W ostatniej kolejce Serie A do incydentu doszło w czasie meczu Hellas Werona - Brescia. Ultrasi Hellasu należą do jednej z najbardziej radykalnych grup kibiców we Włoszech. Mają wiele na sumieniu. Tym razem wyzwany został Mario Balotelli. Obrażany z trybun były reprezentant Włoch chciał opuścić boisko. Mecz został przerwany na kilka minut. Spiker poprosił o spokój i zaprzestanie okrzyków o charakterze dyskryminacyjnym. Nieoczekiwanie kibice zaczęli krzyczeć "Mario, Mario". Mecz został wznowiony. Po meczu przedstawiciele klubu mieli odmienne zdania na temat incydentu. - Nic się nie wydarzyło. Były obraźliwe hasła, ale żadnego okrzyku rasistowskiego - stwierdził trener Ivan Jurić. - Kibice Verony są ironiczni, ale nie są rasistami. Jako pierwsi ukaralibyśmy tych, którzy tak postępują - powiedział prezydent klubu Maurizio Setti. Władze miasta, w tym burmistrz, twierdzą, że to Balotelli fałszywymi oskarżeniami obraża fanów i miasto. Chcą nawet podać go do sądu. Z drugiej strony, obecny na meczu, przedstawiciel włoskiej federacji miał usłyszeć rasistowskie wyzwiska pod adresem gracza Brescii. Klub został ukarany zamknięciem części stadionu. Hellas zidentyfikowali potencjalnego sprawcę. To lider jednej z grup kibicowskich. Dostał 10-letni zakaz stadionowy. Czyli jednak coś się stało. Jest coraz gorzej Włoska liga od długiego czasu ma problem z rasizmem. Drastyczna kara w Weronie to jeden z pierwszych przypadków gwałtownej reakcji na takie przypadki. Do tej pory dużo się o mówiło, ale podobne sprawy raczej zamiatano pod dywan. - Wszyscy o tym gadają, a potem nic nie robią - powiedział w wywiadzie dla "Corriere dello Sport" francuski mistrz świata z 1998 roku, były piłkarz Parmy i Juventusu Turyn Lilian Thuram. - Jest dużo dyskusji, głosów potępienia, a potem każdy przymyka oczy - mówił znany czeski trener, pracujący długie lata we Włoszech, Zdenek Zeman. Do przypadków obrażania piłkarzy w Seria A dochodzi niemal co tydzień. W ostatnich latach praktycznie każdy znany piłkarz o afrykańskich korzeniach musiał wysłuchiwać małpich odgłosów, rasistowskich przyśpiewek, lżenia z trybun: Romelu Lukaku (Inter), Moise Kean (były piłkarz Juventusu), Blaise Matuidi (Juventus), Sulley Muntari (kiedyś Milan, Inter, Pescara), Kalidou Kolibaly (Napoli). - Jest coraz gorzej - przyznał trener Interu Antonio Conte. Kibice: to nie rasizm Zachowania kibiców są powtarzalne, niejednokrotnie dotyczą tych samych grup. W rasistowskich incydentach przodują ultrasi Cagliari. Odpowiedzialna jest za nie głównie grupa Sconvolts. To oni wyzywali Muntariego, Keana, Lukaku. Sconvolts opisał angielski pisarz Tobias Jones. Działają od 1987 roku. Są zamkniętą grupą, odizolowaną od innych kibiców, nie mają kontaktów z władzami klubu. Bardzo dyskretni, uważają się za elitę. Nigdy nie skandują nazwisk piłkarzy własnego klubu, szanują tylko klub, jego barwy, herb i koszulkę. Nie uważają się jednak za rasistów. Twierdzą, że "nienawidzą wszystkich". Tłumaczą, że jeżeli obrażają piłkarza to tylko dlatego, żeby go zdeprymować. To dlatego, mówią, wyzywali Lukaku, który akurat wykonywał rzut karny przeciw Cagliari. To częste tłumaczenie włoskich fanów. Nie obchodzi ich kolor skóry piłkarza drużyny przeciwnej, ale to, że gra u rywala. Wyzwiska, przekleństwa, buczenie pod adresem przeciwnika ma pomóc drużynie. W ten sposób ultrasi Interu Mediolan tłumaczyli to zjawisko po wrześniowym meczu z Cagliari, kiedy ofiarą padł ich piłkarz Lukaku. Umieścili wpis na portalu społecznościowym, w którym wcale nie wsparli swojego piłkarza, ale przedstawili swój pogląd na wydarzenia. "Trzeba zrozumieć, że we Włoszech nie ma prawdziwego problemu rasizmu tak jak to dzieje się w innych krajach. We Włoszech my stosujemy "pewne metody" po prostu po to, żeby "wspomóc drużynę" i onieśmielić przeciwników, nie z powodu rasizmu, ale chcemy go zmusić do popełnienia błędów. (...) Nie jesteśmy rasistami i kibice Cagliari również" - napisali fani Interu. Włoscy ultrasi uważają więc, że mają święte prawo obrażania kogokolwiek i gdziekolwiek. Część "kultury futbolowej"? Przykład idzie z góry albo z boiska. Dochodzi do absurdalnych sytuacji. Dwa lata temu Muntari jako piłkarz Pescary poskarżył się sędziemu na rasistowskie zachowania kibiców Cagliari. Arbiter ukarał go żółtą kartką. Muntari nie wytrzymał. Zszedł z boiska. Kiedy Kean na stadionie w Cagliari musiał słuchać imitacji odgłosu małp, w odwecie po strzeleniu gola podbiegł w stronę kibiców sardyńskiego klubu i stanął nieco prowokacyjnie przed nimi. Naraził się na kolejny seans nienawiści. Kapitan Juventusu Leonardo Bonucci powiedział potem, że jego kolega z drużyny w połowie jest odpowiedzialny za incydenty, bo prowokował Potem musiał się z tego gęsto tłumaczyć. W 2009 roku wybuczany Balotelli wcale nie otrzymał wsparcia od swojego ówczesnego selekcjonera Marcelo Lippiego. "Moim zdaniem ten problem jest dużo mniej poważny niż się o nim mówi" - stwierdził Lippi. Niektórzy, zwłaszcza zajmujący się problemem dziennikarze z Anglii i Francji, twierdzą, że we Włoszech panuje dyskretne przyzwolenie na takie zachowania, jest częścią "kultury futbolowej" i stąd ta mnogość incydentów. Były prezes włoskiej federacji Carlos Tavecchio po klęsce reprezentacji w Brazylii wsławił się powiedzeniem, że w Serie A gra za dużo przypadkowych piłkarzy z zagranicznych. - U nas jakiś Opti Poba jednego dnia zjada banany, a drugiego gra w Lazio - stwierdził Tavecchio. Potem za to wielokrotnie przepraszał. Słynny trener z czasów wielkiego Milanu Arrigo Sacchi stwierdził, że we Włoszech gra "za dużo czarnych piłkarzy". Niedawno, komentując grę Romelu Lukaku, skompromitował się znany ekspert piłkarski Luciano Passirani, który stwierdził - chwaląc Belga - że jedynym sposobem, by zatrzymać napastnika Interu "jest zjedzenie 10 bananów". Już więcej nie był zapraszany do studia. Koulibaly: Jeżelibym wyjechał z Włoch, przyznałbym rację rasistom Obrażani piłkarze źle się czują, gdy dochodzi do rasistowskich incydentów. Dla nich sprawa jest jasna. Ich zdaniem obrażani są przede wszystkim dlatego, że są czarni. Nie ma odcieni szarości. To jest zło. "Jesteście ograniczonymi ludźmi. Nie macie pojęcia, co robicie. Wstydźcie się. Przegrywacie tę walkę. Obudźcie się, ignoranci" - napisał po meczu w Weronie Mario Balotelli. Kolega z drużyny Arkadiusza Milika i Piotra Zielińskiego Kalidou Koulibaly kilka razy musiał znosić wyzwiska o podłożu rasistowskim pod swoim adresem. W lutym 2016 roku podczas meczu z Lazio Rzym. - Nie chciałem już grać w piłkę, choć mam zwyczaj dawać z siebie 100 procent. Bardzo źle się z tym czułem. Trener Maurizio Sarri powiedział, że mogę zejść z boiska. Chciałem jednak pokazać, że moje miejsce jest właśnie na boisku - opowiadał najlepszy obrońca Serie A w wywiadzie dla "L’Equipe". Ten piłkarz senegalskiego pochodzenia z obywatelstwem francuskim przyznaje, że w przeszłości nie miał takich problemów. We Francji jeżeli ktoś miał takie zapędy rasistowskie, to raczej z powodu porażki. - Grając w Metz ktoś miał do nas pretensje mówiąc: "Wygrywają, bo, jest u nich dużo Czarnych". Ale to była frustracja po przegranym meczu - opowiadał. Koulibaly spędził dwa wspaniałe lata w Belgii. Nie ma też żadnych problemów w Neapolu - na stadionie i w mieście. jest lubiany, kocha to miasto. Bardzo przeżywa, gdy zwłaszcza na północy, obraża się Neapolitańczyków. Jego zdaniem kibice we Włoszech wciąż mogą czuć się bezkarni. Pozostają anonimowi. - Nie wiedziałem jeszcze kibiców z zakazami, drastycznych kar, odjętych punktów dla klubu. Potrzeba przykładu. Jeżeli występuje rasizm, nie ma żadnego usprawiedliwienia, trzeba za to karać. Jeżeli ktoś obraża cię za kolor skóry, to nie jest to dekoncentracja przeciwnika - powiedział Koulibaly. Nie zamierza opuszczać Włoch, choć kilka osób już do tego go namawiało, a jego rodak Demba Ba z tureckiego Basaksehir apeluje do czarnoskórych zawodników, by zbojkotowali Serie A. - Gdybym opuścił włoski futbol, to przyznałbym rację rasistom. Musimy zostać i pokazać, że jesteśmy silni - stwierdził obrońca Napoli. Olgierd Kwiatkowski