, kilka klasowych interwencji zaliczył Morawski. Wygraliśmy ze światowym słabeuszem i w środę przystąpimy do drugiej fazy turnieju w Krakowie. Z taką grą o jakichkolwiek szansach na cokolwiek ciężko jednak myśleć. W środę Polska zmierzy się z Hiszpanią, w piątek z Czarnogórą, a w niedzielę - z Iranem. Do tej rywalizacji przystępujemy bez zdobyczy punktowych. Polska - Arabia Saudyjska 27-24 (13-12) Polska: Morawski (11 obron/29 rzutów - 38 proc. skuteczności), Skrzyniarz (0/2 - 0 proc.) - Daszek 1, Jędraszczyk 1, Olejniczak 2, Komarzewski 1, Walczak, Bis, Sićko 8, Pietrasik, Czuwara 1, Moryto 9, Krajewski 2, M. Gębala 2, Działakiewicz, Chrapkowski. Kary: 14 minut. Rzuty karne: 7/9. Arabia Saudyjska: Mohammed (0/1 - 0 proc.), Mohammad Al-Salem (9/34 - 26 proc.) - Al-Abbas 5, Al-Tarouti 1, Al-Janabi 3, Quirash, Al-Hammad, Al-Abdulali 3, Mahdi Al-Salem 3, Al-Muwallad, Al-Hulaili 1, Al-Abas 2, Mojtaba Al-Salem 2, Al-Turaiki, Almaa 2, Almohsin 2. Kary: 2 minuty. Rzuty karne: 5/7.