Serbowie w Katowicach przegrali już wcześniej jedno spotkanie, z Niemcami. Choć zaledwie jedną bramką, to jednak byli wyraźnie słabsi od rywali i ta przegrana liczy się do obecnej tabeli. A Norwegia w Krakowie wygrała wszystkie mecze, ale też miała ogromne problemy dwa dni temu z Holandią. I to właśnie Niemcy i Norwegowie byli głównymi faworytami do awansu z tej grupy do ćwierćfinału. Tyle że Serbia to zespół bardzo nieobliczalny, a w Katowicach grała "na musiku". Gdyby przegrała, jej szanse na miejsce w czołowej ósemce mundialu zmalałyby niemal do zera. Serbia wystawiła nowego bramkarza. Ten zaskoczył Norwegów I Serbowie zagrali tak, jakby od tego spotkania zależała ich przyszłość. Trener Toni Gerona wystawił od pierwszej minuty Dejana Milosavljeva, potężnego bramkarza, ważącego aż 135 kg, który kiedyś wygrał Ligę Mistrzów z Wardarem Skopje, a od kilku lat jest ważną postacią w berlińskich Lisach. Niespełna 27-letni golkiper do zespołu dołączył kilka dni temu, miał fantastyczną skuteczność, bronił prawie co drugi rzut rywali. Serbia od pierwszych minut dominowała, zupełnie zaskoczyła Norwegię. Z prawego rozegrania rzutami z drugiej linii raził Miloš Orbović, z lewej - Petar Djordjić. Reprezentacja z Bałkanów dodawała bramkę po bramce, odskoczyła na dwa trafienia, później trzy, wreszcie w 25. minucie - na cztery (15-11). Krew buzowała u Bogdana Radivojevicia, który po każdej udanej akcji podskakiwał i pokazywał coś kibicom. Serbom niemal wszystko wychodziło, Norwegom - wręcz przeciwnie. Na boisku jakby nie było Sandera Sagosena, jednego z najlepszych rozgrywających na świecie. Pierwszy rzut oddał dopiero w 39. minucie, wcześniej był pasywny. Jedynie skrzydłowy Sebastian Barthold miał od czasu do czasu sposób na rewelacyjnego bramkarza Serbów. To było jednak mało, po 30 minutach Norwegia miała trzy trafienia straty. Serbia odskoczyła i... stanęła! Obudził się Sander Sagosen Serbowie tak samo zaczęli drugą połowę - kapitalnymi interwencjami Milosavljeva i świetnymi akcjami w ataku, które pozwoliły im odskoczyć na pięć bramek (19-14). Tyle że Norwegia już to niedawno przerabiała - dokładniej: dwa dni temu w starciu z Holandią. Wystarczyło im wtedy kilka minut lepszej gry w defensywie, a dopadli rywala i już go nie puścili. Teraz zrobili to samo. Obudził się wreszcie Sagosen, swoje dodał w bramce Torbjern Bergerud i w 43. minucie był remis - 22-22. Gerona poprosił o przerwę, ale jego zespół miał już wtedy spore problemy. Za często Serbowie chcieli grać przez obrotowego, za mało szukali szans z drugiej linii, jak przez 35 minut. Za moment Alexander Blonz wyprowadził Norwegów na prowadzenie 23-22. Teraz, na kwadrans przed końcem, to Norwegia była w lepszej sytuacji. Czwarte zwycięstwo Norwegów w Polsce. Świetna końcówka meczu I już tego nie puściła. Przestał piłki odbijać Milosavljev, zastąpił go Vladimir Cupara, ale z podobnym efektem. Serbowie grali za wolno w ataku, jakby byli już mocno zmęczeni. A rywale mieli Sagosena, który przez 38 minut nie oddał ani jednego rzutu, ale później trafiał raz za razem. Podobnie jak wprowadzony po przerwie Blonz, ale i doświadczony Harald Reinkind. Na 10 minut przed końcem Norwegia miała już trzy bramki przewagi (27-24), w 55. minucie - aż pięć (29-24). Losy tego spotkania były rozstrzygnięte, ale skoro przez ponad siedem minut Serbowie nie potrafili zdobyć bramki, trudno się temu było dziwić. Po spotkaniu gracze z Bałkanów byli przybici - nadzieje na ćwierćfinał odjechały im w ostatnich 25 minutach tego spotkania. Norwegia - Serbia 31-28 (14-17) Norwegia: Bergerud (7/23 - 30 proc.), Sæverås (3/15 - 20 proc.) - Sagosen 5, Barthold 5, Gullerud 4, Blonz 4, Abelvik 3, Øverby 3, Bjørnsen 2, Johannessen 2, O'Sullivan 2, Reinkind 1, Gulliksen 0, Aga, Øverjordet, Toft. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 3/3. Serbia: Milosavljev (10/36 - 28 proc.), Cupara (1/4 - 25 proc.) - Radivojević 5, Orbović 5, Djordjić 5, N. Ilić 3, Pechmalbec 2, Kukić 2, Nikolić 2, Marsenić 2, Milosavljević 1, Vorkapić 1, Borzaš 0, Abutović 0, V. Ilić 0, Dodić 0. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 5/5.