Brawurowe ostatnie pół godziny Polek w mistrzostwach świata, a później takie słowa kapitan. "Dementuję"
Meczem z Austrią polskie piłkarki ręczne kończyły mistrzostwa świata, już w sobotę straciły szansę na awans do ćwierćfinału. Stawką poniedziałkowego spotkania było jednak trzecie miejsce w grupie i 11. w całym turnieju. A choć gra naszej drużynie długo się nie układała, to w drugiej połowie przewaga nad rywalkami była już wyraźna. Także za sprawą Moniki Kobylińskiej, pamiętające półfinał MŚ sprzed 10 lat. A co z kolejnym mundialem. Kapitan polskiej drużyny zdecydowała się na ważne wyznanie. Oto co powiedziała.

Cztery zwycięstwa i dwie porażki - to ostateczny bilans Polek w mistrzostwach świata, które zorganizowały wspólnie Niemcy i Holandia. Biało-Czerwone grały tylko w tym drugim kraju, najpierw w 's-Hertogenbosch, później w Rotterdamie. I spisały się tak, jak miały się spisać. Niczego więcej w sumie nie oczekiwano od tej drużyny, a gorsza pozycja byłaby jednak dużym zawodem.
W pierwszej fazie zespół Arne Senstada dość pewnie wygrał z Chinami i z trudem pokonał Tunezję. A później przyszło bardzo dziwne spotkanie z Francją, broniącą złota sprzed dwóch lat, w którym jednak nasz zespół najpierw przez 40 minut grał bardzo dobrze i trzymał bliski kontakt, a później poległ na całej linii.
W drugiej fazie było zwycięstwo z Argentyną, też po ciężkim boju, wysoka przegrana z Holandią, a na koniec - ogranie Austrii. Wynik 35:30 trochę nie oddaje sytuacji, bo w pierwszej połowie podopieczne Senstada kiepsko broniły i przegrywały, a w drugiej pokazały już świetną defensywę. To dało ostatecznie 11. miejsce na świecie - najwyższe od pamiętanych mistrzostw z 2015 roku, gdy drużyna pod wodzą Kima Rasmussena dotarła do półfinału. Wtedy wchodziła do niej Monika Kobylińska.
Monika Kobylińska podsumowała mistrzostwa świata. I powiedziała o przyszłości
- Cieszymy się z tego zwycięstwa, bardzo chciałyśmy tego dokonać na koniec turnieju. W pierwszej połowie trochę zabrakło agresywności, a w drugiej to był już klucz. Austria męczyła się w ataku - oceniła Kobylińska przed kamerą TVP Sport.

W kadrze grała po raz 139., przed tym spotkaniem miała w dorobku 484 trafienia. W pierwszej połowie dwa razy pokonała bramkarki rywalek, ale po przerwie - aż siedem. Jest więc o krok od gola numer 500, to stanie się być może już podczas marcowego dwumeczu z Norwegią w ramach EHF Euro Cup.
- Dziś spotkałyśmy się z obroną, która nie była aż tak wysoka jak w poprzednich spotkaniach. Wiele zespołów wychodziło do nas agresywnie, a one stały niżej. I to było zaproszeniem do rzutów z dziewiątego metra - mówiła kapitan polskiej drużyny.
Wiemy też, że trzeba wyciągnąć wnioski i pokazać się w naszym domu. Dla mnie to coś pięknego, że będą mogła w Polsce zagrać. Pierwszy raz
Z samego turnieju była zadowolona, cztery zwycięstwa to realizacja planu minimum. - Jechałyśmy z dużymi marzeniami, ale mistrzostwa pokazały, że takie zespoły jak Francja czy Holandia nie są w naszym zasięgu.
A mowa oczywiście o przyszłorocznych mistrzostwach Europy, których jesteśmy współgospodarzem.
A na koniec Kobylińska, która ma przecież dopiero 30 lat, została zapytana o to, czy to... były jej ostatnie mistrzostwa świata. Bo takie ponoć krążą plotki, a przecież w przeszłości trzykrotnie miała operowane więzadło krzyżowe w kolanie.
- Nie wiem, skąd się wzięła ta plotka. Wszystko u mnie w porządku i nie myślałam o zakończeniu kariery. To wszystko plotki. Dementuję - zapowiedziała.












