Serbia, Islandia, Portugalia, Polska, Holandia - wydaje się, że to właśnie te pięć drużyn będzie się liczyć w walce o zachowanie marzeń, ale warunkiem podstawowym jest tu awans do drugiej części turnieju, tej zasadniczej. Wywalczą go tylko dwa najlepsze zespoły z każdej grupy, więc Polska musi pokonać wyżej notowaną Słowenię albo Norwegię. Holendrzy mieli więcej szczęścia - w zasadzie tylko jednego potentata (Szwecja), jednego słabeusza (Bośnia i Hercegowina) oraz absolutnego kopciuszka - Gruzję. To zaś zespół, który nigdy w żadnej mistrzowskiej imprezie nie zagrał - teraz w niej debiutował. I nie ma też żadnych gwiazd, ledwie jeden gracz występuje w liczącej się lidze - to rozgrywający niemieckiego Gummersbachu Giorgi Cchowrebadze. Jest w tej kadrze też bramkarz Azotów Puławy Zurab Cincadze, był zresztą podstawowym golkiperem. Jest reżyser gry Holendrów, brakuje najlepszego strzelca, triumfatora Ligi Mistrzów. To może być kluczowe Holandia zaś może i nie jest potentatem, ale potrafi napsuć krwi także tym najmocniejszym rywalom. Ma genialnego rozgrywającego Luca Steinsa, może nawet najszybszego piłkarza ręcznego w Lidze Mistrzów, ale też i ciekawe uzupełnienia. Do Niemiec Pomarańczowi przyjechali jednak poważnie osłabieni - bez Kaya Smitsa, gracza Flensburga, a do połowy zeszłego roku asa Magdeburga. W starciu z takim rywalem jak Gruzja nie miało to znaczenia, ale już w meczu ze Szwecją czy w kolejnej rundzie - ciężko będzie takiego zawodnika zastąpić. Gruzini dość szybko przekonali się, że debiut w ME nie jest sprawą lekką i przyjemną. Pierwszą bramkę zdobyli dopiero w 9. minucie - trafił wtedy z koła Erekle Arsenaszwili. Holendrzy mieli na swoim koncie już wtedy cztery bramki, a mogli mieć i dwa razy tyle. Tylko na początku grał przez chwilę Steins, później już większość czasu spędził na ławce rezerwowych, przyglądał się grze kolegów. Holandia bowiem miała sporą przewagę, trafiał Dani Baijens, na lewym skrzydle miejsce znajdował sobie Rutger ten Velde - w 14. minucie było już 9:3. Bramkarz rzucił tuż przed końcem. Przez całe boisko, do pustej bramki Tyle że faworyci nie podkręcali tempa, nie bili się w obronie o każdą piłkę, spokojnie wchodzili w ten turniej. Gruzini więc trzymali w miarę przyzwoity wynik, jeszcze w ostatniej minucie pierwszej połowy przegrywali "tylko" 12:17. Wtedy trafił Ivar Stavast, do tego "wyrzucił" z boiska na dwie minuty Zuraba Gogawę. Gruzini mieli jeszcze kilkanaście sekund na swoją akcję, ale nie dość, że jej nie wykorzystali, to jeszcze bramkarz Holendrów Bart Ravensbergen kapitalnym rzutem przez całe boisko trafił na 19:12. I tak jak się można było spodziewać, Holendrzy w drugiej połowie grali już na włączonym "wstecznym" biegu, na spokojnie, bez żadnych szaleństw. Zresztą i tak w 44. minucie prowadzili już 29:19, zwycięstwo mieli zagwarantowane. Później jednak już całkowicie odpuścili, a Cchowrebadze sytuację wykorzystał i został... najskuteczniejszym zawodnikiem w całym, spotkaniu. W sobotę o godz. 18 Holendrzy zmierzą się z Bośnią i Hercegowiną - zapewne to spotkanie zadecyduje o awansie do drugiej fazy. Holandia - Gruzja 34:29 (19:12)