Malownicze miasto w Lombardii z liczącą półtora tysiąca lat historią, budzącym zachwyt historycznym centrum i pięknym pejzażem jest jednym z najbardziej dotkniętych epidemią koronawirusa we Włoszech. W samym Bergamo i okolicznych gminach zmarło od początku kryzysu około 6 tysięcy osób. Nie ma tam, podkreśla się, nikogo, kto nie straciłby kogoś z rodziny czy z grona przyjaciół. Miasto, gdzie nadal notuje się kolejne zakażenia, podnosi się powoli po kryzysie, który naznaczył je na zawsze. Zanim wybuchł, to właśnie klub Atalanta dostarczał mieszkańcom wielkich emocji i radości. Drużyna została uznana za nowy fenomen w kraju, gdy ku zaskoczeniu wielu awansowała do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Teraz jest też na dobrej drodze do tego, by zapewnić sobie udział i w następnych rozgrywkach LM obok gigantów Serie A.Po tym, gdy północ Włoch w lawinowym tempie została zaatakowana zimą przez koronawirusa, zaczęto dyskutować, jak rolę w jego szerzeniu mógł mieć rozegrany w ramach Ligi Mistrzów 19 lutego w Mediolanie mecz Atalanty z Valencią (4-1). Na stadionie San Siro zgromadziło się ponad 40 tysięcy kibiców przybyłych z regionu Bergamo.Gdy kilka dni później w Lombardii, a także w Hiszpanii zaczęły się mnożyć przypadki zakażeń, niektórzy eksperci właśnie ten mecz zaczęli wskazywać wręcz jako "wylęgarnię" wirusa, która przyspieszyła epidemię.Taką opinię wyraził między innymi członek Rady Wykonawczej Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) i doradca włoskiego ministra zdrowia Walter Ricciardi. Jak zaznaczył, jedna trzecia mieszkańców Bergamo i okolic zgromadziła się na mediolańskim stadionie."To nie przypadek, że kibice z Walencji przenieśli potem wirus do Hiszpanii" - zaznaczył.Nikt oficjalnie nie potwierdził we Włoszech, że był to "mecz zero", od którego wszystko się zaczęło. Gdy codziennie w marcu umierało po kilkaset osób, pytani o mecz eksperci na konferencjach prasowych przyznawali, że w fazie tak głębokiego kryzysu nie mogą zajmować się analizowaniem okoliczności tego spotkania.