Dwa lata temu Szwecja wywalczyła awans do półfinału mistrzostw Europy rzutem na taśmę, na pięć minut przed końcem ostatniego meczu grupowego w Bratysławie z Norwegią przegrywała 20:23. A musiała wygrać. Wtedy zdobyła cztery bramki z rzędu, a później poszła za ciosem. W półfinale wygrała jednym trafieniem z mistrzem olimpijskim, czyli Francją. A później zdobyła złoto, ogrywając tak samo "jedną" Hiszpanię. W Niemczech o awans do strefy medalowej już nie musiała walczyć do ostatniej chwili, ostatni mecz - znów z Norwegią - mogła sobie odpuścić. Ale i tak doszło do powtórki - ponownie na drodze do finału stanęła wielka Francja. Świetny początek Szwecji, a później zaczął się koncert "Trójkolorowej orkiestry". Niesamowita moc mistrzów olimpijskich Można się było spodziewać kapitalnego widowiska - siłowo grającej Francji, ale też mającej wiele indywidualności, z szybko przemieszczającymi się Szwedami, na dodatek kierowanymi przez genialnego Jima Gottfridssona. To jego "Trójkolorowi" obawiali się najbardziej, skupili na środku całą obronę. Pierwszych pięć minut było zupełnym przeciwieństwem tego, co działo się w kolejnych, aż do samej przerwy. Wystarczyły dwie interwencje Andresa Palicki, dwie kontry Szwedów, a już mistrzowie Europy prowadzili 3:1. A później Francja pokazała, jak się broni na najwyższym światowym poziomie. Kompletnie zamknęła środkową strefę, odcięła od gry obrotowego, nie pozwalała tworzyć przewagi Gottfridssonowi. Akcje "Trzech Koron" były spychane do skrzydła, z rzutami Albina Legergrena czy Daniela Pettersona radził sobie Samir Bellahcene. Pozycja bramkarza miała być tą najsłabszą w ekipie Francuzów, tymczasem golkiper THW Kiel spisywał się kapitalnie. To jego interwencje nakręcały kolegów, którzy jeszcze lepiej bronili, a w i ataku wykorzystywali swoją siłę. Trener Szwedów Glenn Solberg ratował sytuację czasem na żądanie, gdy jego zespół przegrywał w 13. minucie już 4:9, ale za chwilę było 4:10, a później 5:12. Francja była genialna, nie miała słabych punktów, perfekcyjnie rzucał z gry z i karnych Hugo Descat, wspierany przez Dikę Mema i Nedima Remiliego. Szwedzi mieli lepszy moment, po wejściu na boisko Felixa Claara i Jonathana Carlsbogarda, ale to był właśnie tylko moment. Wystarczył na zmniejszenie strat do czterech bramek, ale na nic więcej. Francja zaś znów zagrała skuteczniej, wygrała pierwszą połowę 17:11, Bellahcene miał aż 8 obron przy 19 rzutach rywali. Nic nie wskazywało, że w tym meczu może jeszcze być coś emocjonującego. Szwecja się nie poddała, ruszyła. 10 minut i... już był remis. Co za zwrot! Reprezentanci Szwecji nie powtórzyli jednak "wyczynu" kobiecej reprezentacji tego kraju, która półtora miesiąca temu w półfinale mistrzostw świata też mierzyła się z Francją. Wtedy w Herning Szwedki przegrywały po pierwszej połowie z późniejszymi mistrzyniami 11:19, nie wróciły już do tego meczu. Przegrały wysoko, 28:37 - teraz mogło być podobnie. Nie było, bo zespół prowadzony przez Gottfrdssona zaczął grać koncertowo, a Palicka w bramce przechodził samego siebie. Nagle z Francuzów uszła cała pewność siebie, przestał trafiać Remili, Mem gubił piłkę przed bramką rywali. Szwecja w trzy minuty zdobyła trzy bramki, jak w pierwszej połowie, ale tym razem nie zwolniła tempa. Bellahcene raz za razem wyciągał piłkę z bramki, w 36. minucie, po trafieniu Claara, było już tylko 16:18, w 40. minucie Carlsbogaard wyrównał na 18:18. Niesamowite! Szwecja w fantastycznym stylu wróciła do meczu, ale najlepsze dopiero miało się zacząć. Francja się obudziła, Remili i Ludovic Fabregas wyprowadzili ją na trzybramkowe prowadzenie (21:18), na więcej nie pozwolił jednak Palicka. Doświadczony bramkarz jest jeszcze zawodnikiem PSG, świetnie zna wielu reprezentantów Francji, wie, jak oni rzucają. Znalazł sposób na Hugo Descata, obronił jego rzut karny i dobitkę z sześciu metrów, później zatrzymał "siódemkę" kolejnego z zawodników Telekomu Veszprem Kentina Mahé. Było wtedy 22:22, a w 53. minucie Claar, rzutem z biegu, wyprowadził w końcu Szwedów na pierwsze prowadzenie po przerwie - 23:22. Ten rzut nie miał prawa się zdarzyć. Elohim Prandi przejdzie do historii piłki ręcznej Francuzi znaleźli się skrajnie trudnym położeniu, ich defensywa nie dawała już rady, wciąż szalał Palicka. Eric Johansson i Hampus Wanne pozwolili odskoczyć obrońcom tytułu na 25:23, do końca zostało tylko pięć minut. A serca szwedzkich kibiców zabiły jeszcze mocniej, gdy w 56. minucie ze skrzydła rzucał Daniel Pettersson - piłka trafiła w głowę bramkarza Remiego Desbonneta. Sędziowie z Macedonii sprawdzali na VAR, czy piłka wcześniej przetarła ramię bramkarza - żadna z powtórek nie pokazywała tego dokładnie. Uznali, że Szwed nie powinien zostać odesłany na dwie minuty. Za chwilę zaś Descat znów stanął przed szansą wyrównania. Miał rzut karny, ale po raz trzeci z rzędu lepszy okazał się Palicka! Gdy na 27:25 trafił Gottfridsson, wydawało się, ze jest po sprawie. Francja miała ogromne problemy, nie potrafiła szybko wykreować sytuacji. Yanis Lenne trafił na 26:27 na 27 sekund przed końcem, za późno. Zwłaszcza, że Szwecja miała jeszcze czas, mogła spokojnie kontrolować tę końcówkę. Na 15 sekund przed końcem Szwedzi wzięli czas, Gottfridsson długo perorował do kolegów, a później wziął sprawy w swoje ręce. Francuzi wyszli do indywidualnego krycia, kapitan "Trzech Koron" ruszył w kierunku bramki i... popełnił błąd kroków. Tyle że Francja nie miała już przerwy, też się trochę pogubiła, Fabregas dał się sfaulować na dziesiątym metrze. I minął czas gry. Mistrzom znad Sekwany został tylko bezpośredni rzut wolny, z daleka, nad wysokim murem. Musiałby się zdarzyć cud, by padła jeszcze bramka na remis. Kiedyś taką w igrzyskach w Pekinie zdobył Nikola Karabatić, ale teraz do piłki podszedł Elohim Prandi. Odchylił się w prawo, rzucił z potworną siłą - piłka trafiła w poprzeczkę, później w tylną część nogi Palicki, zatrzepotała w siatce. Stał się cud! Sędziowie z Macedonii nie poszli sprawdzić, czy Prandi wykonał rzut wolny prawidłowo, a mogli mieć wątpliwości - Francuz oderwał lewą nogę, przerzucił ciężar ciała na prawą, którą postawił dobre pół metra w prawą stronę. Dziesięć minut, których nikt się nie spodziewał. Francja zdemolowała Szwecję w dogrywce Doszło więc do dogrywki, a w niej Szwedzi już chyba nie wierzyli, że są w stanie awansować. Zwłaszcza, że kapitalnie zaczął bronić Desbonnet, świetną zmianę na skrzydle dał Dylan Nahi. A gdy w 68. minucie Prandi trafił na 32:28, jedni i drudzy mogli już sobie podać ręce. Było jasne, że Francja to pierwszy półfinalista mistrzostw Europy. Drugiego zaś wyłoni wieczorne starcie Niemiec z Danią. Francja - Szwecja 34:30 po dogrywce (17:11, 27:27, 30:28)