Gdy w pierwszym spotkaniu mistrzostw Europy Chorwacja rozbiła Hiszpanię 39:29, w mediach społecznościowych pojawiło się wiele opinii, że oto zespół prowadzony teraz przez Gorana Perkovaca może nawiązać do najlepszych momentów w swojej historii. W tamtym spotkaniu aż 10 bramek zdobył Ivan Martinović - rozgrywający, który w ostatnim meczu Bundesligi aż 15 razy trafił dla Melsungen w starciu z Hannoverem/Burgdorf. Tyle że w drugim pojedynku z Austrią doznał kontuzji barku, wypadł z kadry, zastąpił go w niej Mateo Maraš. Chorwacka drużyna wiele straciła na jakości, być może właśnie dlatego prawdopodobnie nie powalczy o medal w mistrzostwach Europy. A Węgrzy wciąż taką szansę mają, choć tak naprawdę niczym nie imponują, grają trochę toporną piłkę ręczną. Pierwszy kwadrans dla Węgier, drugi dla Chorwacji. Wynik kręcił się wokół remisu Dla Węgier czwartkowa porażka z Austrią 29:30 musiała być ciężkim przeżyciem, ale nie zabrała im szans na awans do strefy medalowej. Warunkiem ich podtrzymania była jednak wygrana z Chorwacją - i od początku podopieczni Chemy Rodrigueza grali niezwykle konsekwentnie. Trafiał Gábor Ancsin, sporo dobrej roboty na kole wykonywał Bence Bánhidi, po kwadransie było już 9:5 dla ich drużyny. Zaskakująco dobrze bronił też László Bartucz, a Chorwaci mieli spore problemy w ataku pozycyjnym. Często jednak w tym turnieju jest tak, że po kwadransie wszystko się zmienia, przegrywający zespół nagle łapie wiatr w żagle i całkowicie zmienia przebieg spotkania. Tak jak właśnie Chorwaci, mimo że dostawali jedną karę za drugą. Zdołali odrobić większość strat, pierwszą połowę przegrali tylko 13:14. A to zapowiadało arcyciekawą drugą połowę. Węgier zamieszany w dwa zajścia, VAR w użyciu. Trudne zadanie dla sędziów A w niej nadal była to rywalizacja dwóch bardzo podobnych drużyn, wciąż Chorwaci gonili Węgrów - i dogonić nie mogli. A Węgrzy nie mogli z kolei uciec na jakiś większy dystans, mimo, że znów grali w przewadze. Świetne przedstawienie, znów byli "na skraju". To jednak walka o honor Przez ponad osiem minut obie drużyny zdobyły po jednej bramce, obaj bramkarze (Bartucz i Matej Mandić) podbijali swoje statystyki, w końcu nie wytrzymał trener Chorwatów Goran Perkovac. I to się opłaciło - w 39. minucie akcję napędził Igor Karačić, trafił wkrętką Mateo Maraš - zrobiło się 15:15. A już w 40. minucie, gdy rzucił Filip Glavaš, "Hrvatska" wygrywała drugi raz w tym meczu - 17:16. Ani razu jednak nie była w stanie odskoczyć na większych dystans, choćby dwóch bramek. Węgrzy wygrali to spotkanie, bo w ostatnich minutach popełnili mniej banalnych błędów. Chorwaci mieli z tym problem - a to Tin Lučin podał prosto w ręce zagrywając przez dwie pozycje, a to w jego ślady poszedł Zvonimir Srna. Emocje sięgały zenitu, sędziowie dwukrotnie udawali się do monitora VAR, analizując sytuacje z udziałem Adriána Siposa. Potężny Węgier najpierw mógł się czuć poszkodowany, bo Lučin wpadł w niego, a to obrotowy Melsungen wyleciał z boiska. Później zaś Sipos "przyaktorzył", gdy poczuł koło siebie łokieć Verona Načinovicia, i padł jak rażony piorunem. Sędziowie ze Słowenii obejrzeli powtórkę, a i tak wyrzucili Chorwata z boiska. A i tak, mimo że Chorwaci grali przez ponad minutę w czterech na sześciu, Luka Klarica wyrównał na 25:25. Wtedy wszystko było możliwe. Tyle że wtedy zdarzyły się wspomniane już błędy podań w ataku w wykonaniu Chorwatów, Węgrzy nie mieli litości. Gdy Sipos po kontrze podwyższył na 28:25, wszystko było już jasne. Jego zespół wygrał 29:26 i wciąż jest w grze o półfinał. Tyle że aby się w nim znaleźć, będzie musiał pokonać za dwa dni Niemcy, a możliwe, że i w ostatniej kolejce ugrać coś na Francji. Węgry - Chorwacja 29:26 (14:13) Tabela grupy I: 1. Francja - 3 mecze - 6 punktów - 106:942. Węgry - 3 mecze - 4 punkty - 91:813. Austria - 2 mecze - 3 punkty - 58:574. Niemcy - 2 mecze - 2 punkty - 56:575. Chorwacja - 3 mecze - 1 punkt - 86:916. Islandia - 3 mecze - 0 punktów - 81:98