Mistrzowie olimpijscy na "dzień dobry" - trudniejszego przywitania się z mistrzostwami świata polscy szczypiorniści nie mogli sobie wyobrazić. Nie był to dla nas kluczowy mecz, o być albo nie być w kolejnej fazie turnieju, ale jednak istotny. Właśnie dlatego, że rywal był atrakcyjny, ale także i pierwszy w historii w mistrzostwach świata na polskiej ziemi. Morawski zaczął polski koncert, Francuzi zostali zaskoczeni Francuzi zaczęli od środka i momentalnie znaleźli idealną pozycję rzutową dla asa Industrii Kielce Nicolasa Tournata. Francuski obrotowy został jednak efektownie zatrzymany przez Adama Morawskiego, co od razu podniosło ciśnienie na trybunach. "Spodek" żył i zachęcał do walki, a Polacy poszli za tymi oczekiwaniami. Graliśmy żywiołowo, podopieczni Patryka Rombla chętnie biegali do szybkiego ataku, nie bali się mocnej walki w defensywie. Owszem, trochę nerwów i błędów było po obu stronach, ale jednak inicjatywa należała do biało-czerwonych. W 7. minucie Maciej Gębala dość szczęśliwie pokonał Vincenta Gerarda i Polacy prowadzili 4-2. I wtedy zaczął się pierwszy trudny okres w tym spotkaniu. Francuzi przyspieszyli, dwie minuty kary dostał Tomasz Gębala, Kentin Mahé wykorzystał dwa rzuty karne. Zrobiło się 6-4 dla rywali, ale Polacy nie pękli. Przetrwali słabsze chwile, Morawski znów zaliczył udaną interwencję, udało się skończyć akcję skrzydłem (Moryto), a później środkiem (Sićko). Po kwadransie mieliśmy kontakt z mistrzami olimpijskimi, na boisku widać było wiarę i walkę. Trybuny żyły tym meczem, a gdy w 17. minucie po kontrze Moryto wyrównał na 8-8, "Spodek" niemal eksplodował. Cztery bramki przewagi mistrzów olimpijskich. Polacy się nie załamali Tyle że Francuzi mają drugą siódemkę niemal tak samo dobrą, a być może bez tego "niemal", jak pierwszą. U nas nie było pewności, jak poradzą sobie zmiennicy, bo przecież w tym tempie Sićko nie był w stanie wytrzymać bez zmian, podobnie Maciej Gębala. Niestety, mundialowy debiut mocno zestresował Ariela Pietrasika, bo oddał dwa rzuty prosto w Gerarda, a Bartłomiej Bis zaliczył faul przy podsłonie. Francuzi z takich prezentów korzystali od razu - szybciutko odskoczyli na 11-7 i trener Rombel musiał ratować się czasem. Wpuścił też z powrotem na boisko Michała Olejniczaka, bo - mimo złych wyborów od czasu do czasu - gra z nim była bardziej płynna niż z Piotrem Jędraszczykiem. Polacy zaczęli świetnie bronić i powolutku odrabiać straty. Błyszczał Sićko, najpierw popisując się kapitalną asystą do Macieja Gębali, a po chwili rzucając tuż nad barkiem Gerarda. Udało nam się też zatrzymać ostatni atak mistrzów olimpijskich, stąd wynik 13-14 po 30 minutach był odbierany niemal jak... zwycięstwo. Tomasz Gębala pobudzał publiczność, ta żywiołowo reagowała. Cała gra Polaków w pierwszej połowie opierała się na niezłej defensywie, bo doprowadziliśmy do sytuacji, w której Francuzi oddali aż o cztery rzuty mniej od nas (20 i 24). I na skuteczności Arkadiusza Moryty (5 trafień, 3 z gry) i Szymona Sićki (4 bramki). Wiadomo było, że rywale coś z tym spróbują zrobić, by ograniczyć poczynania naszych liderów. I niestety, coś się zacięło. W pierwszej akcji po przerwie Sićko nie trafił w bramkę, w drugiej Moryto przegrał pojedynek z karnego z Rémim Desbonnetem. Skrzydłowy Industrii Kielce dostał jednak za chwilę szansę do rewanżu, znów po faulu na aktywnym Olejniczaku, i tym razem się poprawił. Tego biało-czerwoni potrzebowali. "Spodek" niesie polskich szczypiornistów. Remisy w drugiej połowie! Francuzom też szło jak po grudzie, nie mogli zaprezentować całej swojej magii, którą przecież mają. A to ktoś nadepnął na linię szóstego metra, a to nie złapał piłki. Polakom to odpowiadało, mijały minuty, a biało-czerwoni wciąż byli w grze o sensacyjny wynik. Brakowało trochę wsparcia z prawej strony, zwłaszcza od Michała Daszka. Gdybyśmy mieli w drugiej linii jeszcze jedną armatę... Był moment, że przy życiu trzymał nas w bramce Adam Morawski - bronił po przerwie znakomicie. Szansę na przełamanie dostał Pietrasik, ale wtedy obrotowi - najpierw Maciej Gębala, a po nim Patryk Walczak, doprowadzili w 42. minucie do remisu 17-17. Francuzi sprawiali wrażenie mocno zaskoczonych całą sytuacją, a Polaków nieśli na wyżyny kibice w "Spodku". Reagowali wrzawą nawet po udanym przerwaniu akcji rywali faulem. I taką wrzawą dodali otuchy młodemu Pietrasikowi, który spróbował skutecznie raz, a zaraz powtórzył swój wyczyn. Wygrało doświadczenie. Tego meczu nie trzeba się jednak wstydzić Ostatni kwadrans meczu zaczął się przy prowadzeniu Francji 20-19. To już okres, gdy zaczyna brakować sił, decyduje dłuższa ławka. To było po stronie rywali. Na parkiecie pojawił się Dika Mem i trzy razy z rzędu pokonał Morawskiego. Załamanie w anszych szeregach? Skądże! Dwoma solowymi akcjami popisa się Jędraszczyk, a z głośników na jego cześć popłynęły słowa "Mój jest ten kawałek podłogi". Niestety, nadszedł jednak ten moment, gdy Polacy popełnili o dwa błędy za dużo, a co gorsza - grali wtedy w przewadze. Ludovic Fabregas i Kentin Mahé wyprowadzili Francuzów na 24-21, a do końca było już tylko siedem minut. Po raz pierwszy w drugiej połowie mistrzowie olimpijscy mieli względny komfort. I tę sytuację wykorzystali. Może zabrakło Polakom sił, może wyrachowania. Doświadczenie Francji wzięło górę, to nasi rywale cieszyli się ostatecznie z pierwszych punktów na tym mundialu. Polacy jednak udowodnili, że w Katowicach, a później w Krakowie, mogą dać kibicom wiele radości. A kto wie, może nawet i w Gdańsku, co przybliżyłoby biało-czerwonych do igrzysk olimpijskich. I być może rewanżu z Francją na jej terenie. Francja - Polska 26-24 (14-13) Francja: Gérard (9 obron/32 rzuty - 28 proc. skuteczności), Bolzinger, Desbonnet (1/2 - 50 proc.) - Lenne 3, Remili 2, Lagarde, Prandi, Richardson, Mem 6, Tournat 3, N. Karabatić, Mahé 4, Grébille 2, Fabregas 3, Nahi 2, Briet 1. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 4/4. Polska: Morawski (8/33 - 24 proc.), Skrzyniarz (0/1 - 0 proc.) - Daszek, Jędraszczyk 3, Olejniczak 2, Walczak 1, Bis, Sićko 7, Pietrasik 2, Czuwara, Moryto 6, Krajewski, M. Gębala 3, Działakiewicz, T. Gębala, Chrapkowski. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 3/4. Andrzej Grupa, Katowice