Dla Tomasza Przybylskiego, byłego piłkarza m.in. Floty Świnoujście, to już 25. rok pobytu na Wyspach Owczych. Grał tu przez blisko dekadę w kilku klubach, łączył to z pracą, m.in. naprawiał łodzie rybackie. Teraz znaną postacią w miejscowej lidze jest jego syn Michał, gracz B36 Tósrhavn, mający za sobą debiut w reprezentacji Polski U-20. A niewykluczone, że w tym roku zadebiutuje w dorosłej kadrze Farerów: dostał już zgodę odpowiedniego urzędu w Danii, teraz formalnością pozostaje tylko wysyłka dokumentów przez farerską policję do Danii. Przybylski, wraz z blogerką, korespondentką radiową i autorką przewodników po Wyspach Owczych Sabiną Poulsen, zasiedli na farerskiej trybunie w Mercedes-Benz Arenie - wśród 5 tysięcy kibiców z Wysp Owczych, wspierających swoją reprezentację w meczu ze Słowenią. To rywale Polski w finałach mistrzostw Europy. Dla Farerów turniej ten jest debiutem na wielkiej seniorskiej imprezie, już sam awans na nią był sporą niespodzianką, choć może nie sensacją. A to z uwagi na sukcesy Wysp Owczych w rozgrywkach juniorskich i młodzieżowych. Niewiele też zabrakło, by debiutant odebrał punkty Słowenii - prowadził z nią w drugiej połowie dwoma bramkami, przegrał jednak 29:32. - Nastroje wśród Farerów są pozytywne, ale takie są zawsze. Ich cieszy, że są tu, wśród najlepszych. Wielka radość była po samym awansie. Wczoraj spotkałem wielu Polaków, byli zszokowani tym, co zobaczyli. Mówili, że ci kibice są niesamowici - przyznaje Tomasz Przybylski. Dwie minuty i było po biletach na pierwszy lot. Niektórzy fani dotarli... promami Największym zaskoczeniem jest liczba kibiców z Wysp Owczych, którzy przylecieli i... przypłynęli do Berlina. To bowiem blisko 10 procent populacji całych wysp. - Mieszkamy w hotelu z wicepremierem, Berlin został opanowany przez Farerów. W Radissonie, to taki wysoki, chyba jeszcze DDR-owski jeszcze hotel, mieszka z 1,5 tys. gości z wysp. Nasz Hilton też jest zajęty przez kibiców, którzy tu dotarli na turniej. - No i lał się browar, ale to wszystko odbywało się jako piknik rodzinny - podkreśla Tomasz Przybylski. W mediach społecznościowych pojawiły się głosy, że znaczną część fanów mogą stanowić pochodzący z Wysp Owczych Duńczycy, Przybylski jednak zaprzecza. - Raczej nie ma ich wielu, to ludzi w Tórshavn i innych miastach na Wyspach Owczych dopadło to szaleństwo. Gdy się okazało, że jadą na Mistrzostwa Europy, to na drugi dzień miejscowe linie Atlantic uruchomiły sprzedaż biletów na czartery do Niemiec. My przylecieliśmy w środę czwartym, ostatnim. Trzy były we wtorek, dwa w czwartek przed południem - mówi. A Sabina Poulsen dodaje z boku: - Na pierwszy z nich bilety się rozeszły bodaj w dwie minuty. Imponujące jest właśnie to, że Farerzy dotarli do Niemiec rodzinnie. - Sami jesteśmy tym zaskoczeni, bo pierwszy raz jesteśmy na takiej imprezie w piłce ręcznej, raczej odwiedzałem turnieje piłkarskie. - Dziś podczas śniadania opowiadali nam, że są zachwyceni - opowiada Przybylski. I dodaje: - Farerzy są wpatrzeni w Islandczyków, którzy uczestniczyli w piłkarskich mistrzostwach Europy, widzieli później, jaki był odbiór w tym kraju. I to praktycznie skopiowali. Tyle że dla nich taka wyprawa oznacza duże koszty, bo to wyjazdy rodzinne, na cały tydzień. A niektórzy byli tu już w niedzielę, przypłynęli promami, bo takie znaleźli połączenie. Farerzy mniej znajdą się na ręcznej? "To też tu przyjechali, bo to ich drużyna" Kibice z Wysp Owczych mieli też szczęście - na dzień dobry zobaczyli bardzo ciekawy mecz, w którym ich drużyna pokazała się z dobrej strony. Miała dużą szansę na urwanie choćby punktu faworytowi ze Słowenii, zabrakło jednak sił w końcówce. Bo zespół trenera Petera Bredsdorffa-Larsena ma jednak dość wąski skład. Wyspy Owcze rozbiły mistrza Europy. Wkrótce ofiarą może być Polska - Spotkaliśmy już w hotelu Artura Siódmiaka i Damiana Wleklaka, mówili, że to był zupełnie inny mecz niż Polaków. Bo Farerzy walczyli do końca, a ten Polski z Norwegią na dobre zakończył się po kilkunastu minutach. Ale największe wrażenie zrobili jednak kibice. Mój kolega Hiszpan, który mieszka teraz w Tórshavn, pisał mi, że o tym fenomenie jest już głośno w Marce i innych mediach. Powiedzmy szczerze: nawet jeśli kibice z Wysp Owczych mniej znają się na ręcznej, to też tu przyjechali, bo to ich drużyna. I wspierają ją na dobre i złe - podkreśla Przybylski. A Sabina Poulsen dodaje: - Sławek Szmal mnie wczoraj zapytał: - "A wy wszyscy tu przyjechaliście?" To jednak robi duże wrażenie. I co ważniejsze - w tej kwestii na Wyspach Owczych nie ma żadnych podziałów. - Razem siedziała cała śmietanka: były premier, obecny premier, ministrowie. Są równi. Artur Siódmiak pytał mnie, czy ta kobieta jest naprawdę ministrem. Facet, który jest właścicielem największej galerii w stolicy, sprzedawał w tej hali koncertowej wczoraj koszulki. A drugi, który ma salony samochodowe i hotele, malował innym twarze w narodowe barwy. Jedność i równość, tak Wyspy Owcze podchodzą do życia. Dzisiaj ja jestem ministrem, ale za dwa lata ty możesz być na moim miejscu, a ja będę kierowcą autobusu. Całe życie tutaj - podkreśla Przybylski. Wyspy Owcze w sobotę zmierzą się z Norwegią, a w poniedziałek ich rywalem będzie Polska.