Polacy zaczęli spotkanie bardzo dobrze, bo od prowadzenia 3:0, ale potem ich gra się posypała. Norwegowie sukcesywnie budowali swoją przewagę i ostatecznie wygrali 32:21, udzielając nam surowej lekcji, przede wszystkim w ataku. U nas, co ostatnio jest regułą, szwankowała skuteczność i dawaliśmy rywalom zbyt wiele okazji do kontry. Straty w ofensywie napędzały rywali Kapitan naszej reprezentacji wskazywał, że o ile nasza obrona miała sporo dobrych momentów, problemem był atak i straty, które napędzały rywali. Utrudniały też organizację defensywy, bo Norwegowie nie dość, że są niesamowicie silni fizycznie, to jeszcze bardzo szybko poruszają się po parkiecie, co utrudnia zadanie broniącym. "Fizycznie Norwegia to chyba najmocniejszy aktualnie zespół na świecie. Do tego bardzo szybki. Zderzenie z nimi czasem przypomina zderzenie z pociągiem" - mówił obrazowo Gębala. Do przerwy przegrywaliśmy 10:15, a w szatni trener Marcin Lijewski naciskał na swoich zawodników, żeby starali się jak najbardziej rozszerzyć grę. "Skupialiśmy się na tym, żeby bardziej rozciągnąć grę. Wiadomo, że trudno się gra z prawą ręką na prawym rozegraniu. Norwegowie mogli przesunąć trochę bardziej do środka, przez co było jeszcze mniej miejsca na lewej stronie i w centralnym sektorze. Mówiliśmy sobie, żeby się bardziej otworzyć, rozciągnąć ich, bo wtedy będzie nam się grało łatwiej" - zdradził Gębala. Niestety, nie przyniosło to efektów, sam trener zwracał uwagę, że zaczęły pojawiać się stare automatyzmy i zamiast rozszerzać grę, jeszcze bardziej ją zawężaliśmy. To sprawiło, że ostatecznie zeszliśmy z parkietu pokonani. Natomiast Maciej Gębala uważa, że jest na czym budować grę przed meczem ze Słowenią. "Będziemy się z nimi bić" "W drugiej połowie źle zaczęliśmy, zrobiła się większa przewaga, im nie drżała ręka, nabrali pewności siebie i grało się ciężko. Nie chcę jednak mówić, że wszystko było źle, bo kilka rzeczy nam się udało. Mieliśmy kilka dobrych akcji, na których można już bazować. I na tym chcemy się skupić" - stwierdził obrotowy naszej drużyny. Pozostaje trzymać za słowo, bo pora w końcu przerwać ten słoweński koszmar, który śnią polscy kibice nie tylko w piłce ręcznej.