Austria, największa rewelacja mistrzostw Europy mogła dziś być sensacyjnym półfinalistą, ale równie dobrze i spaść na piąte miejsce w grupie I, oznaczające nawet brak kwalifikacji do turnieju przedolimpijskiego. Tę szansę dostała zaś niespodziewanie Islandia, do poniedziałku mająca zerowy dorobek w drugiej części turnieju. Austria marzyła o półfinale, celem minimum była gra o igrzyska. Islandia też dostała tę drugą szansę Austriacy wiedzieli, że jeśli uda im wygrać z Islandią, zapewnią sobie trzecie miejsce w grupie i w piątek w Kolonii zagrają o piątą lokatę w całych mistrzostwach Europy. A gdyby jeszcze Chorwacja jakimś cudem, choć to by się jej nie opłacało, ograła wieczorem Niemcy, byliby w półfinale. Jedno i drugie oznaczałoby zachowanie szans na grę w turnieju olimpijskim. Gdyby jednak Austriacy przegrali z Islandią, zaczynały się schody. To Wyspiarze mogli wskoczyć w końcowej tabeli przed nich - potrzebowali do tego albo jakiejkolwiek wygranej, albo też pięciobramkowej, gdyby swój mecz z Francją przegrali Węgrzy. Może to i skomplikowane, ale dla tych obu drużyn mecz miał sporą stawkę. Austriacy wyglądali jednak od samego początku bardzo źle, zwłaszcza w ataku. Całkowicie zawodziła druga linia, Islandczycy skupili się na tym, by miejsca na rozpędzenie się nie mieli Mykola Bilyk i Lukas Hutecek, a to wystarczyło. Jedynie potężny obrotowy Tobias Wagner raz po raz korzystał ze swojej siły fizycznej i był w stanie zaskoczyć Viktora Hallgrimssona. A ten bronił dobrze, choć nie tak dobrze jak Constantin Möstl. 23-letni bramkarz Alpli HC Hard jest absolutnym objawieniem tego turnieju, dziś dokonywał takich samych cudów jak w meczu z Niemcami. I to od samego początku, jako jedyny w drużynie prezentował poziom godny ewentualnego półfinalisty ME. Austria miała jednego zawodnika w genialnej formie. To wystarczyło, by przez blisko 20 minut wynik był bliski remisu To Möstl w 8. minucie zatrzymał Bjarkiego Elissona z rzutu karnego, chwilę później miał blisko 65 procent skuteczności, odbił 7 z 11 piłek. Poza doświadczonym Aronem Palmarssonem nie było w ekipie Wyspiarzy zawodnika, który w pierwszym kwadransie trafiałby w miarę regularnie. Ostatnie sekundy, 18-latek powalony na ziemię. VAR i wielki niepokój. Marzenie było tak blisko Austriacy nadal grali źle, ich trener Aleš Pajovič patrzył jednak na to dość spokojnie, po kontrze Roberta Webera objęli nawet prowadzenie 5:4. A później wszystko - z ich perspektywy się zepsuło. W 24. minucie Pajovič w końcu wziął czas, przy stanie 8:10. Zarządził grę na dwóch obrotowych, bez bramkarza, ale to się kompletnie nie opłaciło. Jego gracze drugiej linii mieli spore problemy, a prawi rozgrywający, Boris Zivkovic czy 38-letni Janko Božović, byli wręcz "dodatkowymi" graczami rywali. Efekty przyszły szybko - Islandczycy wyprowadzili trzy kontry, były skrzydłowy Vive Kielce Sigvaldi Gudjonsson trzy razy rzucał do pustej lub niemal pustej bramki. A później jeszcze trafienie dodał Palmarsson - Wyspiarze mieli po pierwszej połowie aż sześć bramek przewagi (14:8). Sytuacja dla nich była komfortowa, Austria potrzebowała jakiegoś cudu. Co za zwrot sytuacji, tego nikt się nie spodziewał. W niecały kwadrans Austriacy zmienili wszystko! I ten cud nastąpił, a pewnie tajemnicą będzie, co Aleš Pajovič powiedział swoim zawodnikom w przerwie tego starcia. W 32. minucie na 15:9 trafił Gudjonsson, a później przez 13 minut Islandczycy nie byli w stanie pokonać Möstla. Ten bronił jak w transie, czasem nawet dwa rzuty z rzędu w jednej akcji, zatrzymał też z karnego Odinna Rikhardssona. Jak lew na szóstym metrze walczył z Austriakami Wagner, coś dodał Bilyk i w końcu ruszyło. Austriacy zbliżyli się na trzy bramki, dwie, jedną. W 42. minucie Wagner z koła wyrównał na 15:15, za chwilę Robert Weber z karnego rzucił na 16:15. W niespełna kwadrans stało się coś niesamowitego! Islandczycy już teraz nie mieli co myśleć o zwycięstwie pięciobramkowym czy wyższym, musieli myśleć o wygraniu tego starcia w ogóle. Ale w końcu przełamali swoją niemoc, trafił w końcu Viggo Kristjansson, przełamał niemoc swojej drużyny, wyrównał na 17:17. Sprawy w swoje ręce wziął Palmarsson, niegdyś gwiazd THW Kiel, Veszpremu czy Barcelony, dziś już grający w rodzinnym Reykjaviku. To jego bramki sprawiły, że Islandia odzyskała prowadzenie, a Viggo Kristjansson w 53. minucie podwyższył na 22:20. Emocje - znak firmowy tych mistrzostw Europy. Nie inaczej było dziś w Kolonii Zapowiadała się kolejna emocjonująca końcówka w tych mistrzostwach Europy, a swoje trzy grosze dorzucili jeszcze sędziowie z Czarnogóry. W 55. minucie Zivković trafił na 22:23, Islandczycy zaczynali ze środka pola. Ellidi Vidarsson poczekał, aż przez bok koła środkowego, ale wewnątrz, przebiegnie Lukas Herburger i delikatnie rzucił w niego piłkę, po czym pokazał, że rywal naruszył przepisy. Sędziowie jednak, ku rozpaczy islandzkiego obrotowego, pokazali mu dwa palce, co oznaczało karę dla niego za... niesportowe zachowanie. I w konsekwencji czerwoną kartkę, bo było to już trzecie wykluczenie. Za chwilę zaś Austria wyrównała na 23:23. Islandia wygrała jednak to spotkanie, mimo że na trzy minuty przed końcem karę dostał też Palmarsson. Austriacy popełnili jednak fatalne w skutkach błędy w ataku, zwłaszcza Zivkovic z Azotów Puławy. A po meczu wszyscy byli smutni - Austria zmarnowała szansę na ewentualną grę w półfinale, nie może też być pewna czwartego miejsca w grupie, które - jeśli Egipt zostanie mistrzem Afryki - da jej prawo gry w marcu o igrzyska. Musi kibicować Francji, aby ta pokonała Węgry. Jeśli zaś Węgrzy zdobędą choć punkt w starciu z myślącymi już o piątkowym półfinale mistrzami olimpijskimi, a Egipt w niedzielę zdobędzie złoto w swoich mistrzostwach kontynentu, to Islandia powalczy o grę w stolicy Francji. Austria - Islandia 24:26 (8:14) Tabela grupy I: 1. Francja - 4 mecze - 8 punktów - 139:1222. Niemcy - 4 mecze - 5 punkty - 113:1073. Węgry - 4 mecze - 4 punkty - 119:1164. Austria - 5 meczów - 4 punkty - 132:1385. Islandia - 5 meczów - 4 punkty - 142:1526. Chorwacja - 4 mecze - 1 punkt - 116:126