Kibice, którzy zobaczyli wcześniejszy mecz Francji ze Szwecją, zakończony wygraną tej pierwszej 34:30 po dogrywce, raczej nie mogli już liczyć na nic lepszego. Niemcy, choć to zespół dobry, jakością jednak ustępuje największym potęgom. Osiem lat temu w Krakowie też jednak nie byli faworytem, a "nakręceni" przez fenomenalnego wtedy Andreasa Wolffa, zdobyli złoto. Teraz grali przed swoją publicznością - w Lanxess Arenie było ponad 17 tys. ich kibiców i około dwóch tysięcy rywali. A to hala w piłce ręcznej kultowa - tu odbywają się m.in. finały Ligi Mistrzów, tu wreszcie Polska grała z Niemcami w finale mundialu 17 lat temu. Niemcy rzucili wyzwanie Danii. Postawili na siłę, to było skuteczne w pierwszej połowie Niemcy musieli na ten półfinał wymyśleć coś spektakularnego: wybrali agresywną obronę, kontaktową grę, która wiązałaby Simona Pytlicka, Mathiasa Gidsela i inne gwiazdy mistrzów świata zaraz po otrzymaniu piłki. I tak podopieczni Alfreda Gislasona grali - niezwykle twardo, a gdy Christoph Steinert rzucił w 5. minucie Pytlicka na ziemię, zobaczył tylko żółtą kartkę. Słoweńscy sędziowie pozwalali na wiele, aż do 13. minuty, gdy w końcu wyrzucili Sebastiana Heymanna z boiska na dwie minuty. A ledwie niemiecki rozgrywający wrócił do gry, to w 18. minucie dostał drugą karę - posłał bowiem Pytlicka do parteru niczym zawodowy judoka. Niemcy zadziwiali jednak w ofensywie, łatwiej dochodzili do pozycji rzutowych niż Duńczycy, mieli dobrą skuteczność. To oni prowadzili stale jedną czy dwoma bramkami, mistrzowie świata doprowadzali co najwyżej do remisu. Rozkręcał się też Andreas Wolff - po 25 minutach miał sześć skutecznych interwencji, ponad 42 proc. skuteczności. Dania dała się wciągnąć w grę Niemców, nie była w stanie przyspieszyć swoich ataków, choć Nikolaj Jacobsen szukał różnych rozwiązań w drugiej linii. Mikkel Hansen czy Rasmus Lauge Schmidt mieli jednak problem. Choć przy remisie 8:8 Dania mogła się w końcu przełamać. Najpierw przez całe boisko do pustej bramki nie trafił Niklas Landin, za chwilę pojedynek w kontrze z Wolffem przegrał Gidsel. A okazji nie zmarnował z koła Johannes Golla. Gospodarze turnieju musieli mieć końskie zdrowie, aby wytrzymać tak fizyczną grę, jaką zaproponowali Duńczykom. Aż dziw, że byli w stanie, a oni jeszcze w końcówce pierwszej połowie dołożyli coś więcej. Już nie tylko faulowali i przerywali grę, zaczęli też przechwytywać piłkę. Steinert ze skrzydła trafił na 11:10, dwie akcje później Renars Uščins podwyższył z drugiej linii na 12:10, wreszcie w 28. minucie Juri Knorr rzucił na 13:10. To już była solidna zaliczka - pierwszy raz w tym spotkaniu. Gospodarze wygrali tę połowę 14:12 - to niby niewiele, ale przecież fenomenalnie bronili. Pytanie brzmiało, czy będą w stanie wytrzymać taką grę do samego końca? Inna Dania, inny bramkarz. Mistrzowie świata wzięli sprawy w swoje ręce Duńczycy rozpoczęli drugą połowę z Mikkelem Hansenem w drugiej linii, drugim obrotowym Simonem Haldem w ataku, ale też z Emilem Nielsenem w bramce. Trochę "misiowaty" bramkarz Barcelony dokonywał w tym turnieju cudów, dziś też dobrze zaprezentował się już po wejściu, obronił pięć z siedmiu pierwszych rzutów rywali. Duńczycy potrzebowali niespełna trzech minut na wyrównanie, sześciu, by wyjść w końcu na prowadzenie. Tyle że to wciąż jeszcze niczego nie przesądzało. Niemcy bowiem bardzo dobrze bronili, zniechęcali do walki Gidsela, momentalnie chwytali go, gdy tylko łapał piłkę. Coś jeszcze dodawał Wolff, ale jego koledzy z pola zaczęli popełniać błędy w ofensywie. I to zaczęło się mścić. Nielsen bronił wyśmienicie, po swojej interwencji rozpoczął kontrę, którą wykończył Emil Jacobsen - Dania prowadziła w 42. minucie 19:17. Niemcy nie byli już w stanie odwrócić losów tego spotkania - nie mieli odpowiednich armat. Zawodził Julian Köster, Juriego Knorra nie było już na boisku, próbował jeszcze Heymann. Na Nielsena to nie starczało. Duńczycy powiększyli przewagę do trzech bramek, później czterech, wreszcie w 53. minucie trafili na 26:21. Jasne się stało, że zagrają o złoto. Pierwsze od 12 lat w mistrzostwach kontynentu, bo przecież te na mundialach zdobywali ostatnio seryjnie. A jeszcze na koniec się zagotowało, gdy Niclas Kirkeløkke sfalował rywala, podbiegł do niego Golla i odepchnął. Momentalnie w tym miejscu znaleźli się pozostali gracze obu drużyn. Sędziowie wyrzucili Duńczyka na dwie minuty, Niemcy dorzucili jeszcze dwie bramki, na minutę przed końcem przegrywali 26:28. I wtedy Mikkel Hansen zamknął to spotkanie. W niedzielę o godz. 15 Niemcy zagrają ze Szwecją o brąz, zaś o godz. 17.45 zacznie się finał: Dania - Francja. Niemcy - Dania 26:29 (14:12)