Na kilka kolejek przed zakończeniem poprzedniego, niezwykle rozczarowującego sezonu było jasne, że w rozgrywkach 2017/2018 zespół przejmie nowy szkoleniowiec. Mówiło się o Anotnio Conte, Maurizio Sarrim oraz Luciano Spallettim, którego kontrakt z Romą wygasał w czerwcu. Padło na ostatniego z wymienionych, co nie do końca podobało się kibicom. Powód? Przede wszystkim brak większych sukcesów we Włoszech. Nie zmienia to faktu, że obecnie 58-letni trener od lat uchodzi za jednego z najlepszych w swoim fachu, a włoskie kluby w których pracował, zawsze miały mniejszy budżet od wówczas dominujących w Serie A Interu, AC Milan bądź Juventusu. Odarci z godności Tym razem Spalletti przejął zespół odarty z godności, drużynę, która tylko w meczach ligowych poniosła aż 14 porażek i zajęła siódme miejsce w sezonie 2016/2017. W klubie zdawali sobie sprawę, że gorzej być nie może i postawili na trenera, który potrafi rządzić twardą ręką, ale jednocześnie umie zadbać o atmosferę i sprawić, że niemal każdy piłkarz będzie czuł się potrzebny. W poprzednim sezonie w Romie Spalletti musiał zmierzyć się z legendą doskonale mu znanego Francesco Tottiego. 40-letni piłkarz chciał grać, o czym głośno mówił w licznych wywiadach, choć inni byli w lepszej formie. Trener wytrzymał presję ze strony kibiców i wystawiał jedenastkę gwarantującą najlepszy wynik. Jednocześnie przyczynił się do zakończenia kariery przez żywą legendę klubu, czym naraził się fanatykom Romy. Choć broniły go wyniki, a ekipa "Giallorossich" zajęła drugie miejsce w tabeli ze stratą czterech punktów do naszpikowanego gwiazdami Juventusu, to Spalletti czuł, że jego czas w Rzymie dobiegł końca. Po długich rozmowach z członkami zarządu szkoleniowiec doszedł do wniosku, że nie przedłuży umowy i poszuka nowych wyzwań. Włoch nie mógł dokonać lepszego wyboru. W Interze trafił na piłkarzy z dużym potencjałem, którzy mogą być jeszcze lepsi. Grupę ludzi zmęczonych przegrywaniem, kompromitacjami i brakiem sukcesów oraz chcących wyjść z marazmu i udowodnić, że stać ich na więcej. Od członków zarządu usłyszał, że celem jest zajęcie miejsca w pierwszej czwórce i powrót do Ligi Mistrzów. Biorąc pod uwagę kadrę - cel jak najbardziej realny. Nie pozostało nic innego, jak tylko zakasać rękawy i brać się do pracy. I Spalletti nie marnował czasu. Trzy kroki Pierwszym krokiem była odbudowa morale zespołu i postawienie na bardziej ofensywny styl gry. Udało się dość szybko, bo "Nerazzurri" wygrali pięć spotkań towarzyskich z rzędu pokonując m.in. Bayern Monachium i Chelsea, a następnie udanie rozpoczęli sezon Serie A zwyciężając w czterech spotkaniach, w tym u siebie z Fiorentiną (3-0) i na wyjeździe Romą (3-1). W ostatnim z wymienionych meczów najlepiej było widać rękę Spallettiego - choć po pierwszej połowie mediolańczycy przegrywali 0-1, to w drugiej odsłonie przejęli kontrolę i strzelili trzy gole, radując się po każdym trafieniu, niczym po awansie do finału Ligi Mistrzów. Za czasów Waltera Mazzarriego, Roberto Manciniego bądź Stefano Piolego zespół nie zdołałby się podnieść w starciu z tak trudnym rywalem, w dodatku na wrogim terenie. Drugą sprawą było przekonanie Ivana Periszicia, że powinien zostać w Interze. Na zdjęciach z obozów przygotowawczych Chorwat nie wyglądał na szczęśliwego i czekał, aż klub dojdzie do porozumienia z Manchesterem United. Jednak dyrektor sportowy Piero Ausilio na każdym kroku powtarzał, że Inter nie sprzeda skrzydłowego za mniej niż 55-60 milionów euro. Dni mijały, a "Czerwone Diabły" milczały. Ich ostatnia oferta również nie okazała się satysfakcjonująca. W końcu do akcji wkroczył Spalletti, który zakomunikował, że bardzo liczy na zawodnika, a zespół będzie coraz mocniejszy i nie warto opuszczać San Siro. Piłkarz zgodził się z trenerem, a w nagrodę we wrześniu podpisał nową umowę. Efekt? Periszić gra jak z nut - w 15 meczach Serie A zanotował sześć asyst i strzelił siedem goli. W każdym meczu należy do najlepszych zawodników na boisku. Bez niego, Inter na pewno nie powędrowałby na szczyt tabeli. Ostatnią i największą zaletą Spallettiego jest fakt, że wszystkich traktuje sprawiedliwie. Każdy ma równe szanse i jest potrzebny. Wszyscy piłkarze zdają sobie sprawę, że nagle mogą wskoczyć do podstawowej jedenastki i zostać w niej na dłużej. Szkoleniowiec wzniecił w nich ogień. Najlepszy przykład? Z różnych powodów pomijany Davide Santon rozegrał po 90 minut w trzech ostatnich meczach i raczej wygryzł ze składu chimerycznego Yuto Nagatomo oraz sprowadzonego latem, ale nadal mającego kłopoty z grą w defensywie, Dalberta. Natomiast Andrea Ranocchia, który przez lata był krytykowany i uznawany za najgorszego środkowego obrońcę Interu, w niedzielę zagrał w spotkaniu z Chievo po profesorsku i udanie zastąpił pauzującego za kartki Joao Mirandę. - Spalletti obudził we mnie wolę walki, a metody treningowe jego sztabu sprawiają, że nawet kiedy nie gram, to i tak robię postępy. On nie ma swoich ulubieńców, dla niego wszyscy jesteśmy równi. To motywuje cały zespół. Mam nadzieję, że dzięki niemu w końcu będę mógł spłacić wieloletni kredyt zaufania, jaki dostałem od tego klubu - wyznał Ranocchia. Letnie sprzątanie Swoje zrobili również dyrektorzy Interu. Piero Ausilio oraz "doradca" Walter Sabatini pozbyli się piłkarzy, którzy nie pasowali do koncepcji Spallettiego, nie mieli szans na grę bądź zawiedli w poprzednim sezonie. I tak Mediolan opuścili napastnik Stevan Jovetić, defensywny pomocnik Gary Medel, ale przede wszystkim grający w kratkę Ever Banega i będący ogromnym rozczarowaniem Geoffrey Kondogbia. Ten ostatni przypieczętował swój los w przedsezonowym spotkaniu z Chelsea, kiedy popisał się pięknym lobem - niestety, do własnej bramki. Po pięciu latach zespół opuścił również Argentyńczyk Rodrigo Palacio, który odszedł na zasadzie wolnego transferu. Osobny przypadek stanowi Gabriel Barbosa. "Gabigol" dołączył do Interu z Santosu latem 2016 roku i kosztował blisko 30 milionów euro. Jednak świeżo upieczony złoty medalista olimpijski nie potrafił przekonać do siebie żadnego trenera. Spalletti dał mu kilka szans przed sezonem, ale również uznał, że najlepszym rozwiązaniem dla Brazylijczyka będzie roczne wypożyczenie. Problem w tym, że w Benfice skrzydłowy także nie może przebić się do pierwszej jedenastki. Wystąpił w zaledwie kilku meczach i prawdopodobnie wróci na San Siro szybciej niż przypuszczano. Nie brakuje głosów, że psuje atmosferę w zespole z Lizbony. W Mediolanie również nie potrzebują takich piłkarzy i zapewne w styczniu dojdzie do kolejnej transakcji z udziałem 21-letniego zawodnika. Łącznie Inter zarobił na sprzedanych piłkarzach ponad 67 milionów euro, a za kilka miesięcy dostanie jeszcze więcej - Kondogbia i Jeison Murillo są tylko wypożyczeni do Valencii, która powinna ich wykupić. To dobra wiadomość dla trenera, który w przypadku udanego sezonu na pewno dostanie nowe środki na wzmocnienia. Zresztą już latem nie miał powodów do narzekań. Narodziny gwiazdy Ausilio i Sabatini nie działali pochopnie. Dokładnie wiedzieli, kogo chcą i za jaką kwotę. Nie mieli zamiaru przepłacać oraz nie kupowali, jeśli nie sprzedali. Dokonali przy tym niezwykle rozsądnych ruchów. Sprowadzony z Fiorentiny doświadczony Borja Valero uporządkował grę drugiej linii, znakomicie dyktuje tempo i inicjuje akcje, a jego były kolega z Violi Matias Vecino dołożył walkę w środku pola i bardzo dobre podłączanie się do akcji ofensywnych. Na razie zawodzi tylko wspomniany wcześniej Dalbert, choć on ma się rozkręcić po zimowej przerwie. Natomiast pełni możliwości z powodu kontuzji nie był w stanie pokazać wypożyczony z Valencii Joao Cancelo. Jeśli Portugalczyk nie przekona do siebie w rundzie rewanżowej, to wróci na Estadio Mestalla. Jednak największym majstersztykiem okazało się sprowadzenie 22-letniego Milana Skriniara z Sampdorii. W momencie, gdy pozostałe kluby Serie A skoncentrowały się na walce o jego klubowego kolegę Patrika Schicka, Ausilio szybko i sprawnie kupił za 23 miliony euro Słowaka. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Młody zawodnik stanowi zaporę nie do przejścia, ale równie znakomicie spisuje się w ofensywie - Skriniar lubi i potrafi uderzyć z dystansu, bądź przebiec całe boisko i wykończyć akcję. Już dziś dopytują się o niego kluby z Premier League i Primera Division, w tym FC Barcelona. Wątpliwe, by Inter puścił piłkarza za mniej niż 70 milionów euro. "Nerazzurri" czekali na takiego defensora od czasów Brazylijczyka Lucio, do którego zresztą Słowak jest porównywany. Obok Periszicia i Mauro Icardiego to najlepszy zawodnik Interu. Może być tylko lepszy Spalletti wie, jak pracować ze snajperami. W Romie znakomicie pod jego wodzą spisywał się Edin Dżeko (tytuł króla strzelców w poprzednim sezonie), a wcześniej Totti (najlepszy w sezonie 2006/2007). Nie inaczej jest w Interze Mediolan, gdzie gola za golem strzela Mauro Icardi. Kapitan zespołu w 15 meczach zdobył już 16 bramek i przewodzi klasyfikacji strzelców. Wszystko wskazuje na to, że rozgrywa swój najlepszy sezon w karierze. Jego zwieńczeniem może być mistrzostwo świata wywalczone z reprezentacją Argentyny. Po wielu latach przerwy od czasu debiutu Icardi w końcu zaczął być regularnie powoływany przez obecnego selekcjonera Jorge Samapoliego. To także stanowi dla niego dodatkową motywację. Bez Icardiego Inter na pewno nie awansowałby na pierwsze miejsce w Serie A. To on strzelił hat tricka w wygranym meczu z AC Milan (3-2). To on strzelił po dwa gole w zwycięskich bataliach z: Fiorentiną (3-0), Romą (3-1), Sampdorią (3-2), Atalantą (2-0) i Cagliari (3-1). Argentyńczyk potrafi wykorzystać dośrodkowanie jednego z partnerów i skutecznie uderzyć głową lub mimo asysty kilku obrońców, popisać się sprytnym strzałem. W jego grze jest więcej dojrzałości i chłodnej kalkulacji. Spalletti jeszcze lepiej uświadomił mu, w których sektorach boiska powinien się ustawiać i czekać na podania, co ma przełożenie na więcej sytuacji. Pewne jest tylko jedno - ten 24-letni piłkarz będzie coraz lepszy, choć już dziś zdaniem byłego reprezentanta Argentyny Hernana Crespo jest zawodnikiem bardziej kompletnym od snajpera Juventusu Gonzalo Higuaina. Największe kluby w Europie także obserwują Icardiego. W ostatnich dniach dużo mówiło się o jego odejściu po zakończeniu sezonu. Ponoć gotowy zapłacić 110 milionów euro odstępnego jest Real Madryt, ale zdaniem Ausilio napastnik i tak nie zmieni pracodawcy. - Icardi w Realu? Nie musimy go przekonywać, by pozostał w Interze. Ma długi kontrakt i na każdym kroku podkreśla, że może grać w tym klubie nawet do końca kariery. Jest naszym kapitanem i chce zdobywać trofea z Interem. To ważniejsze od pieniędzy - tłumaczy dyrektor sportowy. Mecz o mistrzostwo? W najbliższą sobotę Higuain i Icardi prawdopodobnie zmierzą się na murawie. Jeśli pierwszy z wymienionych wyleczy urazy, to powinien pojawić się na boisku w drugiej połowie spotkania Juventusu z Interem. Nie brakuje głosów, że to mecz o mistrzostwo Włoch, choć bez względu na wynik do końca sezonu pozostało jeszcze wiele kolejek. Spalletti tonuje nastroje. - Uspokójmy się. Przed nami jeszcze daleka droga. Oczywiście, chcemy wygrać z Juventusem i przywieźć do domu trzy punkty, ale pamiętamy o tym, że przez sześć ostatnich lat oni wygrali wszystko, byli w finale Ligi Mistrzów i mają znakomitych zawodników. To będzie świetny mecz - uważa szkoleniowiec "Nerazzurich". Do tej pory Inter nie oblał żadnego testu, bo na pewno nie można rozpatrywać wyjazdowego remisu z SSC Napoli w kategoriach porażki. Jednak konfrontacja ze "Starą Damą" pokaże, czy zespół z Mediolanu jest już gotowy na zdobycie tytułu. Nastroje w stolicy Lombardii dawno nie były tak dobre. Po sobotnim spotkaniu mogą być jeszcze lepsze. W końcu na końcowy triumf w Serie A "czarno-niebiescy" czekają od 2010 r. Nic dziwnego, że są bardzo głodni. Piotr Onami Serie A - zobacz wyniki, strzelców, składy, terminarz i tabelę