Tak jak w grupie II największym hitem jest bezpośrednie starcie Danii i Szwecji (w piątek o godz. 20.30), tak w grupie I na taki wyrósł pojedynek Francji z Chorwacją. Dla mistrzów olimpijskich wygrana oznaczała już praktycznie autostradę do półfinału, mają w swoim dorobku zwycięstwo nad Niemcami, a przecież w pojedynkach z Austrią, Węgrami czy Islandią będą zdecydowanymi faworytami. Tyle że Chorwaci, remisując z Austrią, postawili się w trudniejszej sytuacji niż chyba sami to zaplanowali. Ale nawet ewentualna porażka z Francją niczego im nie przekreślała - swój los wciąż mieli we własnych rękach. Niemcy dali mu to, co Polacy zabrali. A Kaczyński wyróżnił orderem Dobre 10 minut Chorwatów, ale to za mało. Gdy zaczęły się błędy, Francja pokazała moc Można odnieść wrażenie, że Francja w tym turnieju nie zachwyca - jej gwiazdy grają w kratkę, Dika Mem potrafi dwie akcje rozegrać kapitalnie, po czym dwie totalnie zepsuć. Gdy jednak decydowały się losy starcia z Niemcami, najważniejszego dotąd meczu mistrzów olimpijskich, ich koncentracja była wystarczająca. Tak jak i dzisiaj, gdy po drugiej stronie boiska znalazła się nieobliczalna Chorwacja. Zespół, który był w stanie rozbić 39:29 Hiszpanię. I to Chorwaci grali dokładniej w pierwszych fragmentach tego starcia, odskoczyli na dwie bramki. Dobrze funkcjonowała prawa strona drużyny z Bałkanów, trafiali Luka Klarica i Mario Šoštarič, a drobne problemy znów dopadły Dikę Mema. Tyle że po 10. minucie coś się w grze Chorwatów zacięło, a przecież prowadzili wówczas 7:5 i mieli piłkę. Gorzej zaczęło wyglądać rozgrywanie akcji przez Lukę Cindricia, Francuzi kontrowali - od razu wszystko się zmieniło. W 18. minucie "Trójkolorowi" prowadzili już 12:9, nic nie zapowiadało jakiegoś przełomu. A jednak Chorwacja potrafiła wyrównać, świetną zmianę dał reżyser gry Industrii Kielce Igor Karačić. I szkoda tylko, że ten pasjonujący mecz z udziałem gwiazd światowego handballa kibice w Lanxess Arenie oglądali niemal w ciszy. W innych niemieckich miastach wyglądało to jednak lepiej. Trzy, później cztery bramki - spora przewaga "Trójkolorowych". I wtedy włączył się chorwacki bramkarz Po przerwie Francja była lepsza, miała więcej atutów w swoim składzie, z dobrej strony pokazał się Samir Bellahcene, broniąc m.in. - jako pierwszy w turnieju - rzut karny Šoštariča. Gdy w 41. minucie z kontry trafił Dylan Nahi, Francja uciekła już na trzy bramki (24:21). Straciła jednak swojego podstawowego obrotowego Ludovica Fabgregasa, wyleciał z boiska po czerwonej kartce. A na kwadrans przed końcem przewaga drużyny Guillaume'a Gille'a wynosiła już cztery bramki. Aby coś jeszcze ugrać, Chorwacja musiała grać perfekcyjnie - niemal przez cały czas, a nie fragmentami. Miała bardzo dobre momenty, sporo w bramce dał Dominik Kuzmanović, doszła mistrzów olimpijskich na jedno trafienie (26:27). I wtedy wystarczyły dwa błędy, by znów jednak to Francja była o krok od zwycięstwa. Na trzy minuty przed końcem Chorwaci znów zbliżyli się na jedną bramkę, dzięki cudownej interwencji Kuzmanovicia po rzucie Mema oraz kontrze Marina Jelinicia. Tyle że wtedy karę dostał, kontrowersyjną, Filip Glavaš, Chorwaci musieli końcówkę grać w osłabieniu. Remis dla nich byłby niesamowitym osiągnięciem. Francja jednak nie pozwoliła na taki zwrot, wykorzystała grę w przewadze, ważną bramkę zdobył Nicolas Tournat. Minutę przed końcem mistrzowie olimpijscy mieli bramkę przewagi i piłkę - nie grali kunktatorsko, nie przedłużali akcji. Piłkę od Nedima Remiliego dostał na kole Tournat - obrotowy Industrii Kielce podwyższył na 34:32. I w tym pasjonującym starciu to był ostatni akcent - Chorwaci już nie odpowiedzieli skutecznie. Francja - Chorwacja 34:32 (18:18)