To miał być pojedynek gigantów - zacięty, pełen fajerwerków, bardzo możliwe, że z dogrywką, a nawet rzutami karnymi na sam koniec. Dwa najlepsze zespoły na świecie, ale jednocześnie takie, którym nawet w tym turnieju przytrafiały się słabsze momenty. Gdyby przypatrzeć się bliżej składom, Dania miała jedną przewagę - za to wielką. To pozycja bramkarza - Emil Nielsen dokonywał w tym turnieju cudów, Francja zaś marzy o następcy Thierry'ego Omeyera. Dziś takiego nie ma, choć Samir Bellahcene i tak poczynił ogromny postęp. Przecież dopiero w zeszłym roku po raz pierwszy został powołany do kadry, a ma już 28 lat. Tyle że pierwszą interwencję zaliczył dopiero w 19. minucie, obronił wtedy rzut Mikkela Hansena. W tamtym momencie Nielsen miał osiem obron przy 14 rzutach Francuzów. I pewnie ciężko w to uwierzyć, ale mimo wszystko oba zespoły szły łeb w łeb. Tak to bowiem jest w ostatnich starciach Francji z Danią o medale - są zacięte, często pojawiają się w nich nieoczywiści bohaterowie. Takim był rok temu Rasmus Lauge Schmidt, gdy Duńczycy sięgali po mistrzostwo świata, bijąc w finale Francję 34:29. Co za mecz, co za walka! Dania miał kapitalnie dysponowanego bramkarza, Francja - świetną obronę Duńczycy mieli sporą szansę na odskoczenie już po 10. minutach, prowadzili 4:3, karę dwóch minut dostał Dika Mem. I jakby zlekceważyli mistrzów olimpijskich, którzy nawet przez chwilę musieli rywalizować w czterech przeciwko sześciu. To właśnie wtedy dwa przechwyty zaliczył skrzydłowy Industrii Kielce Dylan Nahi, do tego "wywalczył" karę dla Mathiasa Gidsela, a Francja odskoczyła na 6:4. Ale i jej przytrafił się pięciominutowy przestój, Dania trafiła pięć razy z rzędu, wykorzystując chyba jedyny słabszy moment "Trójkolorowych" w obronie w całej pierwszej połowie. Francja bowiem spisywała się w defensywie znakomicie, nie dopuszczała mistrzów świata do zbyt częstych rzutów, jedynie Gidsel raz po raz była w stanie trafić z dystansu. Zawodził Mikkel Hansen, ale on z kolei przydawał się przy rzutach karnych. I może gdyby nie Nielsen w bramce Danii, Francja odskoczyłaby na jakiś w miarę bezpieczny dystans. A tak nie była w stanie. Bramkarz Barcelony nawet tuż po tym, jak oberwał w twarz po mocnym rzucie Ludovica Fabregasa, był w stanie obronić rzut karny Hugo Descata. Francja odrobiła jednak straty, w 22. minucie był znów remis - 9:9. I remisem zakończyła się też pierwsza połowa - to była gra cios za cios, nie sposób tu było komuś dać choć procent więcej szans na zwycięstwo Świetny początek Danii po przerwie, Francja z problemami. I zaczęła się pogoń Tyle że po zaledwie czterech minutach drugiej połowy te szanse były już większe po stronie Danii. To ona wykorzystała dłuższą niemoc rzutową rywali, dwa razy z karnych trafił Hansen, dorzucił bramkę na 17:14 Gidsel. To właśnie była ta delikatna różnica - Francja wciąż dobrze broniła, przesuwała się, ale trochę brakowało jej szczęścia. A w ataku - pomysłu. No i swoje dodawał w bramce Nielsen, choć nie ukrywajmy - Francuzi coraz częściej rzucali z trudnych pozycji. Na kwadrans przed końcem Francja traciła dwie bramki straty, do tego grała w osłabieniu, po drugiej już karze dla Mema. A jednak potrafiła znów nawiązać kontakt, po świetnym dograniu do Fabregasa. Mistrzowie świata mieli jednak nieznaczną przewagę, a to jedną bramkę, a to dwie. Mimo, że Francja postawiła na bardzo agresywną defensywę, momentami taką już na skraju wręcz brutalności. Gdy Bellahcene zatrzymał w 52. minucie Michaela Damgaarda, "Trójkolorowi" dostali pierwszą od wielu minut okazję do remisu. I wykorzystał ją Fabregas. Francja się rozpędzała, Simon Pytlick z sześciu metrów nie trafił w bramkę, w odpowiedzi z karnego Kentin Mahe pokonał Niklasa Landina, który zmienił chwilę wcześniej Nielsena. Bo mimo 15 skutecznych interwencji w całym spotkaniu, bramkarz Barcelony od kilku minut był nieskuteczny w bramce. Dania, Francja, znów Dania - tak to się zmieniało. Mistrzowie świata mieli akcję na złoto Było więc 25:24 dla "Trójkolorowych", gdy na nieco ponad pięć minut przed końcem trener Danii Nikolaj Jacobsen poprosił o przerwę. Zaryzykował, wprowadził na boisko drugiego obrotowego, ale to Mikkel Hansen cudowną bombą z drugiej linii trafił na 25:25. A za chwilę Landin obronił sytuację sam na sam z Nahim, zaś w odpowiedzi 36-letni as Aalborga znów celnie rzucił z drugiej linii. Bo choć liderami Danii w drugiej linii są może i Gidsel z Pytlickiem, to właśnie weteran Hansen, trzykrotnie wybierany najlepszym zawodnikiem świata, zdobywał bramki w kluczowych momentach. Teraz to Francja musiała gonić, doprowadzała co najwyżej do remisu. Choć miała przewagę zawodnika, po karze dla Niclasa Kirkelokke, to za drugim razem ją zmarnowała. Na niespełna półtorej minuty przed końcem Jacobsen poprosił o ostatnią przerwę - jego zespół prowadził 27:26, miał piłkę. To miała być najważniejsza akcja w całych mistrzostwach, decydująca o tytule. I Gidsel tę sytuację zmarnował, grał "pod faul", hiszpańscy sędziowie uznali, że tak nie można. Zabrali piłkę Duńczykom, Fabregas wyrównał na 27:27. Ale to Dania miała piłkę meczową - znów jej nie wykorzystała, został jej tylko bezpośredni rzut wolny. Mikkel Hansen nie dał rady jednak powtórzyć wyczynu Prandiego z półfinału Francji ze Szwecją. A zatem dogrywka, jak dwa lata temu. Wtedy stawką był jednak tylko brąz W dogrywce Duńczycy znów mieli spore problemy z przedarciem się przez defensywę Francji. Hiszpańscy arbitrzy pokazywali im grę pasywną, to jednak mocno komplikuje sprawę. Francji też nie było lekko, na dodatek Landin zatrzymał rzut z sześciu metrów Fabregasa. Każda bramka stawała się niezwykle cenna, ale coraz trudniej było je zdobywać. Przez pięć minut pierwszej części dogrywki jedni i drudzy rozegrali tylko po trzy akcje, po dwie były skuteczne. Francja zdołała wyrównać na 29:29, po świetnej asyście Prandiego i rzucie Fabregasa. Na dodatek to ona zaczynała drugą połowę. I od razu trafił Dika Mem - po raz pierwszy w meczu, po pięciu nieskutecznych rzutach. I wtedy Bellahcene zatrzymał Hansena, coś niesamowitego! Francja nagle znalazła się w kapitalnym położeniu, musiała jeszcze trafić na dwie bramki przewagi. I gdy sędziowie pokazywali już grę pasywną, nad murem skoczył Mem, trafił po raz drugi z rzędu. Dania była w ciężkim szoku, Fabregas zatrzymał podanie Gidsela do obrotowego. "Trójkolorowym" się nie spieszyło, Remili nie wykorzystał szansy, by dobić Danię, choć pozycję miał skrajnie trudną. A tak Dania odzyskała nadzieję - na 80 sekund przed końcem dogrywki Hansen znów stanął na linii 7. metra. I się nie pomylił, trafił na 30:31. Francja trochę nie miała pomysłu, jak zagrać w ataku, wszystko zostawiła Prandiemu. A ten trafił, nad murem, przy wskazywaniu gry pasywnej. I Francja została mistrzem Europy, a Dania będzie czekać kolejne dwa lata na złoto. Czyli w sumie już - co najmniej 14. Francja - Dania po 33:31 dogrywce (14:14, 27:27, 29:29)