Już przed meczem z serc Norwegów spadł olbrzymi ciężar. Ten niesamowicie utytułowany zespół przed ostatnią kolejką nie był pewien, czy w ogóle awansuje do drugiej fazy turnieju. Wszystko przez sensacyjny remis z Wyspami Owczymi, które są prawdziwą rewelacją turnieju. Dzielni Farerzy, choć nikt na nich nie stawiał, mogli wyrzucić z turnieju ekipę typowaną do medalu, a może nawet do złota. Jednak zanim Norwegowie wyszli na parkiet, by zmierzyć się ze Słowenią, Wyspy Owcze przegrały z Polakami i straciły szansę na to, by zająć drugie miejsce w grupie D, premiowane awansem do kolejnej fazy mistrzostw. Mecz o pierwsze miejsce w "polskiej" grupie Norwegowie nadal jednak mieli się o co bić. Starcie ze Słowenią było meczem o pierwsze miejsce w grupie D. Wygrana dawała nie tylko awans, ale też "zabranie" ze sobą dwóch punktów w kolejnej fazie turnieju, co jest potężnym handicapem w walce o półfinał. Dlatego od początku w Mercedes-Benz Arena w Berlinie trwał zacięty bój o zwycięstwo. Hala, choć opustoszała nieco po wyjściu kibiców z Wysp Owczych, nadal żywo reagowała na udane zagrania zo obu stron. Po stronie Słoweńców znakomicie spisywał się trudny do zatrzymania Aleks Vlah, autor pięciu trafień, natomiast Norwegów prowadził ich największy gwiazdor Sander Sagosen. Do przerwy jednak żadnej z drużyn nie udało się odskoczyć rywalom i na tablicy wyników widniał remis 17:17. To zwiastowało wielkie emocje po przerwie, na co zresztą liczyli fani obu zespołów. Koncert słoweńskiego bramkarza, kontrowersyjne decyzje sędziowskie Po zmianie stron nic się nie zmieniło, nadal trwał niesamowity bój, na dodatek okraszony fantastycznymi obronami bramkarzy. Szczególnie interwencja Urbana Lesjaka z 41. minuty, kiedy wygrał pojedynek z norweskim obrotowym, efektownie broniąc nogą, rozgrzała kibiców na trybunach. Żadnej z drużyn nie udawało się odskoczyć na dwie bramki, choć Norwegowie zaczęli narzucać rywalom swój styl gry. I po dwunastu minutach drugiej połowy i trafieniu Gabriela Setterbloma prowadzili 23:21. Cieszyli się z tego prowadzenia mniej niż 60 sekund, bo Słoweńcy błyskawicznie doprowadzili do wyrównania. A potem sami wyszli na prowadzenie! I emocje zaczęły się od nowa. Niepotrzebną nerwowość wprowadziły siostry Bonaventura, które podjęły kilka kontrowersyjnych decyzji, co zaowocowało wielkimi nerwami w zespole z Bałkanów i podwójną karą dla Słowenii. Jednak znów błysnął fantastycznie bronią Lesjak i Norwegowie nie byli w stanie wykorzystać liczebnej przewagi. Dziesięć minut przed końcem spotkania było 25:25, a ostatnie fragmenty tego meczu zapowiadały się znakomicie. Końcówka meczu to sporo kontrowersyjnych decyzji sędziowskich, dalszy ciąg koncertu Lesjaka i... trafienie Aleksa Vlaha na niespełna minutę przed końcem, które wyprowadziło Słowenię na prowadzenie 28:27. Norwegowie wzięli czas, starali się rozrysować akcję, ale dobrze zafunkcjonował słoweński blok i to podopieczni Urosa Zormana mogli cieszyć się ze zwycięstwa i pierwszego miejsca w grupie D.