Już przed spotkaniem było wiadomo, że ani Serbia ani Holandia nie mają szans na awans do ćwierćfinału mistrzostw świata. Teoretycznie zwycięzca tego pojedynku mógł liczyć na to, że zajmie 10. pozycję w turnieju i dzięki temu zachowa szansę na udział w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich. Był to jednak bardzo mało realny scenariusz, bo aby tak się stało, wygrany tego meczu musiałby mieć bilans bramek lepszy niż Słowenia. A tak się składa, że pogromcy Polaków mają bardzo korzystny bilans +25. A Serbia i Holandia to bardzo wyrównane drużyny i trudno byłoby którejkolwiek z nich rozbić rywala tak, by znacząco poprawić sobie bilans. Zresztą już pierwsze 30 minut pokazało, że szykuje się zacięta batalia, choć zdecydowanie lepiej zaczęli Holendrzy, którzy prowadzili już nawet 7:3. Drużyna z Bałkanów zdołała jednak szybko otrząsnąć się z marazmu i wyrównała na 12:12. Ostatnie słowo należało jednak do holenderskiej ekipy, który do przerwy prowadził 17:15. Świetną partię rozgrywał Kay Smits, jak zwykle bardzo dobrze na rozegraniu spisywał się Luc Steins i to w dużej mierze dzięki nim Holendrzy mieli przewagę nad rywalami. Czytaj także: Wstydliwy dorobek Kataru. Niespodzianka na MŚ W drugiej połowie jednak to Serbowie przejęli inicjatywę i po kwadransie gry znów zdołali dojść rywali. Świetnie spisywał się Dragan Pechmalbec, dzięki czemu zespół z Bałkanów nie tylko odrabiał strat, ale na dziesięć minut przed końcem meczu wyszedł nawet na prowadzenie 28:27! Końcówka spotkania miała dramatyczny przebieg, ale wojnę nerwów lepiej wytrzymali Serbowie, którzy wygrali to spotkanie 32:30. I to właśnie oni kończą zmagania w grupie 3 na trzecim miejscu. Nie wystarczyło to jednak do zajęcia dziesiątej pozycji i wyprzedzenia Słowenii. Ostatecznie Serbowie kończą mistrzostwa "oczko" niżej.