Wojciech Szczęsny nigdy nie krył, że jego wymarzonym klubem jest Arsenal i chce w nim grać. Dlatego odchodził do Włoch z bólem serca. Teraz jednak inaczej ocenia dwa lata spędzone w Rzymie. "Miałem fatalny sezon przed odejściem - występy, kontuzje, problemy poza boiskiem - to był koszmar. Mogłem zostać w środowisku, które zaczynało źle na mnie oddziaływać. Zamiast tego dostałem możliwość nowego startu. Otworzyły się nowe perspektywy. Nauczyłem się nowych rzeczy, robiłem coś nowego. Teraz jestem zadowolony, że do tego doszło, nawet pomimo tego, że pierwsze wrażenie było takie, że mogę wylecieć z Arsenalu, co było bardzo bolesne. Teraz uważam, że to prawdopodobnie najlepsza rzecz, jaka mogła mi się przydarzyć" - powiedział Wojciech Szczęsny. Bramkarz reprezentacji Polski przekonuje, że w Rzymie dojrzał piłkarsko. "Najważniejsza rzecz, jaką wyniosłem z tych dwóch lat spędzonych w Rzymie jest taka, że dojrzałem jako bramkarz. Podniosłem swój poziom, swoje standardy. Wchłonąłem większą wiedzę o piłce, o taktycznej stronie futbolu" - podkreślił Szczęsny. Przekonywał też, że gra w Serie A pozwoliła mu wyeliminować błędy młodości. "Już nie zobaczycie mnie dającego się ponieść emocjom, co zdarzało mi się, gdy byłem młodym bramkarzem" - powiedział. Wojciech Szczęsny przypomniał, że początki w londyńskim klubie nie były dla niego łatwe. "Kiedy dołączyłem do Arsenalu, dostawałem stypendium w wysokości 80 funtów na tydzień i byłem daleko od swojej rodziny. Nie miałem na nic pieniędzy. Po prostu siedziałem w domu. Przez dwa, czy trzy pierwsze sezony w Arsenalu trenowałem, wracałem do domu, szedłem spać, regenerowałem się i trenowałem znowu" - wyznał. Długie lata spędzone w Arsenalu mocno związały go z londyńskim klubem. Sezon się kończy, a wciąż nie wiadomo, gdzie będzie grał w przyszłym. Nadal marzy o powrocie do Arsenalu, ale nie na ławkę rezerwowych. "W wieku 27 lat jestem w wyższej formie niż kiedykolwiek wcześniej. Wciąż mogę jeszcze się rozwinąć" - dowodził polski bramkarz. MZ