Po niesamowicie efektownej inauguracji mistrzostw Europy, podczas której pobito w Duesseldorfie frekwencyjny rekord świata, turniej przeniósł się do innych miast, w tym do Berlina, gdzie rywalizują między innymi reprezentanci Polski. Zanim jednak prowadzona przez Marcina Lijewskiego drużyna pojawiła się na parkiecie, swój mecz rozgrywali absolutni debiutanci na tej imprezie, czyli Wyspy Owcze. Farerzy z miejsca podbili serca wszystkich fanów handballa, nie tylko swoją drogą, ale również, a może przede wszystkim, niesamowitym podejściem do piłki ręcznej. Wyspy Owcze, niewielki archipelag będący pod protektoratem Danii, to prawdziwy handballowy fenomen. Choć mają tylko nieco ponad 50 tysięcy mieszkańców, zakwalifikowali się do pierwsze mistrzostwa Europy, przywożąc do Niemiec, a konkretnie do Berlina, kilka młodych gwiazd, niesamowitą grupę kibiców, którzy absolutnie zdominowali Mercedes-Benz Arenę. I pisząc "grupa", mówimy o tysiącach fanów, którzy przyjechali do Berlina. Statystycznie to wręcz niesamowite. Dziesięć procent obywateli kraju wyjechało do Berlina! Fanatycznie dopingująca grupa fanów w Berlinie przez całe spotkanie ze Słowenią robiła piorunujące wrażenie. Farerzy, dla których ewidentnie było to wielkie święto, przez 60 minut gromko dopingowali swoich ulubieńców, którzy mocno postawili się faworyzowanej drużynie z Bałkanów. Przez moment pachniało olbrzymią sensacją, ale ostatecznie skończyło się skromnym, ale jednak, zwycięstwem Słowenii. Na parkiecie, bo na trybunach było zgoła odwrotnie. Farerskie media już wcześniej informowały, że kibice z ich kraju masowo ruszyli do Niemiec. Na hali pojawiło się ich około 5 tysięcy. Jak łatwo policzyć, 10 procent populacji kraju znalazło się w Mercedes-Benz Arenie, by dopingować swoją drużynę. Jeśli na stadionie w Duesseldorfie pobito frekwencyjny rekord świata, to zachowując odpowiednią skalę, fani z Wysp Owczych absolutnie to osiągnięcie przebili! Żeby uzmysłowić sobie, jak ogromną skalę przybrało wsparcie dla piłkarzy ręcznych, można porównać to do naszego kraju. Abyśmy mogli równać się z Farerami, 4 miliony polskich fanów musiałoby przyjechać do Berlina. To właściwie nie do wyobrażenia... A żeby jeszcze bardziej docenić niesamowite, wręcz szalone zachowanie mieszkańców Wysp Owczych, warto przytoczyć jeszcze słowa Marcina Lijewskiego, który zdradził dziennikarzom, że według jego wiedzy Farerzy wykupili 8 tysięcy biletów, co oznacza, że na kolejnych meczach może być ich jeszcze więcej! Doping ponad politycznymi podziałami Okazuje się, że szaleństwo na tle reprezentacji Wysp Owczych jest absolutnie ponad politycznymi podziałami. W tamtejszych mediach pojawiło się zdjęcie trzech polityków z trzech zupełnie różnych partii, którzy zjednoczyli siły, by wspierać szczypiornistów. Beinir Johannesen z Partii Ludowej, Aksel V. Johannesen z Farerskiej Partii Socjaldemokratycznej oraz Bárður á Steig Nielsen z Farerskiej Partii Unii, choć na co dzień nie zawsze im po drodze, tym razem garnitury zamienili na koszulki reprezentacji i udali się do Berlina, by wspólnie kibicować w historycznym debiucie kadry na mistrzostwach Europy. Wszyscy trzej w przeszłości uprawiali sport, występowali zresztą w tamtejszej ekstraklasie piłkarskiej. Fakt, że piłka ręczna łączy nawet polityków uzmysławia, jak wielką miłością darzą ją ludzie na Wyspach Owczych. Mimo porażki ze Słowenią farerscy kibice mogli być dumni z postawy swoich zawodników. A przede wszystkim cieszyć się z pięknej przygody, jaką są dla nich mistrzostwa Europy. Stworzyli fantastyczną atmosferę i podbili serca absolutnie wszystkich związanych z piłką ręczną. Mają przed sobą jeszcze dwa spotkania i kto wie, czym jeszcze zaskoczą. To prawdziwy sportowy fenomen i jedna z najlepszych rzeczy, jaka mogła "przydarzyć się" piłce ręcznej.