Największy zawód mistrzostw Europy? Bez dwóch zdań: Hiszpania, bo odpaść już po pierwszej fazie grupowej w przypadku tak mocnej ekipy było wielką sztuką. Wszystko wskazuje jednak na to, że zaraz po trzeciej ekipie poprzedniego mundialu będzie Norwegia. Zespół mający wielu wspaniałych, doświadczonych graczy, których zasilił już młody narybek. Wreszcie: zespół, który od lat szuka złota na wielkiej imprezie i z zazdrością patrzy na kobiecą reprezentację tego kraju. Bo mężczyźni byli wicemistrzami świata w 2017 i 2019 roku, wywalczyli brąz na mistrzostwach Europy w 2020 roku, dwa lata temu skończyli turniej na piątej pozycji. Tylko dlatego, że w meczu ze Szwecją, decydującym o miejscu w półfinale, stracili bramkę na 23:24 na 15 sekund przed końcem, a remis dawał im awans. Szwedzi zaś później sięgnęli po złoto. Dobre 20 minut Norwegii, portugalski pomysł nie wypalił. A później zaskakujący finisz pierwszej połowy I ta Norwegia rozpoczęła turniej od wysokiego zwycięstwa z Polską - 32:21. Znów pojawiły się głosy, że teraz to już na pewno drużynę Jonasa Wille trzeba rozpatrywać jako poważnego kandydata do medalu. Nic z tego, trzy kolejne spotkania pokazały, że tak się raczej nie stanie. Dużą niespodzianką był już remis Norwegów z Wyspami Owczymi, gdy rywale odrobili dwie bramki w ostatnich sekundach, ale większe znaczenie miała minimalna porażka ze Słowenią. Ona bowiem przesądziła, że do drugiej rundy Norwegia przystąpiła z zerowym dorobkiem, a mając w perspektywie starcia ze Szwecją czy Danią, nie mogła już sobie pozwolić na jakąś wpadkę. A już na pewno nie z Portugalią - europejskim średniakiem, którego Duńczycy ledwie dwa dni temu dotkliwie obili. Tymczasem po niezłym początku, zwłaszcza w obronie, Norwegia zaczęła wdawać się w niebezpieczną dla niej wymianę ciosów. Portugalczycy początkowo próbowali szukać obrotowego Barcelony Luisa Frade, ale takiej gry spodziewali się właśnie rywale. Znów ciężar gry wzięli na siebie bracia Costa - 21-letni Martim i 18-letni Francisco, pokazali kapitalną akcję z wrzutką, wykończoną przez tego młodszego. Inicjatywę miała jednak Norwegia, w 14. minucie prowadziła po rzucie Gorana Johanessena 9:6, do tego z boiska wyleciał na dwie minuty Salvador. Jeszcze w 20. minucie faworycie wygrywali dwoma bramkami (13:11), a ponieważ Portugalczycy zmarnowali dwie kolejne akcje, w trzeciej ich trener Paulo Pereira poprosił o przerwę. Co powiedział swoim podopiecznym, pewnie zostanie jego tajemnicą, ale nagle zespół z Półwyspu Iberyjskiego zaczął grać kapitalnie. Podwyższył obronę, z tego rodziły się przechwyty, kontrował. Norwegię dopadła siedmiominutowa niemoc w ataku, w tym czasie rywale zdobyli sześć bramek z rzędu. I to oni prowadzili 17:13, gdy w końcu Sander Øverjordet zdobył swoją pierwsze trafienie w meczu, zaraz i w całym turnieju. Norwegia goniła i nie mogła dogonić. Aż przyszła końcówka, która przybrała zaskakujący obrót Norwegia znalazła się w trudnym położeniu - nie mogła tu stracić punktów, a musiała gonić. I szukać szansy na odrobienie trzybramkowej straty. Nie zawodzili skrzydłowi, ale defensywa Portugalii zdecydowanie utrudniała zadania drugiej linii, nie był sobą Sagosen. W ekipie Portugalii wszystko zaś zależało od trzech rozgrywających, którzy praktycznie nie opuszczali boiska: braci Costa i Rui Silvy. Może poza Martimem Costą, który siadał na ławce podczas gry obronnej, jeśli był czas na zbiegnięcie. Norwegia cały czas goniła, przegrywała jedną bramką, dwoma, trzema, to znów dwoma albo jedną. Remisu jednak nie było. Przy wyniku 28:27 Pereira poprosił o przerwę - do końca meczu zostało 12 minut, jego zespół cały czas nie był pewny swego. Norwegowie zaś mieli też trochę szczęścia - za uderzenie w twarz młodego Costy tylko karę dwóch minut dostał Petter Øverby, choć - jak wczoraj Alex Dujszebajew - mógł zobaczyć czerwoną kartkę. Portugalczycy, choć pod względem doświadczenia na pewno ustępują Norwegom, zagrali w końcówce po profesorsku. Bracia Costa i Rui Silva do perfekcji opanowali zdobywanie ważnych bramek, a gdy Martim Costa trafił na 33:31, zaliczyli jeszcze przechwyt. A po chwili, przy sygnalizacji gry pasywnej, odskoczyli na 34:31 po kapitalnej wrzutce Silvy na skrzydło do Pedro Porteli. Ten trafiał z gry i z karnych, miał stuprocentową skuteczność. Tak jak Norwegia świetnie radziła sobie z polską ofensywą kilka dni temu, tak dziś nie była w stanie znaleźć sposobu na tercet rozgrywających z Portugalii. I jej zryw w samej końcówce nie pomógł, bardziej zaszkodził, bo Portugalia wygrała aż pięcioma bramkami. I to ona w trzech pozostałych spotkaniach tej fazy: z Holandią, Słowenią i Szwecją będzie walczyć o miejsce w półfinale. Norwegia - Portugalia 32:37 (15:18)