Niedziela przyniosła zakończenie drugiej kolejki fazy grupowej. Spośród czterech wieczornych spotkań najciekawsze było to w Krakowie - Norwegia pokonała tam bardzo dynamiczny zespół Argentyny aż 32-21. W trzech innych spotkaniach faworytów też łatwo było wskazać, ale tylko jeden z nich mocno się męczył. Hiszpański mistrz świata drżał o końcowy wynik. Katar mógłby znaleźć się pod ścianą! Mowa tu o Katarze, który prowadzi słynny szkoleniowiec Valero Rivera. Za niespełna miesiąc Hiszpan skończy 70 lat i na pewno nie oczekiwał od swoich podopiecznych prezentu w postaci odpadnięcia z mundialu. A tak się mogło zdarzyć, gdyby Katar przegrał z Algierią. Wicemistrzowie świata z 2015 roku, a zarazem ćwierćfinaliści poprzedniego mundialu, stracili przed tym turniejem znakomitego strzelca Frankisa Marzo (nagle opuścił drużynę), a na dodatek w meczu z Niemcami urazu doznał inny kubański internacjonał Rafael Capote. Jego udało się jednak postawić na nogi, a choć rozgrywający Kataru w pierwszej połowie miał rozregulowany celownik (1 gol/4 rzuty), to po przerwie zdobywał bramki w najważniejszych momentach. Bramkarz Kataru załatwił sprawę. To było jego 10 minut A Katarowi szło w tym meczu jak po grudzie. Algierczycy w 13. minucie prowadzili już 7-3, zdobyli pięć bramek z rzędu. Doskonale radzili sobie tak w kontrach, jak i w ataku pozycyjnym. Katar zaczął jednak odzyskiwać rytm, pierwszą połowę zdołał wygrać 12-11. W drugiej jednak nie mógł uciec na bezpieczny dystans. Do 50. minuty wszystko w tym meczu było możliwe, Katar wciąż miał zaledwie o jedną bramkę więcej (21-20). I wtedy kilka świetnych interwencji zaprezentował Anadin Suljaković, jeden z czterech bałkańskich zawodników naturalizowanych przez Katar. To dzięki niemu zdecydowani faworyci mieli w miarę spokojną końcówkę meczu, który wygrali 29-24. We wtorek Katar powalczy z Serbią o drugie miejsce w grupie i dwa punkty, które jedna z tych drużyn zabierze do drugiej fazy zawodów. Algieria nie ma już szans na awans, wystąpi w Pucharze Prezydenta. Katar - Algieria 29-24 (12-11) Duńczycy nie mieli litości dla Bahrajnu. Pogrom w Szwecji! Podobny los jak Algierię może czekać, co byłoby małą niespodzianką, ekipę Bahrajnu. Najmniejszy uczestnik mundialu półtora roku temu grał przecież w ćwierćfinale turnieju olimpijskiego, a w Szwecji wybitnie mu nie idzie. Po remisie z Tunezją dziś zawodnicy z Półwyspu Arabskiego zostali rozgromieni przez broniącą tytułu Danię. W Malmö nie było żadnej walki, dość powiedzieć, że Duńczycy, choć się oszczędzali, aż 14 bramek zdobyli po kontratakach. Gdyby trener Nikolaj Jacobsen tak często nie wymieniał składu, byłoby pewnie ich więcej. Dla Danii to druga wysoka wygrana - już teraz faworyci turnieju zapewnili sobie awans. Dania - Bahrajn 36-21 (16-9) Zawodnicy z Superligi rozgromili Amerykanów Zdalny wyścig strzelecki z Duńczykami prowadzili Chorwaci, którzy chcieli zmazać plamę po klęsce z Egiptem. To im się udało, ale i rywal był wyjątkowo mizerny. Amerykanie dwa dni temu odnieśli historyczne zwycięstwo w mistrzostwach świata (z Marokiem), ale dziś nie mieli nic do powiedzenia. Po wyrównanych dziesięciu minutach Chorwacja włączyła czwarty bieg i zdobyła siedem bramek z rzędu (12-5). Akcje tej drużyny napędzał rozgrywający Industrii Kielce Igor Karačić (osiem bramek w meczu), na skrzydle grał Lovro Mihić z Orlenu Wisły Płock (trzy trafienia), a w obronie 22 minuty spędził klubowy kolega Mihicia Leon Šušnja. Chorwacja rozgromiła Amerykanów 40-22. Chorwacja - Stany Zjednoczone 40-22 (20-12)