Rok temu z mistrzostwami świata wiązaliśmy duże nadzieje - Polska pierwszy raz w historii była współorganizatorem tak wielkiej imprezy, celem był awans do ćwierćfinału. Nawiązanie do lat, gdy spotkania kadry prowadzonej przez Bogdana Wentę wywoływały olbrzymie zainteresowanie. Biało-Czerwoni jednak zawiedli, skończyło się na 15. pozycji i odejściu szkoleniowca Patryka Rombla. Zastąpił go Marcin Lijewski, w przeszłości znakomity zawodnik, odnoszący ogromne sukcesy ze wspomnianym Wentą, a obecnie trener, który ma za zadanie zbudować drużynę, będącą w stanie powalczyć z czołowymi ekipami ze Starego Kontynentu. Polacy stanęli jednak przed bardzo ciężkim zadaniem, bowiem w grupie trafili na Norwegię, Słowenię i Wyspy Owcze. W pierwszym meczu w Mercedes-Benz Arena w Berlinie "Biało-Czerwonym" przyszło mierzyć się z tą pierwszą ekipą, faworytem naszej grupy. Sygnał do tego, że na tym turnieju, wszystko może się wydarzyć, dali Farerzy, którzy napędzili stracha faworyzowanej Słowenii. Na podobną waleczność liczyli także polscy fani, choć zadanie przed drużyną prowadzoną przez Marcina Lijewskiego było arcytrudne. Kadrowe kłopoty Polaków Już przed turniejem było wiadomo, że największa gwiazda naszej drużyny Arkadiusz Moryto nie będzie w stanie zagrać w Niemczech. Jakby tego było mało, w meczu z Norwegią Lijewski nie mógł skorzystać z Michała Daszka, o którego zdrowie obawy były już na kilka dni przed meczem. Decyzją trenera na trybunach usiadł również Piotr Jędraszczyk. Zaczęło się jednak znakomicie, bo po czterech minutach prowadziliśmy 3:0. Bardzo agresywna gra w obronie sprawiała Norwegom sporo problemów i stojący w naszej bramce Jakub Skrzyniarz nawet nie musiał interweniować. Jednak po upływie 180 sekund było już 3:3, kiedy po szybkim ataku trafił Sander Sagosen. To tylko pokazywało, że przez 60 minut musimy być w pełni skoncentrowani i ani na moment nie pozwolić Norwegom się rozkręcić. Przed spotkaniem Marcin Lijewski narzekał, że jego podopiecznym brakuje skuteczności. I niestety ponownie dało to o sobie znać w starciu z Norwegami. Niewykorzystane rzuty ze skrzydła czy środka sprawiły, że po kwadransie przegrywaliśmy 6:8, choć rywale wcale nie prezentowali się wybitnie. Polacy cały czas starali się mocno stać w obronie, ale marnowane sytuacje w ataku podcinały nam skrzydła. Co gorsza, nawet gdy Skrzyniarz odbił rzut rywali, Polacy nie potrafili przejąć piłki. Do tego zaczęły pojawiać się niepotrzebne straty i błędy w ataku, co poskutkowało tym, że na przerwę schodziliśmy przy prowadzeniu Norwegów 15:10. Sytuacja nie była bez wyjścia, ale trudno było o optymizm przed drugą częścią gry. Skuteczność nadal szwankuje, "Biało-Czerwoni" bezradni Brak skuteczności niestety był też nasza bolączką na początku drugiej połowy. Przez pierwsze pięć minut rzuciliśmy zaledwie jedną bramkę i to mimo kilku okazji. Kiedy w 35. minucie trafił Magnus Rod, było już 18:11 i wynik zaczął uciekać. Chwilę później o czas poprosił Lijewski, starając się nieco wstrząsnąć swoimi zawodnikami, którzy drugie 30 minut zaczęli bardzo słabo. Po czasie trafił Szymon Sićko, ale Norwegowie nadal mieli sporą przewagę. Kwadrans przed końcem spotkania było już 24:14 i tylko niezmordowana grupa polskich kibiców wciąż wierzyła, że ten mecz można odmienić. Co prawda po trafieniu Ariela Pietrasika udało się zmniejszyć przewagą Norwegów do ośmiu trafień, ale nadal ich przewaga była na tyle duża, by mogli ze spokojem kontrolować przebieg spotkania. W 25. minucie Michał Olejniczak został po raz trzeci odesłany na ławkę kar, co oznaczało czerwoną kartkę dla gracza Industrii Kielce. Już bez niego Polacy w końcówce nie zdołali zbyt wiele zdziałać i ostatecznie przegrali 21:32.. Przed Polakami jeszcze dwa spotkania fazy grupowej turnieju, ze Słowenią (13.01) i Wyspami Owczymi (15.01). Mecz z ekipą z Bałkanów będzie kluczowy w walce o awans, bowiem do drugiego etapu mistrzostw awansują po dwie najlepsze drużyny z każdej z grup. Powtarza się koszmar znany z piłki nożnej, gdzie po meczu otwarcia czeka nas mecz "o wszystko". Oby z Farerami, nie był, według zgranego scenariusza, "o honor".