O Yonghong Li wiadomo od początku niewiele - przypomina czwartkowa włoska prasa, informując o wszczętym dochodzeniu w sprawie "dziwnej transakcji", jak określa się sprzedaż Milanu. Szczątkowe informacje na temat nabywcy jednego z najsłynniejszych klubów świata są takie, że ma 49 lat i zameldowanie w Hongkongu. Rozmowy na temat sprzedaży klubu, który przez 30 lat należał do byłego trzykrotnego premiera Włoch i magnata medialnego, trwały miesiącami, a przedłużały je trudności ze zdobyciem sumy 740 milionów euro, na ile wyceniono Milan - zauważa "Corriere della Sera". Gazeta dodaje, że przedsiębiorca z Chin zapłacił w zeszłym roku Berlusconiemu tę sumę, choć jego osobisty majątek szacowany był na 500 milionów euro. Li zapożyczył się m.in. w Hongkongu, a 303 miliony euro, których mu brakowało, otrzymał od amerykańskiego funduszu inwestycyjnego Elliott. Pożyczono mu tę kwotę na 9 procent, dodatkowo biorąc w zastaw duży pakiet akcji Milanu. Jeżeli Yonghong Li nie spłaci jej do października, Amerykanie staną się właścicielami klubu piłkarskiego z Mediolanu, co jeszcze bardziej komplikuje sytuację. Szeregiem transakcji towarzyszących przejęciu klubu przez chińskiego inwestora zainteresował się Narodowy Bank Włoski. Kiedy w styczniu prasa doniosła o wszczęciu postępowania wyjaśniającego w tej sprawie, prokuratura w Mediolanie zdementowała te doniesienia. W środę potwierdziła zaś, że wszczęła śledztwo i wyjaśniła, że nie są nim objęte konkretne osoby. Na razie bada okoliczności zakupu. Włoskie media ponownie zastanawiają się w tej sytuacji, jak nieznany w Chinach inwestor zdołał zgromadzić pieniądze niezbędne na zakup AC Milan, skoro jedyną jego gwarancją był osobisty majątek, szacowany na pół miliarda euro. Niewykluczone, iż Yonghong liczył na wejście Milanu na giełdę w Hongkongu, ale to zdaniem większości obserwatorów wydaje się w tej chwili niemożliwe. Wniosek jest jeden: AC Milan nie może zaznać spokoju - podsumowuje "Corriere della Sera". Z Rzymu Sylwia Wysocka