W męskim wydaniu piłki ręcznej, w przeciwieństwie do kobiecego, Holandia nie jest żadnym potentatem. Dopiero pięć lat temu ten zespół zaczął osiągać przyzwoite wyniki, głównie za sprawą 27-letniego dziś Luca Steinsa i o dwa lata młodszego od niego Kaya Smitsa. Ten pierwszy ma zaledwie 172 cm wzrostu, ale nie przeszkadza mu to grać na środku rozegrania. Ciężko byłoby znaleźć drugiego tak szybkiego szczypiornistę na świecie, nie dziwi więc bajoński kontrakt, jaki w zeszłym roku Holender podpisał w ekipie PSG. Pierwszy triumf na mundialu w historii. I drugi występ - po 62 latach! Holendrzy tylko raz wcześniej startowali w mistrzostwach świata - było to... 62 lata temu. Wtedy przegrali dwa spotkania, później na lata wypadli z obiegu. Piłka ręczna przez lata była sportem dla amatorów, aż wreszcie pod koniec poprzedniej dekady pojawiło się kilku utalentowanych graczy, ze Steinsem na czele. Nie oznacza to, że "Pomarańczowi" wskoczyli do światowej czołówki, nic takiego. Awansowali jednak dwukrotnie na mistrzostwa Europy, teraz dostali się do mistrzostw świata. A w nich zadziwiają wszystkich sympatyków tego sportu. Czytaj też: Trener Polaków nie traci nadziei. Oto plan przed Hiszpanią! Latem zeszłego roku Holendrzy zatrudnili w roli selekcjonera legendarnego kiedyś zawodnika Szweda Staffana Olssona, trzykrotnego wicemistrza olimpijskiego i dwukrotnego mistrza świata. Pracę zaczął nieszczególnie, bo jesienią sensacyjnie przegrał mecz eliminacyjny do mistrzostw Europy z kopciuszkiem Grecją. W Krakowie Holandia, mająca dość wąski skład, prezentowała się jednak bardzo dobrze. Bardzo wysokie wygrane z Argentyną (29-19) i Macedonią Północną (34-24) sprawiły, że już po dwóch spotkaniach mieli zapewniony awans do drugiej fazy. Podobnie jak Norwegia, więc ich spotkanie decydowały o pierwszym miejscu w grupie i bezcennych dwóch punktach zabieranych do dalszej rywalizacji w Katowicach. Pachniało sensacyjnym zwycięstwem Holandii. Sześć bramek przewagi! Kibice, którzy pojawili się w Tauron Arenie, przecierali oczy ze zdumienia. Holandia grała koncertowo, jej bramkarz Bart Ravensbergen miał ponad 40 proc. skuteczności. Norwegowie byli bezradni, gdy Steins napędzał kolejne akcje, które albo sam kończył efektownymi wejściami na szósty metr, albo odnajdywał obrotowego. Swoje bramki dodawał Kay Smits i - o dziwo - obrotowy Samir Benghagen. To 29-letni zawodnik, który cały czas gra w półzawodowej lidze holenderskiej. "Pomarańczowi" napędzali się, na każde swoje trafienie reagowali bardzo emocjonalnie, pobudzani jeszcze przez głośną i liczną grupę kibiców. W 9. minucie Smits dość szczęśliwie zdobył bramkę - zrobiło się już 12-7! Mało tego, gdy pięć minut później Jeffrey Boomhouver podwyższył z lewej strony na 14-8, zapchniało sensacją. Norwegia triumfowała w samej końcówce. Holendrzy wierzyli do końca W drugiej połowie Holendrom nie dopisywało już jednak szczęście. Norwegia, wielki faworyt, wzięła się do pracy rękami Sandera Sagosena i Sebastiana Bartholda. W 42. minucie dogonili już rywali (20-20), za chwilę objęli prowadzenie 23-21. Holandia się nie poddała, znów wyrównała, a przy remisie 24-24 miała aż trzy okazje, by odzyskać prowadzenie. Nie udało się, Barthold w kontrze znów dał Norwegom komfort. Tak doświadczony zespół nie pokpił sprawy - Norwegia pokonała Holandię i to ona, razem z Niemcami, będzie miała cztery punkty w grupie IV. Kolejne mecze tych drużyn - już w czwartek w Katowicach. Holandia - Norwegia 26-27 (17-13) Holandia: Ravensbergen (14 obron/41 rzutów - 34 proc. skuteczności), A. Versteijnen - Smits 7, Benghanem 6, Steins 5, Boomhouwer 3, N. Versteijnen 2, Schagen 1, Stavast 1,Baijens 1, Jansen 0, Adams 0, Sluijters 0, Kooijman 0, Schoenaker 0, Ten Velde. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 3/3. Norwegia: Saeveras (8/22 - 36 proc.), Bergerud (3/15 - 20 proc.) - Sagosen 7, Barthold 4, Johannessen 4, Overby 2, O'Sullivan 2, Reinkind 2, Rød 2, Gullerud 1, Aga 0, Overjordet 0, Toft, Bjornsen, Blonz. Kary: 0 minut. Rzuty karne: 1/3.