Polska wygrała już w tym turnieju dwa spotkania, dzięki nim znalazła się w gronie 12 najlepszych drużyn w Europie. A pewnie i wśród 13 najlepszych na świecie, bo pewnie do tego grona by można dodać Brazylię. Każde zwycięstwo w drugiej części zmagań byłoby wielkim osiągnięciem drużyny Arne Senstada. Pokonanie zaś współgospodarza turnieju, Węgier - to już można nazwać gigantyczną sensacją. Węgierki w tych mistrzostwach poczynają sobie doskonale, są na kursie na półfinał. Po kolejnych porażkach Czarnogóry i Szwecji dzisiaj praktycznie już mogły go sobie zapewnić, wystarczyło pokonać Polki. Nam z kolei porażka definitywnie zamykała szansę na półfinał, ale raczej nikt na taki cud nie liczył. Węgry - Polska w mistrzostwach Europy w Debreczynie. Nawet trener rywalek miał... asystę Polki w tym meczu od początku ryzykowały, grały bez bramkarki, siedem na sześć w ataku. Wprowadzenie drugiej obrotowej dawało jednak niewiele korzyści. Rywalki świetnie broniły, a Biało-Czerwonym ciężko było znaleźć pozycje rzutowe. Mnożyły się błędy techniczne, faule ofensywne. Węgierki zaś trafiały raz za razem do pustej bramki. Asystę zaliczył nawet ich trener, urodzony w Odessie Władimir Gołowin, który szybko podał piłkę Petrze Vamos, a ta z autu rzuciła przez całe boisko. Nasz zespół blisko pięć minut czekał na pierwsze trafienie, w końcu ta sztuka udała się Monice Kobylińskiej. Nawet jednak i ona niewiele była w stanie zdziałać, też była bezradna. Węgry na medal w wielkiej imprezie czekają już 12 lat, ale teraz są na dobrej drodze by powtórzyć sukces z 2012 roku. Ich liga jest jedną z najmocniejszych na kontynencie, rok temu mieli aż trzy drużyny w Lidze Mistrzyń, teraz dwie. I widać tę jakość w meczach kadry. Osiem bramek różnicy po pierwszej połowie. Starcie, w którym od początku jeden zespół zdecydowanie dominował Był moment, że Polki doszły na dwie bramki, zrobiło się 4:6. Nawet przy stanie 5:8 Paulina Wdowiak obroniła rzut karny, pod koniec pierwszej połowy powtórzyła ten wyczyn. Była najlepszą w naszej ekipie, miała przed przerwą aż 50 procent skuteczności, odbiła pięć piłek. I szkoda, że jej miejsce zajęła na kilka minut Barbara Zima, to nie była dobra decyzj Senstada. Polki nie były w stanie odrabiać strat, te długo wahały się w okolicach czterech bramek. Nie pomagały nam liczne kary, austriaccy sędziowie konsekwentnie wyrzucali na dwie minuty zawodniczki za przewinienia, które inni sędziowie czasem puszczają bez gwizdka. Wreszcie Csenge Kuczora powiększyła przewagę Węgierek do pięciu bramek, na 13:8. Na telebimie pojawiła się informacja, że piłka leciała wówczas do bramki z prędkością niemal 101 km/godz. Mocniej w tym spotkaniu rzuciła raz Aleksandra Rosiak, niemal 107 km. Szkoda tylko, że tak rzadko miała ku temu okazję. Po pierwszej połowie Węgierki prowadziły 17:9, ostatnia ich akcja była godna finału Petra Simon wrzuciła piłkę w pole sześciu metrów, a Katrin Klujber szybowała już tam, złapała ją i oddała rzut. Losy tego spotkania były więc rozstrzygnięte, Polki nie miały żadnych atutów w ofensywie by móc jeszcze liczyć na jakiś cud. Gdy tylko nasz zespół zmniejszył straty do siedmiu bramek (13:20), trener rywalek od razu poprosił o przerwę. A niedługo później było już 10 trafień różnicy (25:15). Można jeszcze było liczyć na to, że Polki w końcówce powalczą chociaż o jednocyfrową porażkę, tak jak ze Szwecją. Dziś jednak w Debreczynie nie były w stanie, zdecydowała ostatnia akcja rywalek, rzut Petry Simon. Skończyło się na 31:21. W niedzielę Biało-Czerwone zmierzą się jeszcze z Czarnogórą, a we wtorek zakończą udział w ME starciem z Rumunią. Węgry - Polska 31:21 (17:9) Węgry: Böde-Bíró (9/30 - 30 proc.), Szemerey - Vamos 8, Klujber 4, Kuczora 4, Gyori-Lukacs 4, Simon 4, Szollosi-Schatzl 2, Faluvegi 2, Füzi-Tóvizi 1, Csikos 1, Tóth 1, Marton, Papp, Kacsor, Bordas. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 2/5. Polska: Wdowiak (8/23 - 35 proc.), Zima (5/17 - 30 proc.) - Rosiak 4, Michalak 3, Kochaniak-Sala 3, Nocuń 3, Kobylińska 2, Tomczyk 2, Balsam 2, Urbańska 1, Zych 1, Olek, Matuszczyk, Górna, Drażyk, Nosek. Kary: 10 minut. Rzuty karne: 2/4